[Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Lego... Daj spokój. Dam sobie radę - powiedziała spokojnie Mad dalej zajmując się opatrywaniem swojej rany. Nie chciała dać sobie pomóc, bo nie chciała się rozsypać. Nie miała na to czasu. Rozsypana nikomu nie pomoże. Zwłaszcza samej sobie. Ręka bolała niemiłosiernie. Miała ochotę ją sobie odrąbać. Nie była w pełni sił i pewnie jeszcze długo nie będzie. Ale teraz to był nie ważne. Zacisnęła mocno opatrunek i zawiązała go.
- Nic mi nie jest - rzekła w stronę Leo
- Nie ma takiej rzeczy której bym nie wytrzymała - po raz pierwszy spojrzała na niego ciepłym wzrokiem, uśmiechnęła się nawet blado. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić. Westchnęła.
- Jaką kurwa ciężką broń można wpakować do szpitala? - odpowiedziała Wolfowi.
- Przecież haubicy tu nie przywlekli. Wjebali tu granatnik? Na jaki chuj? - Wolf nie znał jej z tej strony. Nikt jej takiej nie znał, nawet ona sama. Klęła, ale była opanowana i spokojna. Przez opatrunek było widać przesiąkającą krew. Podszedł do niej John, Maddie spojrzała na niego pewnie.
- John, nie myślisz trzeźwo. Nie będziesz mi teraz grzebał w ręce w poszukiwaniu kuli. Nie ma na to czasu, sprawisz mi większy ból i mnie osłabisz. Mogę dostać krwotoku, jeśli pocisk zamyka naczynie krwionośne. Jesteś chirurgiem. Pomyśl przez chwilę jaki to idiotyzm.
John wyraźnie spacyfikował.
- Nie wiedziałem, że umiesz strzelać.
- Byłam w wojsku, więc umiem. Jak noga?
- Zszyta dratwą, więc sama rozumiesz.
- Czyli okej - stwierdziła kobieta. Ona nie miała problemu że zszyła mu ranę pierwszą lepszą rzeczą, która nadawała się do użycia. John był wdzięczny za jej pomoc. Maddie podniosła apteczkę i dała lekarzowi.
- W środku są plastry do zamykania ran. Idź do Milly zbadaj ją i pozszywaj paskami, nastaw nos jeśli trzeba. Nie podawaj jej żadnych leków, ona jest w ciąży. I zamknij ranę Davida na czole. W środku jest jeszcze pudełko paracetamolu, tylko to jest przeciwbólowe.
- Wzięłaś? - zapytał John.
- Nie.
- Powinnaś...
- Nie trzeba. Daję radę i tak by mi nie pomógł.
John kiwnął głową i odszedł.
Maddie spojrzała na swoją rękę. Było gorzej niż sądziła. Zdjęła przez głowę koszulę lekarską, a potem t-shirt z długim rękawem, który miała pod spodem. Na chwilę została w samym staniku. Oderwała rękaw koszulki, który był bardzo elastyczny. Podeszła do Leo i uklęknęła przy nim.
- Weź to. Zawiąż nad raną i zaciśnij. Sama tego nie zrobię - wydała mu polecenie jakby była jego przełożoną. Tego nie mogła sama zrobić, nie dałaby rady zrobić opaski jedną ręką.
- Nie do końca nie ma stąd wyjścia - odezwała się tak, żeby słyszała ją cała grupa.
- Jedna ze ścian to tylko karton. Wystarczy rozpieprzyć go kopniakiem. Po drugiej stronie jest duża sala, gdzie zakładamy gipsy. Tyle, że za ścianą stoi wielki regał. Nie wiem czy da się go przewrócić. Niestety sala jest oszklona, drzwi się nie zamykają. Można zasunąć zasłony ale nic więcej. Drzwi co najwyżej można czymś zaryglować - mało kto zapamiętałaby, że kiedyś nie było tu szatni, a już tym bardziej, że ściankę działową zbudowano z gównianego gipsu. Ale Maddie pamiętała różne, dziwne rzeczy, bo często skupiała się na szczegółach. Przy dzieciach trzeba było na wszytko uważać i zapamiętywać miliony drobiazgów, Zatrzymywać w głowie to co mówią, pamiętać ulubione książki, bajki, piosenki, zabawy. Mad wyrobiła sobie odruch zapamiętywania drobiazgów, często nieistotnych. Ale tym razem to się przydało.
- Nic mi nie jest - rzekła w stronę Leo
- Nie ma takiej rzeczy której bym nie wytrzymała - po raz pierwszy spojrzała na niego ciepłym wzrokiem, uśmiechnęła się nawet blado. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić. Westchnęła.
- Jaką kurwa ciężką broń można wpakować do szpitala? - odpowiedziała Wolfowi.
- Przecież haubicy tu nie przywlekli. Wjebali tu granatnik? Na jaki chuj? - Wolf nie znał jej z tej strony. Nikt jej takiej nie znał, nawet ona sama. Klęła, ale była opanowana i spokojna. Przez opatrunek było widać przesiąkającą krew. Podszedł do niej John, Maddie spojrzała na niego pewnie.
- John, nie myślisz trzeźwo. Nie będziesz mi teraz grzebał w ręce w poszukiwaniu kuli. Nie ma na to czasu, sprawisz mi większy ból i mnie osłabisz. Mogę dostać krwotoku, jeśli pocisk zamyka naczynie krwionośne. Jesteś chirurgiem. Pomyśl przez chwilę jaki to idiotyzm.
John wyraźnie spacyfikował.
- Nie wiedziałem, że umiesz strzelać.
- Byłam w wojsku, więc umiem. Jak noga?
- Zszyta dratwą, więc sama rozumiesz.
- Czyli okej - stwierdziła kobieta. Ona nie miała problemu że zszyła mu ranę pierwszą lepszą rzeczą, która nadawała się do użycia. John był wdzięczny za jej pomoc. Maddie podniosła apteczkę i dała lekarzowi.
- W środku są plastry do zamykania ran. Idź do Milly zbadaj ją i pozszywaj paskami, nastaw nos jeśli trzeba. Nie podawaj jej żadnych leków, ona jest w ciąży. I zamknij ranę Davida na czole. W środku jest jeszcze pudełko paracetamolu, tylko to jest przeciwbólowe.
- Wzięłaś? - zapytał John.
- Nie.
- Powinnaś...
- Nie trzeba. Daję radę i tak by mi nie pomógł.
John kiwnął głową i odszedł.
Maddie spojrzała na swoją rękę. Było gorzej niż sądziła. Zdjęła przez głowę koszulę lekarską, a potem t-shirt z długim rękawem, który miała pod spodem. Na chwilę została w samym staniku. Oderwała rękaw koszulki, który był bardzo elastyczny. Podeszła do Leo i uklęknęła przy nim.
