[Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Jej umysł zalała fala informacji, które trudno było jej przetworzyć w tak krótkim czasie. Mocniej zacisnęła ramiona wokół siebie. Kiedy żołnierz mówił wlepiała w niego swoje wielkie ślepia. Wyglądała jak niewinna sarenka, która zgubiła mamę.
- Co to jest Red Wolf? - zapytała. Nie wiedziała o czym do niej mówi - I Camp Pozzi? Nie wiem co to znaczy.
Kiedy usłyszała otwieranie drzwi aż podskoczyła odwracając się w tamtą stronę i ściskając wokół siebie ramiona z całych sił. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe, kiedy wpatrywała się w dziewczynę, która weszła do pokoju. Zamrugała kilka razy.
- Nie po waszemu... - powiedziała zaciskając szczękę.
- Po angielsku. To jest mój kraj, wy powinniście mówić po mojemu... - nie mogła się powstrzymać przed powiedzeniem tego.
- Za kogo wy nas macie? Za dzikusów, którzy są analfabetami? Jesteście kurwa w moim kraju... - zaburczała, mówiła po angielsku, chciała żeby ją zrozumieli. Miała miękki, ciepły, kobiecy głos. Przekleństwa nie pasowały ani do niego, ani do jej ślicznej, dziewczęcej buzi. Wyglądała jak aniołek, a warczała jak dzikie lwiątko. Szybko jednak spuściła głowę i zrobiła się czerwona ze wstydu. Ojciec nie byłby z niej dumny... Nie miała siły na własne zachowanie. Na karcenie się, rozmyślanie. Ze zwieszoną głową słuchała co mówi do niej żołnierz. Lisie nic nie odpowiedziała. Kiedy usłyszała o rodzinie, aż ścisnęło ją w żołądku. Przełknęła powoli ślinę i podniosła głowę na żołnierza. W karmelowych oczach widać było zalążki łez.
- Ale bo... Ja nie... Ja już nie mam żadnej rodziny - ból w żołądku zrobił się nie do zniesienia - zupełnie. Wszystkich zabiła wojna. Zostałam tylko ja. Nie mam nikogo - powiedziała prawdę, wszyscy zginęli. Była jedynaczką. Matka zginęła na początku wojny w bombardowaniu Kijowa. Tata kilka tygodni wstecz. Miała rodzinę w Charkowie, ale nie przeżyli. Kilkoro jej krewnych z Kijowa umierało po kolei. Po każdym bombardowaniu ktoś po prostu znikał z Boskiej listy z napisem "Żywi". Pod Lwowem zginęła jej matka chrzestna. Rodzina po prostu się skończyła. Łzy pociekły jej po policzkach, a powieki szczypały nieprzyjemnie. Gapiąc się na żołnierze właściwie nie mrugała. Kiedy drzwi otworzyły się ponownie wzdrygnęła się, a serce ścisnęło się w jej piersi. Zwyczajnie się bała.
- Nie. Czekaj... - wydukała, kiedy okazało się, że żołnierz ma wyjść - bo... Moja noga... Poparzyłam się. Bardzo mnie boli.
- Co to jest Red Wolf? - zapytała. Nie wiedziała o czym do niej mówi - I Camp Pozzi? Nie wiem co to znaczy.
Kiedy usłyszała otwieranie drzwi aż podskoczyła odwracając się w tamtą stronę i ściskając wokół siebie ramiona z całych sił. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe, kiedy wpatrywała się w dziewczynę, która weszła do pokoju. Zamrugała kilka razy.
- Nie po waszemu... - powiedziała zaciskając szczękę.
- Po angielsku. To jest mój kraj, wy powinniście mówić po mojemu... - nie mogła się powstrzymać przed powiedzeniem tego.
- Za kogo wy nas macie? Za dzikusów, którzy są analfabetami? Jesteście kurwa w moim kraju... - zaburczała, mówiła po angielsku, chciała żeby ją zrozumieli. Miała miękki, ciepły, kobiecy głos. Przekleństwa nie pasowały ani do niego, ani do jej ślicznej, dziewczęcej buzi. Wyglądała jak aniołek, a warczała jak dzikie lwiątko. Szybko jednak spuściła głowę i zrobiła się czerwona ze wstydu. Ojciec nie byłby z niej dumny... Nie miała siły na własne zachowanie. Na karcenie się, rozmyślanie. Ze zwieszoną głową słuchała co mówi do niej żołnierz. Lisie nic nie odpowiedziała. Kiedy usłyszała o rodzinie, aż ścisnęło ją w żołądku. Przełknęła powoli ślinę i podniosła głowę na żołnierza. W karmelowych oczach widać było zalążki łez.
- Ale bo... Ja nie... Ja już nie mam żadnej rodziny - ból w żołądku zrobił się nie do zniesienia - zupełnie. Wszystkich zabiła wojna. Zostałam tylko ja. Nie mam nikogo - powiedziała prawdę, wszyscy zginęli. Była jedynaczką. Matka zginęła na początku wojny w bombardowaniu Kijowa. Tata kilka tygodni wstecz. Miała rodzinę w Charkowie, ale nie przeżyli. Kilkoro jej krewnych z Kijowa umierało po kolei. Po każdym bombardowaniu ktoś po prostu znikał z Boskiej listy z napisem "Żywi". Pod Lwowem zginęła jej matka chrzestna. Rodzina po prostu się skończyła. Łzy pociekły jej po policzkach, a powieki szczypały nieprzyjemnie. Gapiąc się na żołnierze właściwie nie mrugała. Kiedy drzwi otworzyły się ponownie wzdrygnęła się, a serce ścisnęło się w jej piersi. Zwyczajnie się bała.
- Nie. Czekaj... - wydukała, kiedy okazało się, że żołnierz ma wyjść - bo... Moja noga... Poparzyłam się. Bardzo mnie boli.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- To grupa specjalna, do której należę - powiedział cierpliwie i powoli - jechałaś z nami dziś ciężarówką. Jest też wsparcie lotnicze, leciało nad nami. Camp Pozzi to, to miejsce. Tak zostało nazwane to miejsce.
