[ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Mężczyzna chwilę sprawiał wrażenie jak rzucająca się w szaleńczym pędzie ryba wyrzucona na brzeg. Wydawało się że za chwilę spróbuje się gdzieś schować albo uciec w irracjonalnej panice. Ale skupił się na tym co mówiła Milly.
- Masz rację oddychaj - powiedział głośno oparł swoje czoło o jej i zaczął oddychać głęboko i powoli.
- Masz rację to choroba - powtarzał spokojnie ale faktycznie pomagało to - choroby trzeba leczyć.
Znów drgnął jakby coś usłyszał ale patrzył na nią, w pewne oczy ratowniczki. Dotknął delikatnie jej policzka a potem po prostu znów się przytulił. Bał się ale też przerażenie które go na chwilę opanowała stało się mniej odczuwalne.
- Ok.. pójdziemy do lekarza, załatwimy badania. Dobra.
- Ale jak mam mieszkać tu? - spojrzał na nią już spokojniejszym wzrokiem - przecież to twoje mieszkanie. Nie będziesz mieć prywatności. Jesteś pewna?
Znów ją objął mocniej ramionami.
- Dziękuję - powiedział szczerze, czuł się wykończony. Jakby przebiegł maraton, jakby wykonał niemożliwą pracę.
- Zadzwonię do Wilkołaka - powiedział w końcu czuł się dobity, ten pewnie się na niego wydrze ale miał prawo. W wojsku nie było miejsca na łagodność - powiem mu że nie będę dziś w bazie. Jedziemy do szpitala, ok.
- Masz rację oddychaj - powiedział głośno oparł swoje czoło o jej i zaczął oddychać głęboko i powoli.
- Masz rację to choroba - powtarzał spokojnie ale faktycznie pomagało to - choroby trzeba leczyć.
Znów drgnął jakby coś usłyszał ale patrzył na nią, w pewne oczy ratowniczki. Dotknął delikatnie jej policzka a potem po prostu znów się przytulił. Bał się ale też przerażenie które go na chwilę opanowała stało się mniej odczuwalne.
- Ok.. pójdziemy do lekarza, załatwimy badania. Dobra.
- Ale jak mam mieszkać tu? - spojrzał na nią już spokojniejszym wzrokiem - przecież to twoje mieszkanie. Nie będziesz mieć prywatności. Jesteś pewna?
Znów ją objął mocniej ramionami.
- Dziękuję - powiedział szczerze, czuł się wykończony. Jakby przebiegł maraton, jakby wykonał niemożliwą pracę.
- Zadzwonię do Wilkołaka - powiedział w końcu czuł się dobity, ten pewnie się na niego wydrze ale miał prawo. W wojsku nie było miejsca na łagodność - powiem mu że nie będę dziś w bazie. Jedziemy do szpitala, ok.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Max na szczęście zaczął się uspokajać. To był dobry znak. Stres mógł tylko pogorszyć wszystkie sprawy.
- Posłuchaj. Naprawdę możesz zostać tutaj. Jesteś przyjacielem mojej siostry, ufam ci. Jest tylko kanapa, ale całkiem wygodna. I zawsze możesz przytulić się do mnie w łóżku. Żadne z nas nikogo nie ma, więc nie ma problemu, nikt nie będzie zazdrosny, a my możemy dzielić mieszkanie. Znajdzie się miejsce. Ja tam się nie będę czuła skrępowana, a jakby co mogę się zamknąć w game roomie.
- Musisz gdzieś zamieszkać, a ja mam kawałek podłogi.
- Ja mogę zadzwonić, jeśli chcesz, powiedzieć, że zabieram cię do szpitala.
- Posłuchaj. Naprawdę możesz zostać tutaj. Jesteś przyjacielem mojej siostry, ufam ci. Jest tylko kanapa, ale całkiem wygodna. I zawsze możesz przytulić się do mnie w łóżku. Żadne z nas nikogo nie ma, więc nie ma problemu, nikt nie będzie zazdrosny, a my możemy dzielić mieszkanie. Znajdzie się miejsce. Ja tam się nie będę czuła skrępowana, a jakby co mogę się zamknąć w game roomie.
- Musisz gdzieś zamieszkać, a ja mam kawałek podłogi.