- Weź to. Zawiąż nad raną i zaciśnij. Sama tego nie zrobię - wydała mu polecenie jakby była jego przełożoną. Tego nie mogła sama zrobić, nie dałaby rady zrobić opaski jedną ręką.
- Nie do końca nie ma stąd wyjścia - odezwała się tak, żeby słyszała ją cała grupa.
- Jedna ze ścian to tylko karton. Wystarczy rozpieprzyć go kopniakiem. Po drugiej stronie jest duża sala, gdzie zakładamy gipsy. Tyle, że za ścianą stoi wielki regał. Nie wiem czy da się go przewrócić. Niestety sala jest oszklona, drzwi się nie zamykają. Można zasunąć zasłony ale nic więcej. Drzwi co najwyżej można czymś zaryglować - mało kto zapamiętałaby, że kiedyś nie było tu szatni, a już tym bardziej, że ściankę działową zbudowano z gównianego gipsu. Ale Maddie pamiętała różne, dziwne rzeczy, bo często skupiała się na szczegółach. Przy dzieciach trzeba było na wszytko uważać i zapamiętywać miliony drobiazgów, Zatrzymywać w głowie to co mówią, pamiętać ulubione książki, bajki, piosenki, zabawy. Mad wyrobiła sobie odruch zapamiętywania drobiazgów, często nieistotnych. Ale tym razem to się przydało.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
odpada, nie ma sensu się przekuwać. Zostańcie i czekajcie. Potem się przeniesiemy ale już w szyku. Zajmijcie się rannymi. Nie wiem co mają ale nawala jak głupie. Uważajcie na siebie
Dobra Rico, będę potrzebował dwa szczury, Owen idziesz pierwszy prowadzisz, Han wyszukaj mi ich lokalizacje idziesz drugi, Max ty zamykasz i kurwa spróbuj mi zmienić lokalizacje,
to cię wykastruje, przyrzekam! . Ja idę przed ostatni. - Wolf wydał rozkazy. Na Maxsa był wściekly i było to słychać przed słuchawkę. Zwykle zresztą on szedł pierwszy wszerego prowadził watahę.
Wilkołak dasz radę? - odezwał się chyba Owen.
Tak kurwa. Panowie to nie wakacje. Ruszcie dupy!
Szczury były określeniem małych ładunków wybuchowych które po za licznymi małymi metalowymi kulkami które rozrzucały się dookoła , robiły zasłonę dymu. Często czyściły drogę i dawały przedostać się dalej,
widzimy się niedługo, bez odbioru!- powiedział Wolf.
Leo w trakcie tej rozmowy bez dyskusji zawiązał najlepiej jak umiał prowizoryczny bandaż.
- Max ma na pewno coś jeszcze u siebie - powiedział w miarę opanowanym i spokojnym głosem. Max miał zawsze plecach z opatrunkami i lekami. Leo cholernie się denerwował o Madi, ale był zbyt długo żołnierzem by wpadać w popłoch.
- Czyli czekamy, ja zostaję przy drzwiach - powiedział wprost Leo i przyjrzał się ranie Madison. Na razie wydawało się że jest stabilnie.
- Masz orginalny zasób słów- zauwazył Leo któremu to nie umknelo. Chwilowo czekali więc mogli pogadać .
W tle za nimi Noami, John i David ogarnęli siostrę Madison i zaopiekowali się mniej więcej dziećmi.
- nie ma Nicka - odezwała się nagle Molly wpadając znów w popłoch. Nick był 6 letnim chłopcem, będący sierota którego system zamodzil prawie cały czas. Adoptowano go kilka razy, ale znów wracał do domu dziecka przy szpitalu. Do tego dość często w trakcie adopcji wracał z mniejszymi lub wiekszami raz ranka, innym razem siniakiem czy złamaniem. Pielęgniarka społeczna odwiedzała jego domy zastepcze ale nie znajdowała niczego co by ją niepokoiło. A Nick rósl w murach szpitala, był aspołeczny, nic nie mówil i nie nawiązywał kontaktów z innymi. Rozpoczęła się szamotanina w poszukiwaniu chłopca.
- Jest tu - odezwał się głośniej Leo. Chłopiec siedział pod jedną z ławek wgapiając się w żołnierza. Wyglądało to dość osobliwie ale Leo zupełnie się tym nie przejął. Chwilę mu się przyglądał marszczący brwi, ale chłopiec jako jedyny nie krzywił się patrząc na niego. Poprostu z zaciekawieniem się przyglądal.
- Nick, chodź do mnie - powiedziala Molly schylając się do niego. Chlopiec nic nie powiedział co właściwie było normalne , po prostu odsunął się.
- Kochanie, nie możesz tam siedzieć - powiedział ciepłym głosem i znów wyciągnęła do niego rękę. Ale już było widać że się denerwuje.
- czekaj Molly - odezwał się Leo, miał nadzieję że tak się właśnie nazywała. Nie rozumiał do końca co siedzi w głowie chłopca, ale był wstanie dostrzec w tym swoje zachowanie z dzieciństwa. Usiadł na podłodze co pozwoliło mu spokojnie wyciagnąć nogę, twarzą do drzwi i pozornie olał chłopaka. Poprawił broń by łatwo dało się ją podnieść i użyć.
Za drzwiami uslyszeli trzask i solidne ostrzeliwanie. Działo się to zapewne z powodu ostrzałów watahy. Dzieci zapuszczały znów przerażone.
- pośpiewamy ?- Molly spojrzała na Madison.
Dobra Rico, będę potrzebował dwa szczury, Owen idziesz pierwszy prowadzisz, Han wyszukaj mi ich lokalizacje idziesz drugi, Max ty zamykasz i kurwa spróbuj mi zmienić lokalizacje,
to cię wykastruje, przyrzekam! . Ja idę przed ostatni. - Wolf wydał rozkazy. Na Maxsa był wściekly i było to słychać przed słuchawkę. Zwykle zresztą on szedł pierwszy wszerego prowadził watahę.
Wilkołak dasz radę? - odezwał się chyba Owen.
Tak kurwa. Panowie to nie wakacje. Ruszcie dupy!
Szczury były określeniem małych ładunków wybuchowych które po za licznymi małymi metalowymi kulkami które rozrzucały się dookoła , robiły zasłonę dymu. Często czyściły drogę i dawały przedostać się dalej,
widzimy się niedługo, bez odbioru!- powiedział Wolf.
Leo w trakcie tej rozmowy bez dyskusji zawiązał najlepiej jak umiał prowizoryczny bandaż.
- Max ma na pewno coś jeszcze u siebie - powiedział w miarę opanowanym i spokojnym głosem. Max miał zawsze plecach z opatrunkami i lekami. Leo cholernie się denerwował o Madi, ale był zbyt długo żołnierzem by wpadać w popłoch.
- Czyli czekamy, ja zostaję przy drzwiach - powiedział wprost Leo i przyjrzał się ranie Madison. Na razie wydawało się że jest stabilnie.