Obydwoje żołnierzy spojrzało po sobie zaskoczeni jej wybuchem złości. Z ich perspektywy to raczej Europa była uparta, że nie postanowiła się jeszcze w pełni nauczyć języka uniwersalnego czyli angielskiego. Pół świata tym językiem mówiło, nawet w Afryce się nim posługiwano. Ale nie skomentowali, jasne że na wojnie było pełno emocji, wszyscy chodzili na wysokich obrotach.
Zresztą akcja transportu tu oddziałów odbyła się szybko, tłumacze i żołnierze mówiący w Ukraińskim mieli za chwila dojechać.
Aiden westchnął cicho, ale po to tu był, by pomagać.
- Ej... będzie ok coś wymyślimy - objął ją ramieniem przyciągając do siebie. Był to zwykły gest, był przede wszystkim człowiekiem. Nie wiedział co wymyśli, ale musiało być jej naprawdę teraz koszmarnie. To była śliczna dziewczyna, która miała naprawdę wielkiego pecha.
- Nie jesteś sama Debinko - pogładził ją po włosach w ludzkim odruchu. Mógł sobie tylko wyobrazić jak ona musiała się źle czuć. Kiedy wspomniała o ranie cofnął się na tyle by wygodnie im się rozmawiali.
- Okej, a co dokładnie się stało. Musisz mi ją pokazać - dodał. Ukląkł na podłodze i wyszargał spod łóżka sporej wielkości ale płaską skrzynie z napisem "Med. U.A. Army ". Otworzył ją, w środku znajdowało się od cholery podstawowego sprzętu medycznego, gaz, opatrunków, wenflony te zwykłe i jakieś inne, leki. Wszystko było powkładane w woreczki i opisane bardzo dokładnie ręcznie ładnym pochyłym odręcznym pismem.
- Jak doszło do oparzenia? - zapytał ją zakładając rękawiczki, nawet to mieli.
Obydwoje żołnierzy spojrzało po sobie zaskoczeni jej wybuchem złości. Z ich perspektywy to raczej Europa była uparta, że nie postanowiła się jeszcze w pełni nauczyć języka uniwersalnego czyli angielskiego. Pół świata tym językiem mówiło, nawet w Afryce się nim posługiwano. Ale nie skomentowali, jasne że na wojnie było pełno emocji, wszyscy chodzili na wysokich obrotach.
Zresztą akcja transportu tu oddziałów odbyła się szybko, tłumacze i żołnierze mówiący w Ukraińskim mieli za chwila dojechać.
Aiden westchnął cicho, ale po to tu był, by pomagać.
- Ej... będzie ok coś wymyślimy - objął ją ramieniem przyciągając do siebie. Był to zwykły gest, był przede wszystkim człowiekiem. Nie wiedział co wymyśli, ale musiało być jej naprawdę teraz koszmarnie. To była śliczna dziewczyna, która miała naprawdę wielkiego pecha.
- Nie jesteś sama Debinko - pogładził ją po włosach w ludzkim odruchu. Mógł sobie tylko wyobrazić jak ona musiała się źle czuć. Kiedy wspomniała o ranie cofnął się na tyle by wygodnie im się rozmawiali.
- Okej, a co dokładnie się stało. Musisz mi ją pokazać - dodał. Ukląkł na podłodze i wyszargał spod łóżka sporej wielkości ale płaską skrzynie z napisem "Med. U.A. Army ". Otworzył ją, w środku znajdowało się od cholery podstawowego sprzętu medycznego, gaz, opatrunków, wenflony te zwykłe i jakieś inne, leki. Wszystko było powkładane w woreczki i opisane bardzo dokładnie ręcznie ładnym pochyłym odręcznym pismem.
- Jak doszło do oparzenia? - zapytał ją zakładając rękawiczki, nawet to mieli.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Kiedy ją objął prawie się cofnęła. Ostatecznie tylko się skuliła i dała przytulic. Ten żołnierz był inny, jakby... się starał. Siłą rzeczy wciągnęła powietrze do płuc, ale nie umiała ani na chwilę stracić nad sobą kontroli. Nie znała nawet imienia mężczyzny, ale jego zapach był niezwykły. Jakby uspokajający. Nie śmierdział, jak ukraińscy żołnierze, którzy nie myli się tygodniami. On pewnie też nie widział prysznica przez jakiś czas, ale mimo to czuła zapach jakby męskiego mydła i lekko zwietrzałych perfum. Woń była przyjemna i wywołała w niej nagłe poczucie bezpieczeństwa. Ręce, które miała owinięte wokół siebie trochę się rozluźniły. Gdy się odsunął spojrzała na niego uważnie.
- Wy... wybuchł mi piecyk i wypadł z niego rozgrzany węgiel - powiedziała tak cichutko, że prawie niedosłyszalnie. Niestety dalej było tylko trudniej. Wstała powoli, a żołnierz musiał się odsunąć.
- Odwróć się - bardziej poprosiła, niż rozkazała. Nie będzie się gapić, kiedy będzie się rozbierać.
- No już - ponagliła go. Była łagodna, ale wszystko miało swoje granice. Przełknęła ślinę, kiedy żołnierz wreszcie odwrócił się do niej plecami. Miała na sobie stare, brudne dżinsy, w wielu miejscach podarte. Rozpięła guzik i rozporek, a potem zasunęła z siebie spodnie, zostając w czarnych, bawełnianych majtkach i grubych, podartych skarpetkach. Ona naprawdę nie miała nic. Na prawym udzie widać było opatrunek sięgający lekko do jego wewnętrznej strony, nie był czysty, w dodatku przesiąknięty wysiękiem. Jęknęła boleśnie, kiedy go odklejała. Pod spodem była rozległa rana pooparzeniowa, zaczerwieniona, przybrudzona, z przyklejonymi do niej stopionymi kawałkami poprzednich spodni. Wyglądało to bardzo źle.
- Już... - powiedziała znów obejmując się ramionami - Wydaję mi się, że mam gorączkę, czy to przez to?
- Wy... wybuchł mi piecyk i wypadł z niego rozgrzany węgiel - powiedziała tak cichutko, że prawie niedosłyszalnie. Niestety dalej było tylko trudniej. Wstała powoli, a żołnierz musiał się odsunąć.