- Ja mogę zadzwonić, jeśli chcesz, powiedzieć, że zabieram cię do szpitala.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
- Dobrze - pokiwał głową.
- Naprawdę z chęcią będę spał tutaj... - dodał oddychał już coraz spokojniej.
- Ja zadzwonię do Wilkołaka - powiedział pewnie wydawał się go bać jak syn surowego ojca - to surowy dowódca ale nie mogę pokazać mu że się boję. Takie są zasady w wojsku, ponosisz odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko.
- To ja zapalę i zadzwonię i możemy jechać ok? - upewnił się.
- Boję się - powiedział szczerze patrząc na nią.
- Naprawdę z chęcią będę spał tutaj... - dodał oddychał już coraz spokojniej.
- Ja zadzwonię do Wilkołaka - powiedział pewnie wydawał się go bać jak syn surowego ojca - to surowy dowódca ale nie mogę pokazać mu że się boję. Takie są zasady w wojsku, ponosisz odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko.
- To ja zapalę i zadzwonię i możemy jechać ok? - upewnił się.
- Boję się - powiedział szczerze patrząc na nią.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Milly przysunęła się do Maxa i objęła go za plecy. Pogładziła go delikatnie dłonią po karku.
- Nie bój się. Będzie dobrze.
- Nie zrobiłeś nic złego. Za nic nie ponosisz odpowiedzialności. Choroba nie wybiera, to nie twoja wina. Ja naprawdę mogę porozmawiać z twoim dowódcą, wyjaśnić mu, że potrzebujesz pomocy i musisz jechać do szpitala. Jestem lekarzem. Rozumiem, że nie chcesz, ale mogę to zrobić. Naprawdę możesz na mnie liczyć.
- Ogarniemy to razem.
- Nie bój się. Będzie dobrze.
- Nie zrobiłeś nic złego. Za nic nie ponosisz odpowiedzialności. Choroba nie wybiera, to nie twoja wina. Ja naprawdę mogę porozmawiać z twoim dowódcą, wyjaśnić mu, że potrzebujesz pomocy i musisz jechać do szpitala. Jestem lekarzem. Rozumiem, że nie chcesz, ale mogę to zrobić. Naprawdę możesz na mnie liczyć.
- Ogarniemy to razem.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
- Dzięki - przyjął z chęcią jej dotyk.
- Nie, nie ja to załatwię - zapewnił i wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Zaraz wrócę - zapewnił chwilę trzymał w swojej dłoni jej. Wydawała się taka malutka.
- Zaraz wrócę - powtórzył wychodząc z pokoju. Przedzwonił do Wilkołak, w dość nieskładny sposób poinformował go że musi jechać do szpitala, że go nie będzie w bazie, że o wszystkim mu później powie. Kiedy to mówił mówił szybko i nie tłumaczył szczegółów bojąc się że lada chwila dowódca zjedzie go jak szarą sukę. Ale to się nie wydarzyło.
- Możemy jechać - wrócił do niej chowając komórkę.
- Jeśli to na pewno to, to stracę wszystko co dotąd miałem - powiedział powoli - no trudno.
Mimowolnie wyciągnął do niej dłoń by ją chwycili za dłoń.
- Nie, nie ja to załatwię - zapewnił i wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Zaraz wrócę - zapewnił chwilę trzymał w swojej dłoni jej. Wydawała się taka malutka.
- Zaraz wrócę - powtórzył wychodząc z pokoju. Przedzwonił do Wilkołak, w dość nieskładny sposób poinformował go że musi jechać do szpitala, że go nie będzie w bazie, że o wszystkim mu później powie. Kiedy to mówił mówił szybko i nie tłumaczył szczegółów bojąc się że lada chwila dowódca zjedzie go jak szarą sukę. Ale to się nie wydarzyło.
- Możemy jechać - wrócił do niej chowając komórkę.
- Jeśli to na pewno to, to stracę wszystko co dotąd miałem - powiedział powoli - no trudno.