- Masz orginalny zasób słów- zauwazył Leo któremu to nie umknelo. Chwilowo czekali więc mogli pogadać .
W tle za nimi Noami, John i David ogarnęli siostrę Madison i zaopiekowali się mniej więcej dziećmi.
- nie ma Nicka - odezwała się nagle Molly wpadając znów w popłoch. Nick był 6 letnim chłopcem, będący sierota którego system zamodzil prawie cały czas. Adoptowano go kilka razy, ale znów wracał do domu dziecka przy szpitalu. Do tego dość często w trakcie adopcji wracał z mniejszymi lub wiekszami raz ranka, innym razem siniakiem czy złamaniem. Pielęgniarka społeczna odwiedzała jego domy zastepcze ale nie znajdowała niczego co by ją niepokoiło. A Nick rósl w murach szpitala, był aspołeczny, nic nie mówil i nie nawiązywał kontaktów z innymi. Rozpoczęła się szamotanina w poszukiwaniu chłopca.
- Jest tu - odezwał się głośniej Leo. Chłopiec siedział pod jedną z ławek wgapiając się w żołnierza. Wyglądało to dość osobliwie ale Leo zupełnie się tym nie przejął. Chwilę mu się przyglądał marszczący brwi, ale chłopiec jako jedyny nie krzywił się patrząc na niego. Poprostu z zaciekawieniem się przyglądal.
- Nick, chodź do mnie - powiedziala Molly schylając się do niego. Chlopiec nic nie powiedział co właściwie było normalne , po prostu odsunął się.
- Kochanie, nie możesz tam siedzieć - powiedział ciepłym głosem i znów wyciągnęła do niego rękę. Ale już było widać że się denerwuje.
- czekaj Molly - odezwał się Leo, miał nadzieję że tak się właśnie nazywała. Nie rozumiał do końca co siedzi w głowie chłopca, ale był wstanie dostrzec w tym swoje zachowanie z dzieciństwa. Usiadł na podłodze co pozwoliło mu spokojnie wyciagnąć nogę, twarzą do drzwi i pozornie olał chłopaka. Poprawił broń by łatwo dało się ją podnieść i użyć.
Za drzwiami uslyszeli trzask i solidne ostrzeliwanie. Działo się to zapewne z powodu ostrzałów watahy. Dzieci zapuszczały znów przerażone.
- pośpiewamy ?- Molly spojrzała na Madison.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Jesteście kurwa pojebani... - mruknęła Mad. Spojrzała na Leo gniewnym wzrokiem.
- Odpierdol się, delikatnie mówiąc. Jak przestanę być wkurwiona to tu padnę. Więc po prostu daj mi spokoju. Moja siostra jest ciężko ranna, David jest ranny, John ma nogę zszytą kurwa dratwą. A jeden z pacjentów nie żyje. I mamy tu bandę przerażonych dzieci. Więc... Będę sobie używała takich słów jak mi pasuje. Na duperele przyjdzie czas jak wszyscy będą bezpieczni, a moja siostra i jej dziecko cali i zdrowi.
- Jak to nie ma Nicka! - poderwała się natychmiast. Już wiedziała, że bez względu na wszystko wróci po niego. Może siedział pod ławką, albo schował się za szafkami. Chwyciła za broń, kiedy inni szukali dzieciaka.
- Molly, miałaś ich pilnować - powiedziała z niezadowoleniem. W końcu usłyszała głos Leo, który znalazł chłopca. Wiedziała, że ani on, ani Molly sobie nie poradzą. Za dobrze znała to dziecko. Ani prośby, ani groźby, a już tym bardziej udawanie, że nie istnieje nie wyciągnęłoby go z kryjówki.
- Czy mógłbyś się przesunąć? - powiedziała grzecznie do żołnierza, żeby nie straszyć dziecka.
- Hej Nick - odezwała się spokojnie do chłopca siadając na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Nie odłożyła broni, bo mogła być potrzebna, po prostu trzymała ją w jednej ręce.
- Lubisz Avengers, prawda?
Chłopiec spojrzał na Madison.
- Pamiętasz jak oglądaliśmy Hulka? Był taki silny i wielki, ale bardzo się denerwował.
Słysząc hałas i wystrzały Nick skulił się zupełnie. Mad spojrzała na Molly.
- Zajmij je sama, proszę - powiedziała delikatnie.
- Hej, Nick, a pamiętasz, jak Natasza uspokajała Bannera?
Chłopiec podniósł nieznacznie głowę.
- Hej Wielkoludzie, słońce już bardzo nisko.
Maddie wyciągnęła do niego rękę z otwartą dłonią uniesioną ku górze. Dziecko nieśmiało wyciągnęło do niej rękę, ale nie dotknęło. Mad obróciła dłoń wierzchem ku dołowi. Chłopiec opuścił swoją dłoń i powoli położył na jej. Ona przesunęła po jego skórze, aż do palców, a potem odwróciła rękę i dotknęła palcem jego nadgarstka, pogładziła go delikatnie i powoli zaczęła przesuwać się w dół, aż w końcu go puściła. Spojrzała na niego łagodnym wzrokiem. Nick się rozluźnił i wreszcie dał wyciągnąć spod ławki. Maddie wzięła go za ręce i przytuliła wolnym ramieniem.
- Już dobrze. Będzie dobrze.
- Odpierdol się, delikatnie mówiąc. Jak przestanę być wkurwiona to tu padnę. Więc po prostu daj mi spokoju. Moja siostra jest ciężko ranna, David jest ranny, John ma nogę zszytą kurwa dratwą. A jeden z pacjentów nie żyje. I mamy tu bandę przerażonych dzieci. Więc... Będę sobie używała takich słów jak mi pasuje. Na duperele przyjdzie czas jak wszyscy będą bezpieczni, a moja siostra i jej dziecko cali i zdrowi.
- Jak to nie ma Nicka! - poderwała się natychmiast. Już wiedziała, że bez względu na wszystko wróci po niego. Może siedział pod ławką, albo schował się za szafkami. Chwyciła za broń, kiedy inni szukali dzieciaka.
- Molly, miałaś ich pilnować - powiedziała z niezadowoleniem. W końcu usłyszała głos Leo, który znalazł chłopca. Wiedziała, że ani on, ani Molly sobie nie poradzą. Za dobrze znała to dziecko. Ani prośby, ani groźby, a już tym bardziej udawanie, że nie istnieje nie wyciągnęłoby go z kryjówki.
- Czy mógłbyś się przesunąć? - powiedziała grzecznie do żołnierza, żeby nie straszyć dziecka.
- Hej Nick - odezwała się spokojnie do chłopca siadając na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Nie odłożyła broni, bo mogła być potrzebna, po prostu trzymała ją w jednej ręce.
- Lubisz Avengers, prawda?
Chłopiec spojrzał na Madison.
- Pamiętasz jak oglądaliśmy Hulka? Był taki silny i wielki, ale bardzo się denerwował.