- Odwróć się - bardziej poprosiła, niż rozkazała. Nie będzie się gapić, kiedy będzie się rozbierać.
- No już - ponagliła go. Była łagodna, ale wszystko miało swoje granice. Przełknęła ślinę, kiedy żołnierz wreszcie odwrócił się do niej plecami. Miała na sobie stare, brudne dżinsy, w wielu miejscach podarte. Rozpięła guzik i rozporek, a potem zasunęła z siebie spodnie, zostając w czarnych, bawełnianych majtkach i grubych, podartych skarpetkach. Ona naprawdę nie miała nic. Na prawym udzie widać było opatrunek sięgający lekko do jego wewnętrznej strony, nie był czysty, w dodatku przesiąknięty wysiękiem. Jęknęła boleśnie, kiedy go odklejała. Pod spodem była rozległa rana pooparzeniowa, zaczerwieniona, przybrudzona, z przyklejonymi do niej stopionymi kawałkami poprzednich spodni. Wyglądało to bardzo źle.
- Już... - powiedziała znów obejmując się ramionami - Wydaję mi się, że mam gorączkę, czy to przez to?
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Ok, muszę to obejrzeć inaczej ci nie pomogę - powiedział profesjonalnie i najspokojniej jak umiał. Kiedy powiedziała żeby się odwrócił wstał i spojrzał na nią jeszcze raz. W szpitalu widział wiele rzeczy, w tym nagich ludzi, kobiety, mężczyzn, pomagało się i tyle. Nie było w tym nic niezwykłego. Tu także nikt nie myślał o krygowaniu się bo musi zdjąć przy tobie spodnie, jak trzeba było to się pokazywało tyłek pełen ołowianych drzazg które trzeba było usunąć. Ale ostatecznie się odwrócił, jej delikatność go zaskakiwała, ale była też miła odmianą. W brutalnej rzeczywistości, pokazywała że wciąż można być delikatną dziewczyną. Odwrócił się dopiero kiedy mu pozwoliła. Chciał szanować jej prywatność, w pewnym sensie takie jej zachowanie budziło w nim ciepłe uczucia. Skarcił się za to zaraz, trzeba było ją opatrzeć, dać jeść i gdzieś odstawić. Taka była ich rola i tyle.
Obejrzał dokładnie ranę, starając się być delikatny i w miarę skrócić czas.
- Może tak być, to się zdarza. Jak długo byłaś w piwnicy? Wydajesz się odwodniona to też ma wpływ.
- Jesteś na coś uczulona? - zadawał jej kolejne pytanie.
- Nie ładnie to wygląda... - skrzywił się lekko - muszę ci to porządnie oczyścić co będzie bolało. Mogę ci podać znieczulenie. Potem założę opatrunek ochronny, taki żelowy pod tym będzie się to goić dość dobrze, ale mogą zostać blizny. Opatrunek żelowy wymienimy za dwa dni, możesz się w nim kąpać, nie powinien się odlepiać. Sprawdzimy ci też temperaturę i pozwól że dokładnie ci się przyjrzę.
Wyciągnął stetoskop ze skrzyni zakładając na szyję. Stetoskop był totalnie od czapy w porównaniu do reszty, był różowy z kolorowymi ozdobnymi motywami czaszek.
- Możemy się tak umówić? - zapytał w kwestii badań.
Obejrzał dokładnie ranę, starając się być delikatny i w miarę skrócić czas.
- Może tak być, to się zdarza. Jak długo byłaś w piwnicy? Wydajesz się odwodniona to też ma wpływ.
- Jesteś na coś uczulona? - zadawał jej kolejne pytanie.
- Nie ładnie to wygląda... - skrzywił się lekko - muszę ci to porządnie oczyścić co będzie bolało. Mogę ci podać znieczulenie. Potem założę opatrunek ochronny, taki żelowy pod tym będzie się to goić dość dobrze, ale mogą zostać blizny. Opatrunek żelowy wymienimy za dwa dni, możesz się w nim kąpać, nie powinien się odlepiać. Sprawdzimy ci też temperaturę i pozwól że dokładnie ci się przyjrzę.
Wyciągnął stetoskop ze skrzyni zakładając na szyję. Stetoskop był totalnie od czapy w porównaniu do reszty, był różowy z kolorowymi ozdobnymi motywami czaszek.
- Możemy się tak umówić? - zapytał w kwestii badań.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Ej, zaraz - odsunęła się o krok do tylu.
- Skup się - obrysowała swoim palcem ranę, a potem miejsca wokół - tu wolno ci dotykać. A spróbuj dotknąć moich majtek, to tak cię kopnę w krocze, że nie będziesz mógł mieć dzieci - powiedziała to absolutnie poważnie i spokojnie. Nie miał prawa dotykać jej w niedozwolony sposób. Była gotowa się bronić, gdyby zaszła taka potrzeba. Jeszcze nie wiedziała, że wkrótce będzie pragnąć jego dotyku.
Mężczyzna, który miał ją opatrzyć, w porównaniu do niej był wielki jak góra. Ona nie miała nawet metra siedemdziesiąt, wydawało jej się, że on ma pewnie ze dwa metry. Kiedy stał, był od niej dużo, dużo wyższy. Miał szerokie barki i ogromne dłonie. Nie wiedziała, czy powinna się go bać, czy czuć w jego obecności bezpiecznie.
- Na ampicylinę - odparła, kiedy zapytał o alergię.
- W piwnicy... - powiedziała na głos i zaczęła się zastanawiać - nie wiem, na pewno trzy dni, ale teraz wydaje mi się, że cztery. Nie jadłam od dwóch dni, a woda skończyła się, jakiś dzień temu... Nie pamiętam dokładnie. Nie miałam już też czym palić... Było bardzo zimno. Czy ja umarłam?
Anastazja zmrużyła oczy, kiedy usłyszała, że chce ją osłuchać. Zjeżyła się jak kotka, ale szybko odpuściła. Kurwa... Przełknęła głośno ślinę.