Mimowolnie wyciągnął do niej dłoń by ją chwycili za dłoń.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Milly wstała z łóżka i ubrała się. Założyła czarne dżinsy i szary t-shirt z lamą na środku. Poprawiła włosy spinając je w kok. Wciągnęła na stopy różowe skarpetki, a potem założyła buty i skórzaną kurtkę. Martwiła się o Maxa. Padaczka oznaczała, że naprawdę przestanie być żołnierzem. I wtedy będzie musiał zmienić całe swoje życie. Właściwie to życie samo wywróci mu się do góry nogami. Nie będzie mógł już nigdy wrócić na front. Milly wiedziała, że to będzie dla niego dobre. Z taką chorobą nie można było być żołnierzem. Ale jemu zawali się świat. Zaangażowała się w tą relację zbyt szybko, ale najwidoczniej tak miało być. Max potrzebował pomocy, a ona mogła mu jej udzielić. Milly ścisnęła jego rękę. Nie miała nic przeciwko temu, żeby ją trzymał.
- Chodź. Musimy jechać.
- Chodź. Musimy jechać.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
- Jasne - chwycił swój plecak jeszcze i kurtkę z wczoraj. Nie odzywał się bo nie wiedział co powiedzieć. Miał świadomość że jeśli Milly się myśli, będzie musiał to przekazać bazie. I co wtedy? Gdzie pójdzie? Przeszkolili go i teraz wyrzucą? Im byli bliżej szpitala tym bardziej czuł się zdołowany. Dlatego to musiało spotkać go. Tyle lat pracował na to wszystko, chciał mieć dom, chciał tyle osiągnąć, mieć rodzinę, kochać i być kochanym. A teraz znów wszystko będzie budować od zera. Czuł że jego koniec jest bliski.
- Możemy się od razu umówić do psychiatry - dodał cicho od razu kiedy jechać samochodem. Po raz pierwszy miał świadomość, że bez leków chyba sobie nie poradzi.
Szedł za nią, prowadzony za rękę przez szpital, jego umysł nie działał tak jak by zwykle. Mocno w zwolnionej wersji, wypisywał dokumenty, odpowiadał na pytania ale jakby stał obok siebie.
- Możemy się od razu umówić do psychiatry - dodał cicho od razu kiedy jechać samochodem. Po raz pierwszy miał świadomość, że bez leków chyba sobie nie poradzi.
Szedł za nią, prowadzony za rękę przez szpital, jego umysł nie działał tak jak by zwykle. Mocno w zwolnionej wersji, wypisywał dokumenty, odpowiadał na pytania ale jakby stał obok siebie.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Kiedy przyjechali do szpitala było wpół do dziewiątej. Pierwsze co zrobiła Milly to pogadała ze swoim przełożonym, wiedziała, że z Maxem nie będzie teraz dobrze i że ktoś musi się nim zająć. Opowiedziała całą historię i dosłownie wybłagała dla siebie dwa dni wolnego. Maxa faktycznie trzeba było prowadzać za rękę. Był jak przerażony chłopiec. Milly bardzo mu współczuła i starała się zająć nim jak najlepiej. Wypełniła z nim wszystkie papiery i załatwiła całe mnóstwo badań. Chodziła od gabinetu do gabinetu. Tłumaczyła wszystko, trzymała za rękę, obejmowała. Po szpitalu rozniosła się wieść, że Milly ma chorego chłopaka, na szczęście "chory" i "padaczka" sprawiały, że wszyscy byli dla niej wyrozumiali a nie wścibscy. Znajdowano dla nich wolne godziny, wciskano z badaniami pomiędzy pacjentów. Wszystko robiono na cito. Maxowi pobrano krew na "milion" parametrów. Zrobiono tomografię, rezonans, EKG i EEG które powtórzono kilka razy, punkcję lędźwiową po której położono go na oddziale. Max miał też konsultację psychologiczną, w której towarzyszyła mu Milly. Po punkcji należało leżeć, więc Milly po prostu siedziała przy nim w sali. W którymś momencie miała ochotę zadzwonić do Mad, ale uznała, że nie chce jej jeszcze martwić. Starała się więc zagadywać Maxa. Żeby się nie nudził włączyła im krzyżówki na tablecie, wpakowała mu się do szpitalnego łóżka i rozwiązywali je razem. Grali też w kulki, potem zbijali owoce, przelewali kolorowe napoje w menzurkach. Milly wynajdowała gry, żeby Max nie myślał za dużo.