Słysząc hałas i wystrzały Nick skulił się zupełnie. Mad spojrzała na Molly.
- Zajmij je sama, proszę - powiedziała delikatnie.
- Hej, Nick, a pamiętasz, jak Natasza uspokajała Bannera?
Chłopiec podniósł nieznacznie głowę.
- Hej Wielkoludzie, słońce już bardzo nisko.
Maddie wyciągnęła do niego rękę z otwartą dłonią uniesioną ku górze. Dziecko nieśmiało wyciągnęło do niej rękę, ale nie dotknęło. Mad obróciła dłoń wierzchem ku dołowi. Chłopiec opuścił swoją dłoń i powoli położył na jej. Ona przesunęła po jego skórze, aż do palców, a potem odwróciła rękę i dotknęła palcem jego nadgarstka, pogładziła go delikatnie i powoli zaczęła przesuwać się w dół, aż w końcu go puściła. Spojrzała na niego łagodnym wzrokiem. Nick się rozluźnił i wreszcie dał wyciągnąć spod ławki. Maddie wzięła go za ręce i przytuliła wolnym ramieniem.
- Już dobrze. Będzie dobrze.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Leo zamilkł zupełnie, zdecydowanie Madison nie była w stanie w którym chciał z nią rozmawiać. Po prostu miało to mniej więcej taki sam sens jak pchanie się na pysk lwa. Dlatego odsunął się i zszedł jej z drogi oddalając się możliwie daleko od zarówno Madi jak i ludzi. Tu mógł słuchać i obserwować całą sytuację zza drzwiami. Molly wraz z Noami zaczęły śpiewać, wybuchy zaś zbliżały się. Większa część personelu nie wiedziała co dokładnie się dzieje, co tylko wywoływało u nich większy strach. Siedzieli zastygli w jednej pozycji na zbliżające się odgłosy.
Łup, łup! - ktoś solidnie walnął w drzwi aż kilka osób podskoczyło. Uderzenia się powtórzyły ale teraz były w określony sposób - kodem. Leo podszedł do drzwi i uchylił je wciąż z bronią na podorędziu. Ale zaraz otworzył je mocniej, do środka wsadził głowę obcy mężczyzna dla Madison. Był ubrany w pełen mundur, kask pancerz. Ale tylko zajrzał klepnął Leo w ramie z tatuażem.
- Ruszamy. Leo ty i Max obstawiacie koniec...
- Niech dzieciaki chwycą się za ręce, dorośli kłada dloń na ramieniu. Madison zaczynasz kolejkę.. reszta ekipy obstawa - usłyszała gdzieś za drzwiami głos Wolfa.
Znała ten sposób prowadzenia, cywili był bezpieczny i pozwalał obstawiać długa nawet kolejne ludzi. Co więcej ludzie nie pchali się na siebie i nie taranowali wzajemnie. Ranni byli niesieni lub szli zaraz za Madison nadając tempo kolumnie.
Odczekali chwilę aż kolumna sformułuje się i wataha rozsąpila im drogę. Madison szła jako pierwsza, więc zauważyła Wolfa siedzącego pod ścianą zaraz koło wyjścia. Pomógł mu wstać ten żolnierz który jako pierwszy wsadził głowę. Kiedy wyszedł David niosąc Milly, Max zerwał się jak że smyczy ze swojego miejsca w szeregu. Leo jednak był szybszy, szarpnął jego ramieniem. Podszedł też do niego
znacznie niższy mężczyzna od nich i położyl mu dloń na ramieniu. Leo rozumiał go, ale to nie był ten moment. Widział że przyjaciel ledwo się trzyma. Pochylił się do niego i chwiłę z nim rozmawiał. W tym czasie kolumna wyszła z szatni a wataha obstawiła ich. Nie szli szybko, sprawdzając pokoleń kolejne korytarze , kiedy widzieli zagrożenie dawali znak dłonią do Madi by przystanęła a oni czyścili im drogę. Znała ich sposób działania więc znała też znaki i symbole jakie do siebie wysyłali.
Wreszcie odszukali miejsce gdzie mogli się ukryć. Była to sama bez przeżroczystych szyb z możliwosci przejścia dalej. Oddalił się już mocno od centrum szpitala wchodząc do remontowanej nowo części ale tu wciąż nie przebudowano sali ze starego typu budowy na nowy. Owen i jego towarzysz sprawdzili pomieszczenie jako pierwsi i dali znać że można wejść. To chyba była stara świetlica sądzac po wystroju, pobrudzony dywaniku i jakiś zostawionych zabawkach. Była też część będąca mała lazienką żeby dzieci mogły umyć dłonie. W dalej części zbudowano też mała kuchnię gdzie wydawani posiłki i stoliki. Wszyscy wpakowali się do środka. Towarzyszyły im odgłosy walk, więc wciąż gdzies się toczyły.
Kiedy tylko David położył Milly na podłodze podbiegł do niej Max. Był przerażony, spanikowany, szcześliwy że ja widzi. Przytulił ją do siebie mocno, płaczac chociaż bardzo starał się to ukryć. Ostatni wszedł Wolf i Leo. Wraz z Owenem zabarykadowali wejście do stołówki regałem, zaraz się dołączyli kolejni przesuwając tak meble i oporządzenie by stworzyć prowizoryczne barykady za którymi byli osłonięci.
- Dobra, raport jak sytuacja Madi?-wolf podszedł do niej i ciężko usiadł na podłodze opierając się o ścianę. Reszta żołnierzy zajęła się pomocą, rozdzielaniem tego co mogli, uspokojaniem zebranych. Wolf miał przesiąkniety cały bok pod kamizelka i zakrawiong mundur na biodrze i udzie.
-Han, skontaktuj się z centralą, powiedz jak sytuacja - rzucił jeszcze do niższego od nich o azjatyckiej urodzie.
Łup, łup! - ktoś solidnie walnął w drzwi aż kilka osób podskoczyło. Uderzenia się powtórzyły ale teraz były w określony sposób - kodem. Leo podszedł do drzwi i uchylił je wciąż z bronią na podorędziu. Ale zaraz otworzył je mocniej, do środka wsadził głowę obcy mężczyzna dla Madison. Był ubrany w pełen mundur, kask pancerz. Ale tylko zajrzał klepnął Leo w ramie z tatuażem.
- Ruszamy. Leo ty i Max obstawiacie koniec...
- Niech dzieciaki chwycą się za ręce, dorośli kłada dloń na ramieniu. Madison zaczynasz kolejkę.. reszta ekipy obstawa - usłyszała gdzieś za drzwiami głos Wolfa.
Znała ten sposób prowadzenia, cywili był bezpieczny i pozwalał obstawiać długa nawet kolejne ludzi. Co więcej ludzie nie pchali się na siebie i nie taranowali wzajemnie. Ranni byli niesieni lub szli zaraz za Madison nadając tempo kolumnie.