- Pamiętaj co mówiłam o dotykaniu - przestrzegła go. Zabrała głośno powietrze w puca co było bardzo bolesne, ale w końcu chwyciła za brzeg swetra i zdjęła go przez głowę razem z resztą warstw. Czarny stanik pasował do majtek które miała na sobie. Była śliczna, ale i tak wyglądała teraz strasznie. Była potwornie chuda, brzuch miała prawie wklęsły, żebra szło policzyć z daleka. I niestety była cała w sińcach. Na lędźwiach, na łopatce, na żebrach z przodu i z tyłu. Jakby ktoś okładał ją kijem do bejsbolu. To nie były zwykłe siniaki, tylko krwawe fioletowo-czerwone plamy rozlewające się po ciele. Nagle zakaszlała głośno. Coś był nie tak z jej płucami.
- Możesz mnie zbadać... - powiedziała cichutko - ale jak coś mi zrobisz, to stanę się niepoczytalna i cię zabiję.
- Skup się - obrysowała swoim palcem ranę, a potem miejsca wokół - tu wolno ci dotykać. A spróbuj dotknąć moich majtek, to tak cię kopnę w krocze, że nie będziesz mógł mieć dzieci - powiedziała to absolutnie poważnie i spokojnie. Nie miał prawa dotykać jej w niedozwolony sposób. Była gotowa się bronić, gdyby zaszła taka potrzeba. Jeszcze nie wiedziała, że wkrótce będzie pragnąć jego dotyku.
Mężczyzna, który miał ją opatrzyć, w porównaniu do niej był wielki jak góra. Ona nie miała nawet metra siedemdziesiąt, wydawało jej się, że on ma pewnie ze dwa metry. Kiedy stał, był od niej dużo, dużo wyższy. Miał szerokie barki i ogromne dłonie. Nie wiedziała, czy powinna się go bać, czy czuć w jego obecności bezpiecznie.
- Na ampicylinę - odparła, kiedy zapytał o alergię.
- W piwnicy... - powiedziała na głos i zaczęła się zastanawiać - nie wiem, na pewno trzy dni, ale teraz wydaje mi się, że cztery. Nie jadłam od dwóch dni, a woda skończyła się, jakiś dzień temu... Nie pamiętam dokładnie. Nie miałam już też czym palić... Było bardzo zimno. Czy ja umarłam?
Anastazja zmrużyła oczy, kiedy usłyszała, że chce ją osłuchać. Zjeżyła się jak kotka, ale szybko odpuściła. Kurwa... Przełknęła głośno ślinę.
- Pamiętaj co mówiłam o dotykaniu - przestrzegła go. Zabrała głośno powietrze w puca co było bardzo bolesne, ale w końcu chwyciła za brzeg swetra i zdjęła go przez głowę razem z resztą warstw. Czarny stanik pasował do majtek które miała na sobie. Była śliczna, ale i tak wyglądała teraz strasznie. Była potwornie chuda, brzuch miała prawie wklęsły, żebra szło policzyć z daleka. I niestety była cała w sińcach. Na lędźwiach, na łopatce, na żebrach z przodu i z tyłu. Jakby ktoś okładał ją kijem do bejsbolu. To nie były zwykłe siniaki, tylko krwawe fioletowo-czerwone plamy rozlewające się po ciele. Nagle zakaszlała głośno. Coś był nie tak z jej płucami.
- Możesz mnie zbadać... - powiedziała cichutko - ale jak coś mi zrobisz, to stanę się niepoczytalna i cię zabiję.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Mężczyzna zerwał się jakby spodziewał się że coś mu zrobi, wyciągnie nóż albo pistolet. Uniósł obydwie dłonie do góry na znak że nie planuje nic zrobić.
- Spokojnie dziewczyno... - powiedział powoli.- ja chcę żyć! I mieć kiedyś dzieci... więc wierzę.
- Chcę cię tylko zbadać, okej.. nie zrobię ci krzywdy - zapewnił - będę robił wszystko powoli żebyś widziała. Możemy się tak umówić. Możesz mi powiedzieć jak poczujesz że się czegoś boisz, nie musisz na mnie krzyczeć i mi wygrać... serio. Do tego spójrz nie mam broni.
Odsunął dłonie, żeby zobaczyła że faktycznie aktualnie nie ma miał broni palnej, ani żadnego scyzoryka czy noża, Oczywiście mógł mieć w kieszeni spodni, ale wyciągnięcie tego byłoby widoczne.
Żołnierz miał pewność w głosie, mimo wszystko starał się zapanować nad sytuacją. Tutaj staż w szpitalu się przydał, tam wiecznie robiło się gorąco bo ktoś był przekonany że zaraz dostanie, gangsterzy codzienność, strzelaniny też się zdarzały chociaż oni dostawali głównie ofiary.
- Okej, zaczniemy od osłuchiwania. Stetoskop może być zimny - uprzedził. Naprawdę starał się być spokojny w ruchach , tak żeby wszystko widziała. Już po pierwszym osłuchaniu słyszał świsty, czyli zaczął się stan zapalny ale jeszcze nie było źle.
- Teraz będzie przód - powiedział głośno, poczekał aż kiwnęła głową. Naprawdę chciał ją zbadać, ale tylko wszystko utrudniała, ale był wstanie zrozumieć dlaczego.
- Te siniaki? Od czego? - zapytał cofając się i odkładając stetoskop do skrzyni - zaczęło się u ciebie zapalenie. Nie jest źle, ale dzień dwa i zaczęło by być ciężko. Podam ci leki dobra. I możesz się ubrać od góry najlepiej w te nowe rzeczy.
Cofnął się od niej, dając jej przestrzeń na ubranie się częściowo. W tym czasie faktycznie przygotował leki, jak na filmach amerykańskich dostała mały pojemniczek plastikowy i kolorowe pastyki. Podał jej też wodę w metalowym kubku.
- Weź.- cofnął się o krok opierając o stół. Naprawdę nie planował ryzykować że mu trzaśnie, wolał już więc ją unikać.
- Dobra, teraz znieczulenie miejscowe - wyciągnął skrzykawkę, musiał jej to podać powyżej rany a więc nieprzyjemnie blisko.