Około północy wreszcie przyszła do nich lekarka z wszystkimi wynikami badań. Niestety nie miała dobrych wiadomości. Max miał padaczkę. Nie taką, w której traciło się przytomność nagle, na środku ulicy, ale jednak był chory. Z jakiś przyczyn, choć był dorosły utrzymywał się u niego zespół Friedmana, czyli piknolepsja, stąd brało się jego "zawieszanie się". Było to choroba wieku dziecięcego, ale u Maxa z jakiegoś powodu nie zniknęła. Oprócz tego miał nocną padaczkę czołową. Dlatego dostawał ataków we śnie. Lekarka znała diagnozę, ale sama nie wiedziała jakim cudem pacjent choruje na oba schorzenia. Jedyne co mogła zrobić to wypisać leki przeciwpadaczkowe i pozwolić załatwić Milly wypis ze szpitala.
Kiedy dziewczyna wyszła Milly usiadła na łóżku szpitalnym obok Maxa i chwyciła go za ręce. Nie wiedziała nawet co powinna powiedzieć. Czekała, aż on jakoś zareaguje.
Około północy wreszcie przyszła do nich lekarka z wszystkimi wynikami badań. Niestety nie miała dobrych wiadomości. Max miał padaczkę. Nie taką, w której traciło się przytomność nagle, na środku ulicy, ale jednak był chory. Z jakiś przyczyn, choć był dorosły utrzymywał się u niego zespół Friedmana, czyli piknolepsja, stąd brało się jego "zawieszanie się". Było to choroba wieku dziecięcego, ale u Maxa z jakiegoś powodu nie zniknęła. Oprócz tego miał nocną padaczkę czołową. Dlatego dostawał ataków we śnie. Lekarka znała diagnozę, ale sama nie wiedziała jakim cudem pacjent choruje na oba schorzenia. Jedyne co mogła zrobić to wypisać leki przeciwpadaczkowe i pozwolić załatwić Milly wypis ze szpitala.
Kiedy dziewczyna wyszła Milly usiadła na łóżku szpitalnym obok Maxa i chwyciła go za ręce. Nie wiedziała nawet co powinna powiedzieć. Czekała, aż on jakoś zareaguje.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Max wysłuchał slów lekarki, przez tyle lat z tym żyl i nikt za cholerę nie umiał tego wszystkiego połączyć. Papiery pójdą do wojska i zapewne za dzień dwa, wszystko będzie jasne, wyrzucona go po tylu latach. Nic innego w życiu nie robił, nie miał gdzie iść, nic nie miał.
Spojrzał na Milly i wtulił twarz w jej ramię, odnosił wrażenie że cokolwiek powie zabrzmi to nie tak jak trzeba.
- dziękuję że jesteś - szepnał czuł jak bardzo jego głos mi się załamuje.
- wrócimy teraz do domu? - zapytał - najchętniej przestałbym ten dzień. Jutro pewnie się zacznie...
- ale dziękuję - objął ją mocniej. Cały czas tu była, był jej za to wdzięczny. Potrzebował kogoś.
- Trzeba będzie pojechać po moje rzeczy do jednostki. Ale zrobię to w razie czego i tak muszą dostać wyniki. Trzeba zdać rzeczy i takie tam.. - myślał intensywnie, bal się tego ale wiedział że taka jest kolej rzeczy - a ty już musiałaś kombinować.
- Jestes moim aniołem - stwierdził po prostu. Gdyby nie ona nie trafiłby tu, nie zdiagnozowano by go, nie wypisano leków. Ale taka była prawda Milly nie musiała robić połowy z tego na co się zdecydowała, nie musiała mu pomagać nie była zobowiązana a jednak to robiła.
Spojrzał na Milly i wtulił twarz w jej ramię, odnosił wrażenie że cokolwiek powie zabrzmi to nie tak jak trzeba.
- dziękuję że jesteś - szepnał czuł jak bardzo jego głos mi się załamuje.
- wrócimy teraz do domu? - zapytał - najchętniej przestałbym ten dzień. Jutro pewnie się zacznie...
- ale dziękuję - objął ją mocniej. Cały czas tu była, był jej za to wdzięczny. Potrzebował kogoś.
- Trzeba będzie pojechać po moje rzeczy do jednostki. Ale zrobię to w razie czego i tak muszą dostać wyniki. Trzeba zdać rzeczy i takie tam.. - myślał intensywnie, bal się tego ale wiedział że taka jest kolej rzeczy - a ty już musiałaś kombinować.