Odczekali chwilę aż kolumna sformułuje się i wataha rozsąpila im drogę. Madison szła jako pierwsza, więc zauważyła Wolfa siedzącego pod ścianą zaraz koło wyjścia. Pomógł mu wstać ten żolnierz który jako pierwszy wsadził głowę. Kiedy wyszedł David niosąc Milly, Max zerwał się jak że smyczy ze swojego miejsca w szeregu. Leo jednak był szybszy, szarpnął jego ramieniem. Podszedł też do niego
znacznie niższy mężczyzna od nich i położyl mu dloń na ramieniu. Leo rozumiał go, ale to nie był ten moment. Widział że przyjaciel ledwo się trzyma. Pochylił się do niego i chwiłę z nim rozmawiał. W tym czasie kolumna wyszła z szatni a wataha obstawiła ich. Nie szli szybko, sprawdzając pokoleń kolejne korytarze , kiedy widzieli zagrożenie dawali znak dłonią do Madi by przystanęła a oni czyścili im drogę. Znała ich sposób działania więc znała też znaki i symbole jakie do siebie wysyłali.
Wreszcie odszukali miejsce gdzie mogli się ukryć. Była to sama bez przeżroczystych szyb z możliwosci przejścia dalej. Oddalił się już mocno od centrum szpitala wchodząc do remontowanej nowo części ale tu wciąż nie przebudowano sali ze starego typu budowy na nowy. Owen i jego towarzysz sprawdzili pomieszczenie jako pierwsi i dali znać że można wejść. To chyba była stara świetlica sądzac po wystroju, pobrudzony dywaniku i jakiś zostawionych zabawkach. Była też część będąca mała lazienką żeby dzieci mogły umyć dłonie. W dalej części zbudowano też mała kuchnię gdzie wydawani posiłki i stoliki. Wszyscy wpakowali się do środka. Towarzyszyły im odgłosy walk, więc wciąż gdzies się toczyły.
Kiedy tylko David położył Milly na podłodze podbiegł do niej Max. Był przerażony, spanikowany, szcześliwy że ja widzi. Przytulił ją do siebie mocno, płaczac chociaż bardzo starał się to ukryć. Ostatni wszedł Wolf i Leo. Wraz z Owenem zabarykadowali wejście do stołówki regałem, zaraz się dołączyli kolejni przesuwając tak meble i oporządzenie by stworzyć prowizoryczne barykady za którymi byli osłonięci.
- Dobra, raport jak sytuacja Madi?-wolf podszedł do niej i ciężko usiadł na podłodze opierając się o ścianę. Reszta żołnierzy zajęła się pomocą, rozdzielaniem tego co mogli, uspokojaniem zebranych. Wolf miał przesiąkniety cały bok pod kamizelka i zakrawiong mundur na biodrze i udzie.
-Han, skontaktuj się z centralą, powiedz jak sytuacja - rzucił jeszcze do niższego od nich o azjatyckiej urodzie.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Maddie dorwała Maxa, który tulił do siebie Milly.
- Max! - powiedziała stanowczo, ale spokojnie.
- Musisz ją zostawić. Ma uraz głowy, być może uraz kręgosłupa. Nie możesz jej trzymać w ten sposób. Max, proszę. Połóż ją. Możesz ją trzymać za rękę, ale jej nie ruszaj. Możesz jej zrobić jeszcze większą krzywdą - Maddie starała się wytłumaczyć Maxowi sytuację i przekonać go żeby nie ruszał Milly. Max patrzyła na Mad wzrokiem szaleńca, ale odłożył Milly na podłogę.
- Pilnuj jej, może się wybudzić.
Dopiero kiedy Max się uspokoił Maddie znalazła się z grupą. Spojrzała na Wolfa i usiadła na przeciw niego.
- Jedna osoba nie żyje, jedna jest ciężko ranna i nieprzytomna, jedna lekko ranna. Wszystkie zostały zabezpieczone, są stabilne. Pacjentom podano wszystkie niezbędne leki - powiedziała rzeczowo. Przysunęła się do Wolfa i zaczęła odpinać mu kamizelkę kuloodporną.
- Jesteś ranny, obejrzę to - mimo protestów z jego strony i tak to zrobiła. Rozcięła też jego koszulkę dziecięcymi nożyczkami, które przez cały czas miała w kieszeni. Wyciągnęła latarkę i przyjrzała się ranie. Była długa i głęboka, ale nie uszkodziła organów. Oczywiście rana mocno krwawiła.
- Muszę to zszyć - zakomunikowała.
- Niestety mam tylko kiepski sznurek i igłę do dziecięcych robótek. Jednego już tak zszyłam. Ty też dasz radę - nie zapytała. Stwierdziła. Przy sobie miała wszystko czego potrzebowała. Nożyczki, sznurek i igłę. Tyle wystarczyło. Zmieniła nieco pozycję. Wzięła się za przygotowywanie pola operacyjnego.
- Zabili człowieka, który potrzebował dializy. Zabroniłam jej cokolwiek robić, ale Milly i tak poszła prosić o pomoc. Jest ciężko ranna, nie odzyskała przytomności. Roztrzaskali jej głowę o ścianę i poturbowali. Może mieć wylew, powiększony mózg, stracić pamięć a w najlepszym wypadku mieć wstrząs mózgu. Nie jestem w stanie ocenić jak bardzo jest źle, ale skoro nie odzyskała świadomości, to dobrze nie jest. Nie wiem też co z dzieckiem, rzucili ją na podłogę, wszystko się mogło stać - Maddie mówiła zabierając się za szycie.
- Jeden chirurg ma ranę na udzie, zszyłam mu ją, Milly zajął się David, dyrektor szpitala, on sam też jest ranny. Poza tym dzieciaki i pacjenci są w stabilnym stanie. Dzieci są bardzo głodne i zmęczone. Z jednym chłopcem jest kiepsko psychicznie. Ja dostałam kulkę w ramię.
- Naomi nic nie jest. Jest cała i zdrowa. Zabiła jednego napastnika. Potem zabrałam jej broń.
Szyjąc objaśniła Wolfowi sytuację bardziej prywatnie, już nie jako raport. Chciała go głębiej wprowadzić obecną sytuacje. Powiedzieć jak naprawdę mają się jego bliscy.
- Jak u Was?
- Max! - powiedziała stanowczo, ale spokojnie.
- Musisz ją zostawić. Ma uraz głowy, być może uraz kręgosłupa. Nie możesz jej trzymać w ten sposób. Max, proszę. Połóż ją. Możesz ją trzymać za rękę, ale jej nie ruszaj. Możesz jej zrobić jeszcze większą krzywdą - Maddie starała się wytłumaczyć Maxowi sytuację i przekonać go żeby nie ruszał Milly. Max patrzyła na Mad wzrokiem szaleńca, ale odłożył Milly na podłogę.
- Pilnuj jej, może się wybudzić.