- Muszę ci to wbić powyżej oparzenia ok - poczekał na potwierdzenie i dopiero wtedy podał jej lek. Odczekał chwilę aż zadziała lek. W tym czasie przygotował sobie stanowisko płyny, opatrunki, szczypce do wyciągania, nożyczki do przecinania tkankę. Wszystko solidnie polał alkoholem.
- Doktorek - do pomieszczenia ktoś podszedł i chyba chciał wejść.
- Nie wchodź, czekaj - podszedł do drzwi i oparł się tak żeby ją zaslonić.
- Mamy problem... - ktoś zaszeptał coś cicho, chyba mężczyzna
- Podajcie wankomecynę i anapran 5 ml, oraz 200 ml płynu ringera podejdę jak będę mógł - powiedział i zamknął drzwi kiedy jegomość się cofnął.
- Dobra zajmijmy się twoją raną - powiedział powoli. Zapalił sobie latarkę zakładaną na czoło i powoli zaczął ogarniać bajzel na jej nodze. Wcześniej upewnił się czy faktycznie nic nie czuje. Wydłubanie tego wszystkie, zabezpieczenie rany, usunięcie tego co i tak już nie było potrzebne zajęło mu w sumie dobrych 40 minut. W końcu wyprostował się z chrzęstem stawów, siedział w mało wygodnej pozycji próbując zrobić to dobrze. Założył jej żelowy opatrunek w końcu który zakrył całość rany.
- Proszę bardzo, zrobiłem co mogłem. Załóż nowe spodnie. Musimy czekać aż da to efekt.
Zaczął chować rzeczy i układać na swoich miejscach. Nienawidził mieć bałaganu w skrzyni medycznej, bo potem w nerwowym czasie czasie człowiek się gubił. To dało jej też czas żeby się sama ubrała i nie podejrzewała go o cokolwiek. Na końcu spojrzał na nią, budziła litość, usiadł na krześle na przeciwko niej.
- Mogę ci jakoś jeszcze pomóc Denbinko? - zapytał spoglądając jej w oczy. Rozumiał jej strach i niepokój, dlatego tym bardziej chciał ją upewnić że nie skrzywdzi jej. Zresztą kto chciałby ją skrzywdzić, mimo złego stanu, chudości ciała, miała wyjątkowe spojrzenie i bardzo ładne blade usta.
- Spokojnie dziewczyno... - powiedział powoli.- ja chcę żyć! I mieć kiedyś dzieci... więc wierzę.
- Chcę cię tylko zbadać, okej.. nie zrobię ci krzywdy - zapewnił - będę robił wszystko powoli żebyś widziała. Możemy się tak umówić. Możesz mi powiedzieć jak poczujesz że się czegoś boisz, nie musisz na mnie krzyczeć i mi wygrać... serio. Do tego spójrz nie mam broni.
Odsunął dłonie, żeby zobaczyła że faktycznie aktualnie nie ma miał broni palnej, ani żadnego scyzoryka czy noża, Oczywiście mógł mieć w kieszeni spodni, ale wyciągnięcie tego byłoby widoczne.
Żołnierz miał pewność w głosie, mimo wszystko starał się zapanować nad sytuacją. Tutaj staż w szpitalu się przydał, tam wiecznie robiło się gorąco bo ktoś był przekonany że zaraz dostanie, gangsterzy codzienność, strzelaniny też się zdarzały chociaż oni dostawali głównie ofiary.
- Okej, zaczniemy od osłuchiwania. Stetoskop może być zimny - uprzedził. Naprawdę starał się być spokojny w ruchach , tak żeby wszystko widziała. Już po pierwszym osłuchaniu słyszał świsty, czyli zaczął się stan zapalny ale jeszcze nie było źle.
- Teraz będzie przód - powiedział głośno, poczekał aż kiwnęła głową. Naprawdę chciał ją zbadać, ale tylko wszystko utrudniała, ale był wstanie zrozumieć dlaczego.
- Te siniaki? Od czego? - zapytał cofając się i odkładając stetoskop do skrzyni - zaczęło się u ciebie zapalenie. Nie jest źle, ale dzień dwa i zaczęło by być ciężko. Podam ci leki dobra. I możesz się ubrać od góry najlepiej w te nowe rzeczy.
Cofnął się od niej, dając jej przestrzeń na ubranie się częściowo. W tym czasie faktycznie przygotował leki, jak na filmach amerykańskich dostała mały pojemniczek plastikowy i kolorowe pastyki. Podał jej też wodę w metalowym kubku.
- Weź.- cofnął się o krok opierając o stół. Naprawdę nie planował ryzykować że mu trzaśnie, wolał już więc ją unikać.
- Dobra, teraz znieczulenie miejscowe - wyciągnął skrzykawkę, musiał jej to podać powyżej rany a więc nieprzyjemnie blisko.
- Muszę ci to wbić powyżej oparzenia ok - poczekał na potwierdzenie i dopiero wtedy podał jej lek. Odczekał chwilę aż zadziała lek. W tym czasie przygotował sobie stanowisko płyny, opatrunki, szczypce do wyciągania, nożyczki do przecinania tkankę. Wszystko solidnie polał alkoholem.
- Doktorek - do pomieszczenia ktoś podszedł i chyba chciał wejść.
- Nie wchodź, czekaj - podszedł do drzwi i oparł się tak żeby ją zaslonić.
- Mamy problem... - ktoś zaszeptał coś cicho, chyba mężczyzna
- Podajcie wankomecynę i anapran 5 ml, oraz 200 ml płynu ringera podejdę jak będę mógł - powiedział i zamknął drzwi kiedy jegomość się cofnął.
- Dobra zajmijmy się twoją raną - powiedział powoli. Zapalił sobie latarkę zakładaną na czoło i powoli zaczął ogarniać bajzel na jej nodze. Wcześniej upewnił się czy faktycznie nic nie czuje. Wydłubanie tego wszystkie, zabezpieczenie rany, usunięcie tego co i tak już nie było potrzebne zajęło mu w sumie dobrych 40 minut. W końcu wyprostował się z chrzęstem stawów, siedział w mało wygodnej pozycji próbując zrobić to dobrze. Założył jej żelowy opatrunek w końcu który zakrył całość rany.
- Proszę bardzo, zrobiłem co mogłem. Załóż nowe spodnie. Musimy czekać aż da to efekt.