- Jestes moim aniołem - stwierdził po prostu. Gdyby nie ona nie trafiłby tu, nie zdiagnozowano by go, nie wypisano leków. Ale taka była prawda Milly nie musiała robić połowy z tego na co się zdecydowała, nie musiała mu pomagać nie była zobowiązana a jednak to robiła.
Re: [ Tropeolum- miasto] Dobry początek.
Milly przytuliła czule Maxa. Czuła jak kładzie jej głowę na ramieniu. Pogładziła go po włosach.
- Tak, pojedziemy teraz do domu - powiedziała łagodnie. Współczuła mu. Właśnie zawaliło mu się życie. Czuła się za niego odpowiedzialna, to ona odkryła, że jest chory. Niby stało się dobrze, ale przez to miał stracić wszystko co miał o tej pory.
- Jest późno. Pójdziemy spać - starała się być delikatna i czuła, pocieszająca. Dać mu trochę otuchy.
- Każdy ma swojego anioła stróża - powiedziała spokojnie. Odsunęła się od niego i spojrzała mu w twarz. Był smutny i przerażony. Położyła mu swoją dłoń na policzku.
- Ułoży się, obiecuję - pogładziła jego skórę na twarzy kciukiem.
- Damy radę.
- Ubierz się w to co masz, ja załatwię ci jakieś świeże ciuchy na później i możemy jechać do domu, okej? - kiedy przytaknął wstała i ruszyła do wyjścia z sali. Odwróciła się jeszcze do Maxa i spojrzała na niego.
- Zaraz wrócę - zapewniła go.
Miała w szpitalu kumpli, którzy zawsze mieli jakieś dodatkowe, świeże ciuchy w szafkach, albo takie których już nie nosili a zalegały bo nie chciało im się odwieźć ich do domu. Zaczepiła kilku, którzy byli na dyżurze i udało jej się zebrać cichy na przebranie dla Maxa. Jeden z kolegów zaczął ją wypytywać o to co się wydarzyło. Znała go dość dobrze, więc opowiedziała mu całą historię. Wiedziała, że nie zostawi tego dla siebie, ale miała gdzieś to, że opowieść będzie krążyć po szpitalu. Podziękowała mężczyźnie i wróciła do Maxa, ten był już ubrany i siedział na łóżku ze zwieszoną głową. Milly podeszła do niego i chwyciła go za podbródek.
- Hej... Możemy jechać do domu.
- Tak, pojedziemy teraz do domu - powiedziała łagodnie. Współczuła mu. Właśnie zawaliło mu się życie. Czuła się za niego odpowiedzialna, to ona odkryła, że jest chory. Niby stało się dobrze, ale przez to miał stracić wszystko co miał o tej pory.
- Jest późno. Pójdziemy spać - starała się być delikatna i czuła, pocieszająca. Dać mu trochę otuchy.
- Każdy ma swojego anioła stróża - powiedziała spokojnie. Odsunęła się od niego i spojrzała mu w twarz. Był smutny i przerażony. Położyła mu swoją dłoń na policzku.
- Ułoży się, obiecuję - pogładziła jego skórę na twarzy kciukiem.
- Damy radę.
- Ubierz się w to co masz, ja załatwię ci jakieś świeże ciuchy na później i możemy jechać do domu, okej? - kiedy przytaknął wstała i ruszyła do wyjścia z sali. Odwróciła się jeszcze do Maxa i spojrzała na niego.
- Zaraz wrócę - zapewniła go.
Miała w szpitalu kumpli, którzy zawsze mieli jakieś dodatkowe, świeże ciuchy w szafkach, albo takie których już nie nosili a zalegały bo nie chciało im się odwieźć ich do domu. Zaczepiła kilku, którzy byli na dyżurze i udało jej się zebrać cichy na przebranie dla Maxa. Jeden z kolegów zaczął ją wypytywać o to co się wydarzyło. Znała go dość dobrze, więc opowiedziała mu całą historię. Wiedziała, że nie zostawi tego dla siebie, ale miała gdzieś to, że opowieść będzie krążyć po szpitalu. Podziękowała mężczyźnie i wróciła do Maxa, ten był już ubrany i siedział na łóżku ze zwieszoną głową. Milly podeszła do niego i chwyciła go za podbródek.
- Hej... Możemy jechać do domu.