Dopiero kiedy Max się uspokoił Maddie znalazła się z grupą. Spojrzała na Wolfa i usiadła na przeciw niego.
- Jedna osoba nie żyje, jedna jest ciężko ranna i nieprzytomna, jedna lekko ranna. Wszystkie zostały zabezpieczone, są stabilne. Pacjentom podano wszystkie niezbędne leki - powiedziała rzeczowo. Przysunęła się do Wolfa i zaczęła odpinać mu kamizelkę kuloodporną.
- Jesteś ranny, obejrzę to - mimo protestów z jego strony i tak to zrobiła. Rozcięła też jego koszulkę dziecięcymi nożyczkami, które przez cały czas miała w kieszeni. Wyciągnęła latarkę i przyjrzała się ranie. Była długa i głęboka, ale nie uszkodziła organów. Oczywiście rana mocno krwawiła.
- Muszę to zszyć - zakomunikowała.
- Niestety mam tylko kiepski sznurek i igłę do dziecięcych robótek. Jednego już tak zszyłam. Ty też dasz radę - nie zapytała. Stwierdziła. Przy sobie miała wszystko czego potrzebowała. Nożyczki, sznurek i igłę. Tyle wystarczyło. Zmieniła nieco pozycję. Wzięła się za przygotowywanie pola operacyjnego.
- Zabili człowieka, który potrzebował dializy. Zabroniłam jej cokolwiek robić, ale Milly i tak poszła prosić o pomoc. Jest ciężko ranna, nie odzyskała przytomności. Roztrzaskali jej głowę o ścianę i poturbowali. Może mieć wylew, powiększony mózg, stracić pamięć a w najlepszym wypadku mieć wstrząs mózgu. Nie jestem w stanie ocenić jak bardzo jest źle, ale skoro nie odzyskała świadomości, to dobrze nie jest. Nie wiem też co z dzieckiem, rzucili ją na podłogę, wszystko się mogło stać - Maddie mówiła zabierając się za szycie.
- Jeden chirurg ma ranę na udzie, zszyłam mu ją, Milly zajął się David, dyrektor szpitala, on sam też jest ranny. Poza tym dzieciaki i pacjenci są w stabilnym stanie. Dzieci są bardzo głodne i zmęczone. Z jednym chłopcem jest kiepsko psychicznie. Ja dostałam kulkę w ramię.
- Naomi nic nie jest. Jest cała i zdrowa. Zabiła jednego napastnika. Potem zabrałam jej broń.
Szyjąc objaśniła Wolfowi sytuację bardziej prywatnie, już nie jako raport. Chciała go głębiej wprowadzić obecną sytuacje. Powiedzieć jak naprawdę mają się jego bliscy.
- Jak u Was?
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Wolf niechętnie ale przekrecił się na bok. Widać było że rozcięcie było nie równe czyli nie spowodowane pociskiem. Oparł głowe na kamizelce żeby było mu wygodniej.
- Ok czyli nie jest tak źle, spróbuję się skontaktować z centralą być może będziemy wstanie im przekazać cieżko rannych. Milly powinna stracić jak najszybiej do szpitala. Nie wiem jak wygląda sytuacja jeśli chodzi o policję i gdzie jest najbliższe wyjście z budynku.
Byli gdzieś w centrum wielkiej bryły szpitala. Wolf zupełnie nie znał tego szpitala, leżal kilka razy na oddziale dla weteranów ale zawsze szybko starali się go wypisać i wysłać do domu. Ironia tej sytuacji była taka że byli w szpitalu ale New Tropeolum chwilowo nie mogło pełnić tej roli.
- spróbuję ją jakoś ewakułować, Maxsa z nią, mam z niego więcej problemów niż pożytku.
- U nas tylko ja jestem ranny, reszta ma się dobrze - powiedzial - ale muszę wrócić obiecałem to Belli, do niej i do syna.
Powiedział z lekkim krzywym uśmiechem. Starał się skupić na czymś innym niż zszywanie na żywca.
- dzisiaj się dowiedziałem - dodał, Madison była jego serdeczną znajomą, zrzył się z nią na tyle by jej to przekazać.
- Na ślub też oczywiście będziecie zaproszeni - rozmowa o domu dodawała otuchy, sił i skupiała jego myśli daleko od tego co robiła Madison. Podejrzewał że odpowie mu zdawkowym ok, ale chwilowo robił to dla siebie. Takie chwile oderwania na sytuacji i stresu były potrzebne.
- Ok czyli nie jest tak źle, spróbuję się skontaktować z centralą być może będziemy wstanie im przekazać cieżko rannych. Milly powinna stracić jak najszybiej do szpitala. Nie wiem jak wygląda sytuacja jeśli chodzi o policję i gdzie jest najbliższe wyjście z budynku.
Byli gdzieś w centrum wielkiej bryły szpitala. Wolf zupełnie nie znał tego szpitala, leżal kilka razy na oddziale dla weteranów ale zawsze szybko starali się go wypisać i wysłać do domu. Ironia tej sytuacji była taka że byli w szpitalu ale New Tropeolum chwilowo nie mogło pełnić tej roli.
- spróbuję ją jakoś ewakułować, Maxsa z nią, mam z niego więcej problemów niż pożytku.
- U nas tylko ja jestem ranny, reszta ma się dobrze - powiedzial - ale muszę wrócić obiecałem to Belli, do niej i do syna.
Powiedział z lekkim krzywym uśmiechem. Starał się skupić na czymś innym niż zszywanie na żywca.
- dzisiaj się dowiedziałem - dodał, Madison była jego serdeczną znajomą, zrzył się z nią na tyle by jej to przekazać.
- Na ślub też oczywiście będziecie zaproszeni - rozmowa o domu dodawała otuchy, sił i skupiała jego myśli daleko od tego co robiła Madison. Podejrzewał że odpowie mu zdawkowym ok, ale chwilowo robił to dla siebie. Takie chwile oderwania na sytuacji i stresu były potrzebne.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Max oszaleje jeśli Milly się coś stanie. Nie wiem jak bardzo ucierpiała, ale obawiam się, że mogła stracić dziecko. Pewność będzie dopiero, kiedy znajdzie się w szpitalu i zrobią jej badania - mówiła prosto i spokojnie. Gdyby teraz myślała sercem sama by zwariowała. Powoli szyła mu ranę. Wiedziała, że to co robi jest tylko na chwilę, ale musiała.
- Poza Milly wszyscy się w miarę trzymają.
- Dziecko? Nie jesteś aby trochę za stary na tatusia - zażartowała.
- No to widzę, że razem z Maxem będziecie się dzielić ojcowskimi radami - nawet się zaśmiała.
- Cieszę się Greg, naprawdę. Jeśli tylko ty i Bella jesteście szczęśliwi to ja też. Widzisz, muszę cię ratować, skoro obiecałeś, że wrócisz. Mam nadzieję, że Belli nic nie będzie. Powinna mieć badania zaraz po tym wszystkim, koniecznie. Mogę się tym zająć - nastąpiła chwila ciszy.