Zaczął chować rzeczy i układać na swoich miejscach. Nienawidził mieć bałaganu w skrzyni medycznej, bo potem w nerwowym czasie czasie człowiek się gubił. To dało jej też czas żeby się sama ubrała i nie podejrzewała go o cokolwiek. Na końcu spojrzał na nią, budziła litość, usiadł na krześle na przeciwko niej.
- Mogę ci jakoś jeszcze pomóc Denbinko? - zapytał spoglądając jej w oczy. Rozumiał jej strach i niepokój, dlatego tym bardziej chciał ją upewnić że nie skrzywdzi jej. Zresztą kto chciałby ją skrzywdzić, mimo złego stanu, chudości ciała, miała wyjątkowe spojrzenie i bardzo ładne blade usta.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Przez cały czas jej wielkie, karmelowe oczy śledziły każdy jego ruch. Obserwowała go jak snajper swój cel, gotował oddać strzał. Po prostu się bała. Żołnierze nie byli delikatni, byli potworni, okropni, gwałcili, palili i bili. Nie mogła ufać, że z tymi tutaj jest inaczej. Armia... Niezależnie jaka, niosła zagrożenie. Musiała się bronić. Nie da się dotknąć. Prędzej zabije niż pozwoli się zgwałcić.
Nie podobało jej się, kiedy jej dotykał. Nie chciała, żeby ją osłuchiwał, ale zmusiła się do tego, bo źle się czuła. Starała się nie myśleć, że stoi tu w bieliźnie, a on jest niebezpiecznie blisko. Oddychaj dziewczyno, oddychaj i nie myśl... Wdech i wydech. Kurwa... Wdech i wydech... Był spięta i bolało ją w piersiach.
- Spadł na mnie gruz - odpowiedziała spokojnie - kilka razy. Tutaj boli mnie najbardziej - położyła rękę na największym, krwawym siniaku na żebrach z przodu.
- Kłuje mnie tam - wyznała - jakbym miała tam kolec. I boli mnie też w piersi - starała się być szczera. Nie mogła tu umrzeć. Co z tego, że nie miała krewnych, pieniędzy, domu, niczego, ale miała życie, jeszcze miała życie. Zrobiła się spokojniejsza. Nie warczała już. Była raczej smutna i zmęczona. Założyła koszulkę bez rękawów, bluzkę z długim i sweterek który jej przyniesiono. Nauczyła się, że trzeba ubierać się ciepło, zawsze. Kiedy usiadła i dostała znieczulenie poczuła, że może faktycznie żołnierz nie jest taki zły.
- Macie tutaj kapelana? - zapytała gdzieś w trakcie opatrywania nogi.
- I... Dostanę jeść? - spojrzała na niego błagalnie. Jej żołądek znów stawał się pusty. Ludzie na świecie chcieli sławy, pieniędzy, prestiżu, drogich samochodów, willi z basenem, a ona... Ona chciała się najeść. Była jak obraz nędzy i rozpaczy. A jednocześnie jak mała iskierka światła pośród gruzów i chaosu wojny. Niewinna, delikatna, wrażliwa i piękna.
Nie podobało jej się, kiedy jej dotykał. Nie chciała, żeby ją osłuchiwał, ale zmusiła się do tego, bo źle się czuła. Starała się nie myśleć, że stoi tu w bieliźnie, a on jest niebezpiecznie blisko. Oddychaj dziewczyno, oddychaj i nie myśl... Wdech i wydech. Kurwa... Wdech i wydech... Był spięta i bolało ją w piersiach.
- Spadł na mnie gruz - odpowiedziała spokojnie - kilka razy. Tutaj boli mnie najbardziej - położyła rękę na największym, krwawym siniaku na żebrach z przodu.
- Kłuje mnie tam - wyznała - jakbym miała tam kolec. I boli mnie też w piersi - starała się być szczera. Nie mogła tu umrzeć. Co z tego, że nie miała krewnych, pieniędzy, domu, niczego, ale miała życie, jeszcze miała życie. Zrobiła się spokojniejsza. Nie warczała już. Była raczej smutna i zmęczona. Założyła koszulkę bez rękawów, bluzkę z długim i sweterek który jej przyniesiono. Nauczyła się, że trzeba ubierać się ciepło, zawsze. Kiedy usiadła i dostała znieczulenie poczuła, że może faktycznie żołnierz nie jest taki zły.
- Macie tutaj kapelana? - zapytała gdzieś w trakcie opatrywania nogi.
- I... Dostanę jeść? - spojrzała na niego błagalnie. Jej żołądek znów stawał się pusty. Ludzie na świecie chcieli sławy, pieniędzy, prestiżu, drogich samochodów, willi z basenem, a ona... Ona chciała się najeść. Była jak obraz nędzy i rozpaczy. A jednocześnie jak mała iskierka światła pośród gruzów i chaosu wojny. Niewinna, delikatna, wrażliwa i piękna.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Rozumiem, nie dobrze - mruknął kiedy wspominała, gdzie ją boli.
- Może cię boleć od krwiaka.. tu i tak nie mam rentgena, będzie w innej bazie. Więc musimy sobie radzić tym co mamy. Dobra, słuchaj połóż się i tak potrzebujesz snu. A ja poszukam tego ciepłego posiłku co ci obiecałem - powiedział.
Poczekał aż się położyła, przykrył ją na wierzch grubą kurtką i jeszcze kocem. Budziła litość i to strasznie, była tak biedna. Nie umiał powiedzieć słowami jak mocno chwyciła go za serce.
- Jesteś tu bezpieczna. Nie musisz się bać - powiedział chyba tysięczny już raz, ale mógł tylko wierzyć że mu zaufa - spróbuj zasnąć.
Wyszedł z pomieszczenia, zamykając cicho drzwi za sobą. Tutaj było totalnie cicho, zza oknem robiło się już całkiem ciemno. Jakiś czas go nie było, ale wrócił z porządną ciepłą zupą, kawałkami chleba i colą. Wody akurat im zabraklo. Wiedział że to nie problem, dowiozą niedługo.