- Albo raczej nie. Mnie też położą na oddziale. Muszą mi wyciągnąć kule. Niestety siedzi gdzieś w środku. Ale spoko, daję radę. Przy okazji zjechałam Leo. Ale nie mogę teraz o niego martwić, ani okazywać mu uczuć, bo się rozsypię.
- Poza Milly wszyscy się w miarę trzymają.
- Dziecko? Nie jesteś aby trochę za stary na tatusia - zażartowała.
- No to widzę, że razem z Maxem będziecie się dzielić ojcowskimi radami - nawet się zaśmiała.
- Cieszę się Greg, naprawdę. Jeśli tylko ty i Bella jesteście szczęśliwi to ja też. Widzisz, muszę cię ratować, skoro obiecałeś, że wrócisz. Mam nadzieję, że Belli nic nie będzie. Powinna mieć badania zaraz po tym wszystkim, koniecznie. Mogę się tym zająć - nastąpiła chwila ciszy.
- Albo raczej nie. Mnie też położą na oddziale. Muszą mi wyciągnąć kule. Niestety siedzi gdzieś w środku. Ale spoko, daję radę. Przy okazji zjechałam Leo. Ale nie mogę teraz o niego martwić, ani okazywać mu uczuć, bo się rozsypię.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Bądźmy dobrej nadziei i nie mówmy tego Maxsowi - powiedział znacznie za spokojnie Wolf. Rozumiał Madison, musieli być pozornie spokojni i opanowani.
- Ja za stary? Za dopiero zaczynam wrzucać 4 bieg w swoim życiu - prychnął - Cieszę się. Chodź jedno dziecko wychowa się z ojcem w domu.
- Tak jak przestanę mieć ochotę go udusić gołymi rękami.. - warknął ale zaraz się uspokoił - przejdzie mi. Na pewno będziemy musieli o tym porozmawiać. Ooo.. nie wpakowałem się. Chociaż może nie będę pamiętali.
Na tej misji mogło pójść wiele rzeczy źle, ale Gregory uparcie trzymał się tego że wszystko będzie dobrze. Nie było innej opcji.
Ostatnie zdanie mówił mając w myśli , to że zarzekał się że zostanie wujkiem chrzestnym dla ich dziecka.
- Pogadamy zresztą o wszystkim na spokojnie jak to się skończy - dodał - może być na oddziale. Słuchaj nie przejmuj się, to dorosły chłopak, o najbardziej żelaznych jajach w ekipie więc... przeżyje. Obgadasz to z nim w bezpiecznym miejscu.
Kiedy skończyła, Wolf z jej pomocą ubrał się w rzeczy i kamizelkę.
- Dobra, ja skontaktuję się z centralną i spróbuję ogarnąć możliwie dobrą drogę. A ty weź z plecaka Maxsa te materiałowe nosze... mogą się przydać dla Milly do przenoszenia jej. W ogóle weź się rozgość tam i skorzystaj z tego co potrzebujesz..
Nie chciał lekarzowi mówić co ma robić. Madi najlepiej wiedziała jak zarządzać ludźmi.
- I kopnij Maxsa niech ci pomoże, to jego część roboty - dodał. Domyślał jak co teraz czuje Max ale właśnie dlatego powinien się ogarnąć i trzymać. Czas na rozklejanie się i załamywanie będę mieli później.
- Który z nich to David? - zapytał jeszcze, pamiętał że to dyrektor szpitala.
Kiedy mu wskazała kiwnął głową, poprawił broń na pasku i ruszył do niego. Chwilę z nim rozmawiał i pomógł mu wstać. Potrzebowali informacji i dobrego planu. W tym czasie część chłopaków rozdała niewielkie rację żywnościowe dzieciakom. Nie mieli tego dużo, ale sam ten gest dodawał im otuchy. Maluchy siedziały teraz zajadając się batonikami i wyraźnie się uspokoiły. Pielęgniarką Molly zresztą pilnowała je cały czas. Tymczasem Noami na chwilę zatrzymała Wolfa by chodź na chwilę się do niego przytulić. Nie była żołnierzem, nie była na wojnie więc czuła się przerażona, radosna i załamana jednocześnie. Bardzo starała się opanować, ale było to dla niej zwyczajnie ciężkie. Wolf pogładził ją po włosach i powiedział kilka ciepłych słów, potrzebowała tego, odsyłając do Madison by jej pomogła. Wataha zebrała się przy drzwiach wraz z Davidem by naradzić się i znaleźć rozwiązanie z sytuacji w której się znajdowali.
- Ja za stary? Za dopiero zaczynam wrzucać 4 bieg w swoim życiu - prychnął - Cieszę się. Chodź jedno dziecko wychowa się z ojcem w domu.
- Tak jak przestanę mieć ochotę go udusić gołymi rękami.. - warknął ale zaraz się uspokoił - przejdzie mi. Na pewno będziemy musieli o tym porozmawiać. Ooo.. nie wpakowałem się. Chociaż może nie będę pamiętali.
Na tej misji mogło pójść wiele rzeczy źle, ale Gregory uparcie trzymał się tego że wszystko będzie dobrze. Nie było innej opcji.
Ostatnie zdanie mówił mając w myśli , to że zarzekał się że zostanie wujkiem chrzestnym dla ich dziecka.
- Pogadamy zresztą o wszystkim na spokojnie jak to się skończy - dodał - może być na oddziale. Słuchaj nie przejmuj się, to dorosły chłopak, o najbardziej żelaznych jajach w ekipie więc... przeżyje. Obgadasz to z nim w bezpiecznym miejscu.
Kiedy skończyła, Wolf z jej pomocą ubrał się w rzeczy i kamizelkę.
- Dobra, ja skontaktuję się z centralną i spróbuję ogarnąć możliwie dobrą drogę. A ty weź z plecaka Maxsa te materiałowe nosze... mogą się przydać dla Milly do przenoszenia jej. W ogóle weź się rozgość tam i skorzystaj z tego co potrzebujesz..
Nie chciał lekarzowi mówić co ma robić. Madi najlepiej wiedziała jak zarządzać ludźmi.
- I kopnij Maxsa niech ci pomoże, to jego część roboty - dodał. Domyślał jak co teraz czuje Max ale właśnie dlatego powinien się ogarnąć i trzymać. Czas na rozklejanie się i załamywanie będę mieli później.
- Który z nich to David? - zapytał jeszcze, pamiętał że to dyrektor szpitala.