- Obiecany obiad - podał jej - tylko uważaj ciepłe.. i nie mamy wody więc została cola - pokazał jej. Poszukał dwa metalowe kubki nalał jej i podał. Sam usiadł przy ścianie na przeciwko łożka. Widać było że mu nie ufa, a dwa przywykł już do wielu rzeczy w tym niewygody. Od dwóch dni siedział w tych samych rzeczach, śmierdział i miał pobrudzony od krwi mundur, ale luz taki zawód. Wiedział że spokojnie zje, pójdzie się wykąpać i jak trzaśnie pyskiem w podłogę to będzie ją chyba całować z radości. Dwie doby na adrenalinie to zdecydowanie za dużo. Jego włosy niemiłosiernie przyklejały mu się do twarzy, więc związał je byle jak na czubku głowy. I jadł solidny porządny posiłek. Tyle że w przeciwieństwie do niej on jadł wczoraj wieczorem ostatnie rację.
Obserwował ją bardziej z zaciekawieniem, intrygowała go, była drobna, ładna ale wierzył że mogłaby mu zarąbać w jajca. Była w niej niespotykana determinacja.
- Może cię boleć od krwiaka.. tu i tak nie mam rentgena, będzie w innej bazie. Więc musimy sobie radzić tym co mamy. Dobra, słuchaj połóż się i tak potrzebujesz snu. A ja poszukam tego ciepłego posiłku co ci obiecałem - powiedział.
Poczekał aż się położyła, przykrył ją na wierzch grubą kurtką i jeszcze kocem. Budziła litość i to strasznie, była tak biedna. Nie umiał powiedzieć słowami jak mocno chwyciła go za serce.
- Jesteś tu bezpieczna. Nie musisz się bać - powiedział chyba tysięczny już raz, ale mógł tylko wierzyć że mu zaufa - spróbuj zasnąć.
Wyszedł z pomieszczenia, zamykając cicho drzwi za sobą. Tutaj było totalnie cicho, zza oknem robiło się już całkiem ciemno. Jakiś czas go nie było, ale wrócił z porządną ciepłą zupą, kawałkami chleba i colą. Wody akurat im zabraklo. Wiedział że to nie problem, dowiozą niedługo.
- Obiecany obiad - podał jej - tylko uważaj ciepłe.. i nie mamy wody więc została cola - pokazał jej. Poszukał dwa metalowe kubki nalał jej i podał. Sam usiadł przy ścianie na przeciwko łożka. Widać było że mu nie ufa, a dwa przywykł już do wielu rzeczy w tym niewygody. Od dwóch dni siedział w tych samych rzeczach, śmierdział i miał pobrudzony od krwi mundur, ale luz taki zawód. Wiedział że spokojnie zje, pójdzie się wykąpać i jak trzaśnie pyskiem w podłogę to będzie ją chyba całować z radości. Dwie doby na adrenalinie to zdecydowanie za dużo. Jego włosy niemiłosiernie przyklejały mu się do twarzy, więc związał je byle jak na czubku głowy. I jadł solidny porządny posiłek. Tyle że w przeciwieństwie do niej on jadł wczoraj wieczorem ostatnie rację.
Obserwował ją bardziej z zaciekawieniem, intrygowała go, była drobna, ładna ale wierzył że mogłaby mu zarąbać w jajca. Była w niej niespotykana determinacja.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Anastazja założyła spodnie i poprawiła podziurawione skarpetki. Dobrze, że miała na sobie trzy pary, bo dziury nie pokrywały się ze sobą. Była potwornie zmęczona, ale bała się zasnąć. Mogła się już nie obudzić, albo żołnierze mogli jej zrobić krzywdę. Nadal im nie ufała. No może troszkę temu, który się nią zajmował. Nie był taki zły. W sumie był nawet miły. Położyła się na łóżku i oparła głowę o poduszkę. Łóżko... Ostatni raz spała w łóżku wiele tygodni temu, później miała już tylko podłogę w piwnicy. Kiedy przykrywał ją kurtką jej wielkie oczy patrzyły na niego ufnie, była zbyt zmęczona żeby myśleć. Oczy same zaczęły jej się zamykać. To była jego kurtka. Znała ten zapach, rozpoznała go bez trudu. Chociaż ten był nawet ładniejszy, bardziej intensywny i mocno męski. Odurzał ją i naprawdę dawał poczucie bezpieczeństwa. Chciała spać. Nie mogła już dłużej walczyć ze sobą i po prostu zasnęła.
Nie słyszała jak wchodzi do pokoju, dopiero kiedy się odezwał otworzyła oczy i powoli usiadła na łóżku. Zapach jedzenia sprawił, że jej żołądek zaburczał głośno. Spuściła głowę i zaczerwieniła się. Jednak kiedy usłyszała, że ma napój natychmiast podniosła głowę, a oczy aż zaświeciły jej się z zachwytu.
- Nie wierzę... - wyglądała jak dziecko, które zaraz ma dostać cukierka. Chwyciła za kubek absolutnie zachwycona i zaczęła pić. Bąbelki aż gryzy ją w gardło, ale to nic i tak była pyszna. Od tygodni piła tylko wodę i to często brudną. Czasem ze studni, czasem po prostu z pobliskiej rzeki. A teraz dostała colę.
- Dziękuję! - zaśmiała się po raz pierwszy odkąd ją spotkał, a potem jej wzrok padł na posiłek. Zupa... Ciepła, zupa. Znów zaburczało jej w brzuchu. Chwyciła łyżkę i zaczęła jeść. Jadła tak szybko, jakby bała się, że ktoś ją jej zabierze. Musiała się najeść, nie wiadomo, kiedy znów coś dostanie. Była zdana na łaskę i niełaskę żołnierzy, którzy ją znaleźli. Zjadła wszystko co dostała, nawet okruszki. Uśmiechnęła się do siebie patrząc w pustą miskę. Miała pełny brzuch, pierwszy raz od tygodni.
- Dziękuję - powiedziała jeszcze jeszcze raz spoglądając na tego, który ją nakarmił. Była wdzięczna, bardzo wdzięczna. Dla większości świata jedzenie było czymś oczywistym, dla niej było luksusem.
- Nie odpowiedziałeś mi wcześniej na moje pytania - podjęła.
- Czy ja dzisiaj umarłam? I czy macie tutaj kapelana?
Nie słyszała jak wchodzi do pokoju, dopiero kiedy się odezwał otworzyła oczy i powoli usiadła na łóżku. Zapach jedzenia sprawił, że jej żołądek zaburczał głośno. Spuściła głowę i zaczerwieniła się. Jednak kiedy usłyszała, że ma napój natychmiast podniosła głowę, a oczy aż zaświeciły jej się z zachwytu.
- Nie wierzę... - wyglądała jak dziecko, które zaraz ma dostać cukierka. Chwyciła za kubek absolutnie zachwycona i zaczęła pić. Bąbelki aż gryzy ją w gardło, ale to nic i tak była pyszna. Od tygodni piła tylko wodę i to często brudną. Czasem ze studni, czasem po prostu z pobliskiej rzeki. A teraz dostała colę.
- Dziękuję! - zaśmiała się po raz pierwszy odkąd ją spotkał, a potem jej wzrok padł na posiłek. Zupa... Ciepła, zupa. Znów zaburczało jej w brzuchu. Chwyciła łyżkę i zaczęła jeść. Jadła tak szybko, jakby bała się, że ktoś ją jej zabierze. Musiała się najeść, nie wiadomo, kiedy znów coś dostanie. Była zdana na łaskę i niełaskę żołnierzy, którzy ją znaleźli. Zjadła wszystko co dostała, nawet okruszki. Uśmiechnęła się do siebie patrząc w pustą miskę. Miała pełny brzuch, pierwszy raz od tygodni.
- Dziękuję - powiedziała jeszcze jeszcze raz spoglądając na tego, który ją nakarmił. Była wdzięczna, bardzo wdzięczna. Dla większości świata jedzenie było czymś oczywistym, dla niej było luksusem.
- Nie odpowiedziałeś mi wcześniej na moje pytania - podjęła.
- Czy ja dzisiaj umarłam? I czy macie tutaj kapelana?
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Miło się oglądało jak się ożywiła, jak chociaż na 5 sekund nabrała energii. Aż sam się uśmiechnął się. On jadł wolniej, nawet już teraz to specjalnie nie chciał, ale rozsądek mówił że musi.
- Chcesz jeszcze ?- zapytał. Wstał z jękiem z podłogi, odkładając na bok posiłek. Nalał jej całą resztkę coli i usiadł z powrotem.
Jadł jeszcze chwilę i w końcu najadł się do syta. Oparł się o ścianę za sobą i spojrzał na nią.
- Nie ma sprawy, od tego jesteśmy - dodał absolutnie swobodnie.
- Doszło do zatrzymania akcji serca - powiedział fachowo - więc tak technicznie tak, ale tylko na chwilę. Serce ruszyło szczęśliwie. Nie odwalaj takich akcji więcej - roześmiał się radośnie jakby gadał o pogodach albo dobrych żartach.
- Kapelana... być może jest ktoś taki wśród cywili - powiedział powoli zastanawiając się - wydaje mi się że jakiegoś księdza widziałem, ale to nikt z naszych. Jesteś wierząca? - spojrzał na nią.
- Tylko pytam, nie oceniam - dodał zaraz obronnie.
- Jutro zaprowadzę cię do centrum bazy, trzeba spisać twoje dane. Normalnie szukano by rodziny... ale ustaliliśmy już że to nie możliwe. Więc... w sumie nie wiem co w takiej sytuacji się dzieje. Na razie i tak nigdzie stąd nie wyjedziesz, jesteś pod moją opieką, masz zapalenie płuc, doszło dziś do zatrzymania akcji serca, masz oparzenia.. tymczasowo zostajesz tu.
Aiden zamilkł i gdyby siedział obok siebie, spojrzałby na siebie zaskoczony. Mógł zatrzymać pacjentów w bazie i czasami to robił, ale przy niej jakoś dziwnie mocno się upierał. Zaskoczyła go pewność w jego słowach. Nie powinien tak robić. Ona była stąd, trzeba było odszukać jej kogoś bliskiego, albo wysłać do bezpiecznej granicy Polski czy Niemiec. Te kraje przyjmowali uchodźców wojennych.
- Chcesz jeszcze ?- zapytał. Wstał z jękiem z podłogi, odkładając na bok posiłek. Nalał jej całą resztkę coli i usiadł z powrotem.
Jadł jeszcze chwilę i w końcu najadł się do syta. Oparł się o ścianę za sobą i spojrzał na nią.
- Nie ma sprawy, od tego jesteśmy - dodał absolutnie swobodnie.
- Doszło do zatrzymania akcji serca - powiedział fachowo - więc tak technicznie tak, ale tylko na chwilę. Serce ruszyło szczęśliwie. Nie odwalaj takich akcji więcej - roześmiał się radośnie jakby gadał o pogodach albo dobrych żartach.
- Kapelana... być może jest ktoś taki wśród cywili - powiedział powoli zastanawiając się - wydaje mi się że jakiegoś księdza widziałem, ale to nikt z naszych. Jesteś wierząca? - spojrzał na nią.
- Tylko pytam, nie oceniam - dodał zaraz obronnie.
- Jutro zaprowadzę cię do centrum bazy, trzeba spisać twoje dane. Normalnie szukano by rodziny... ale ustaliliśmy już że to nie możliwe. Więc... w sumie nie wiem co w takiej sytuacji się dzieje. Na razie i tak nigdzie stąd nie wyjedziesz, jesteś pod moją opieką, masz zapalenie płuc, doszło dziś do zatrzymania akcji serca, masz oparzenia.. tymczasowo zostajesz tu.
Aiden zamilkł i gdyby siedział obok siebie, spojrzałby na siebie zaskoczony. Mógł zatrzymać pacjentów w bazie i czasami to robił, ale przy niej jakoś dziwnie mocno się upierał. Zaskoczyła go pewność w jego słowach. Nie powinien tak robić. Ona była stąd, trzeba było odszukać jej kogoś bliskiego, albo wysłać do bezpiecznej granicy Polski czy Niemiec. Te kraje przyjmowali uchodźców wojennych.