Kiedy mu wskazała kiwnął głową, poprawił broń na pasku i ruszył do niego. Chwilę z nim rozmawiał i pomógł mu wstać. Potrzebowali informacji i dobrego planu. W tym czasie część chłopaków rozdała niewielkie rację żywnościowe dzieciakom. Nie mieli tego dużo, ale sam ten gest dodawał im otuchy. Maluchy siedziały teraz zajadając się batonikami i wyraźnie się uspokoiły. Pielęgniarką Molly zresztą pilnowała je cały czas. Tymczasem Noami na chwilę zatrzymała Wolfa by chodź na chwilę się do niego przytulić. Nie była żołnierzem, nie była na wojnie więc czuła się przerażona, radosna i załamana jednocześnie. Bardzo starała się opanować, ale było to dla niej zwyczajnie ciężkie. Wolf pogładził ją po włosach i powiedział kilka ciepłych słów, potrzebowała tego, odsyłając do Madison by jej pomogła. Wataha zebrała się przy drzwiach wraz z Davidem by naradzić się i znaleźć rozwiązanie z sytuacji w której się znajdowali.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Mad wstała i ruszyła do Milly, cała reszta była ogarnięta. Najgorzej było z jej siostrą. Przyklęknęła przy niej i delikatnie potrząsnęła za ramię. Miała nadzieję, że się obudzi.
- Milly... - powiedziała cicho - Milly, proszę, spróbuj się obudzić.
Dziewczyna jakby zaczęła ruszać powieką. Kiedy uchyliła jedno oko poczuła, że ktoś trzyma ją za rękę. Jako pierwszego zobaczyła Maxa.
- Maxsiu... Jesteśmy już w domku?
- Max! Spokojnie - zarządziła Madison. Nie chciała, żeby rzucił się na Milly.
- Hej - Maddie usiadła tak, żeby siostra patrzył na nią.
- Wiesz jak się nazywasz?
Milly przeniosła wzrok na siostrę.
- Camilla Blackhaven.
- Poznajesz mnie? Jak się nazywam?
- Maddie, moja siostra.
- Dobrze. Jaki mamy dzień i rok?
- Cz... Czwartek, wrzesień, 2022.
- Bardzo dobrze - Mad poświeciła latarką w jej oczy. Reakcje były prawidłowe - Jak się czujesz?
- Kiepsko. Boli mnie głowa. Plecy i brzuch.
Mad podciągnęła jej koszulkę. Brzuch nie miał na sobie żadnych znamion urazu. Zbadała ją. Był miękki i nie wyglądało, żeby coś było nie w porządku.
- Max - spojrzała na mężczyznę, który ledwo trzymał się kupy - zanieś ją do łazienki i wyjdź. Muszę sprawdzić, czy nie ma krwawienia.
- Maddie... - Milly odezwała się przerażonym głosem - coś z dzieckiem?
- Nie, nic mu nie jest - skłamała - ale muszę cię zbadać.
- Milly... - powiedziała cicho - Milly, proszę, spróbuj się obudzić.
Dziewczyna jakby zaczęła ruszać powieką. Kiedy uchyliła jedno oko poczuła, że ktoś trzyma ją za rękę. Jako pierwszego zobaczyła Maxa.
- Maxsiu... Jesteśmy już w domku?
- Max! Spokojnie - zarządziła Madison. Nie chciała, żeby rzucił się na Milly.
- Hej - Maddie usiadła tak, żeby siostra patrzył na nią.
- Wiesz jak się nazywasz?
Milly przeniosła wzrok na siostrę.
- Camilla Blackhaven.
- Poznajesz mnie? Jak się nazywam?
- Maddie, moja siostra.
- Dobrze. Jaki mamy dzień i rok?
- Cz... Czwartek, wrzesień, 2022.
- Bardzo dobrze - Mad poświeciła latarką w jej oczy. Reakcje były prawidłowe - Jak się czujesz?
- Kiepsko. Boli mnie głowa. Plecy i brzuch.
Mad podciągnęła jej koszulkę. Brzuch nie miał na sobie żadnych znamion urazu. Zbadała ją. Był miękki i nie wyglądało, żeby coś było nie w porządku.
- Max - spojrzała na mężczyznę, który ledwo trzymał się kupy - zanieś ją do łazienki i wyjdź. Muszę sprawdzić, czy nie ma krwawienia.
- Maddie... - Milly odezwała się przerażonym głosem - coś z dzieckiem?
- Nie, nic mu nie jest - skłamała - ale muszę cię zbadać.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Milly! - Max wytarł rękawem nos ściskając mocno jej rękę. Wiedział podświadomie że powinien się trzymać, że są w miejscu gdzie nie powinien płakać. Ale co miał udawać że nic nie czuje? Czuł, aż za dużo. Nie poderwał jej z ziemi, świadomość słów Medison przemówiła do niego wystarczająco. Po prostu się na chwilę pochylił do niej przytulając. Obudziła się, to był cud. Ten dzień nie mógł skończyć się źle, tyle w końcu planowali. Przytulony do niej spróbował na chwilę się uspokoić. Otworzyła oczy, mówiła dość sensownie. Po chwili wyprostował się. Nie interesowało go że poplamił się jej krwią, że ma odrapania. To porostu nie miało znaczenia.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił ją gładząc jej dłoń.
- Nic się nie bój - starał się ją pocieszyć. Zdjął pasek od broni opierając ją o najbliżej stojący stół. Chwycił najpewniej Milly jak mógł i ruszył do łazienki.
- Wiem że nie jest idealnie wygodnie - powiedział do Milly, opierała się o jego kamizelkę, zresztą też ubrudzoną od ziemi - ale wszystko będzie dobrze słońce, ok?
- Będę zaraz obok - ponieważ wciąż miał swój plecak, więc położył na chwilę kobietę na ziemię. Potem wyciągnął z niej materiałowe nosze rozłożył je żeby nie leżała na kafelkach i zostawił plecak obok.
- Tam wszystko jest - wskazał na niego mówiąc to już do Madison.
- Poczekam na zewnątrz - dodał wychodząc. Oparł się plecami o ścianę.
- Gdybyście mnie potrzebowały wołajcie - dodał jeszcze. Oparł się plecami znów o ścianę i czekał.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił ją gładząc jej dłoń.
- Nic się nie bój - starał się ją pocieszyć. Zdjął pasek od broni opierając ją o najbliżej stojący stół. Chwycił najpewniej Milly jak mógł i ruszył do łazienki.
- Wiem że nie jest idealnie wygodnie - powiedział do Milly, opierała się o jego kamizelkę, zresztą też ubrudzoną od ziemi - ale wszystko będzie dobrze słońce, ok?
- Będę zaraz obok - ponieważ wciąż miał swój plecak, więc położył na chwilę kobietę na ziemię. Potem wyciągnął z niej materiałowe nosze rozłożył je żeby nie leżała na kafelkach i zostawił plecak obok.
- Tam wszystko jest - wskazał na niego mówiąc to już do Madison.
- Poczekam na zewnątrz - dodał wychodząc. Oparł się plecami o ścianę.
- Gdybyście mnie potrzebowały wołajcie - dodał jeszcze. Oparł się plecami znów o ścianę i czekał.