[Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
Gregory uśmiechnął się słysząc słowa kobiety. Naprawdę się cieszył miał czas którego potrzebował do ogarnięcia wszystkiego. Madison naprawdę wydawała się wspaniałym człowiekiem o wielkim sercu.
- Jestem twoim dłużnikiem - powiedział absolutnie łagodnie i szczerze.
-Jego rodzice to popieprzeni ludzi taka prawda. Moja matka taka była więc wiem co mówię. Nie dziwi mnie też że jego ojciec jest wojskowym, nie powinien być, nigdy nie powinien tu trafić. Ale takie trepy tak trafiają, gwałciciele i teroryści. Ale nie ważne, przyszli i zarządzali żeby wojsko ujawniło im gdzie ich syn przebywa oraz wystawili mu papiery bo oni go zabierają. Zrobili ogólna burdę i chalas. To im powiedziałem że mogą sobie te papiery wsadzić głeboko w dupę, że niczego im nie wydamy a teraz mają natychmiast wypierdalać z mojej bazy. Przepraszam - uniósł się nagle ostrym gniewem, nie krzyczał nie musiał, widziała jak znaczyło mu się oblicze od złosci. Zaraz się jednak opanował - w każdym razie nic od nas się nie dowiedzieli. Oni się od was nie odczepią, dopóki nie dostaną sądowego zakazu zbliżania się. Wiem że Leonard nie jest na to teraz pewnie gotowy ale trzeba będzie o tym pomyśleć. Po ślubie będzie bezpieczny, nikt go stąd nie ruszy.
- Dziękuję że jesteś Madison. Jesteś aniołem. - chwycił jej dłoń między swoje znacznie większe podkreślając serdeczność swoich slów. Ale zaraz się wycofał nie chcąc by poczuła się niezręcznie.
- Jestem twoim dłużnikiem - powiedział absolutnie łagodnie i szczerze.
-Jego rodzice to popieprzeni ludzi taka prawda. Moja matka taka była więc wiem co mówię. Nie dziwi mnie też że jego ojciec jest wojskowym, nie powinien być, nigdy nie powinien tu trafić. Ale takie trepy tak trafiają, gwałciciele i teroryści. Ale nie ważne, przyszli i zarządzali żeby wojsko ujawniło im gdzie ich syn przebywa oraz wystawili mu papiery bo oni go zabierają. Zrobili ogólna burdę i chalas. To im powiedziałem że mogą sobie te papiery wsadzić głeboko w dupę, że niczego im nie wydamy a teraz mają natychmiast wypierdalać z mojej bazy. Przepraszam - uniósł się nagle ostrym gniewem, nie krzyczał nie musiał, widziała jak znaczyło mu się oblicze od złosci. Zaraz się jednak opanował - w każdym razie nic od nas się nie dowiedzieli. Oni się od was nie odczepią, dopóki nie dostaną sądowego zakazu zbliżania się. Wiem że Leonard nie jest na to teraz pewnie gotowy ale trzeba będzie o tym pomyśleć. Po ślubie będzie bezpieczny, nikt go stąd nie ruszy.
- Dziękuję że jesteś Madison. Jesteś aniołem. - chwycił jej dłoń między swoje znacznie większe podkreślając serdeczność swoich slów. Ale zaraz się wycofał nie chcąc by poczuła się niezręcznie.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Nie, naprawdę, nie jesteś - powiedziała spokojnie.
- Wiem, że oni są zupełnie oderwani od rzeczywistości. Najpierw dzwonili do szpitala, wtedy rozmawiał z nimi mój przełożony, później ja. Nie udostępniłam im żadnych informacji o stanie Leo, ale wiedziałam, że chcą przylecieć. Zasadniczo Leo nie powinien wychodzić ze szpitala, ale dyrektor jest moim przyjacielem. Po dobie obserwacji zabrałam go z oddziału do siebie. David, czyli dyrektor właśnie, udostępnił mi łóżko i cały sprzęt, żebym mogła leczyć Leo w domu i żeby rodzice nie znaleźli go w szpitalu. Niestety później naszli mnie w domu. Na szczęście nie byłam sama, wtedy odwiedził nas David żeby zobaczyć jak ma się noga Leo, więc jego ojciec nie mógł wtargnąć siłą. Gdybym była sama od razu zadzwoniłabym po policję.
- Hmmm... Niekoniecznie muszą mieć zakaz zbliżania do Leo. Wystarczy, że będą mieli zakaz zbliżania do mnie. I tak znają już mój adres. Nasz adres. Chcę żeby Leo wiedział jak najmniej o rodzicach. Zrobił ogromne postępy. Poznał moją rodzinę, pozwala się do siebie zbliżać, przytulił mojego tatę. A mój tata powiedział do niego "synu". Wczoraj wyściskał moją siostrę i Maxa. Wreszcie czuję, że ma rodzinę i bezpieczny dom. Nie dam nikomu tego zburzyć.
- Nie, nie jestem aniołem - uśmiechnęła się łagodnie i ścisnęła dłoń dowódcy - po prostu bardzo kocham moją rodzinę, całą, w tym Maxa.
- I bardzo chciałabym, Leo z pewnością też, zobaczyć cię na naszym ślubie.
- Wiem, że oni są zupełnie oderwani od rzeczywistości. Najpierw dzwonili do szpitala, wtedy rozmawiał z nimi mój przełożony, później ja. Nie udostępniłam im żadnych informacji o stanie Leo, ale wiedziałam, że chcą przylecieć. Zasadniczo Leo nie powinien wychodzić ze szpitala, ale dyrektor jest moim przyjacielem. Po dobie obserwacji zabrałam go z oddziału do siebie. David, czyli dyrektor właśnie, udostępnił mi łóżko i cały sprzęt, żebym mogła leczyć Leo w domu i żeby rodzice nie znaleźli go w szpitalu. Niestety później naszli mnie w domu. Na szczęście nie byłam sama, wtedy odwiedził nas David żeby zobaczyć jak ma się noga Leo, więc jego ojciec nie mógł wtargnąć siłą. Gdybym była sama od razu zadzwoniłabym po policję.
- Hmmm... Niekoniecznie muszą mieć zakaz zbliżania do Leo. Wystarczy, że będą mieli zakaz zbliżania do mnie. I tak znają już mój adres. Nasz adres. Chcę żeby Leo wiedział jak najmniej o rodzicach. Zrobił ogromne postępy. Poznał moją rodzinę, pozwala się do siebie zbliżać, przytulił mojego tatę. A mój tata powiedział do niego "synu". Wczoraj wyściskał moją siostrę i Maxa. Wreszcie czuję, że ma rodzinę i bezpieczny dom. Nie dam nikomu tego zburzyć.
- Nie, nie jestem aniołem - uśmiechnęła się łagodnie i ścisnęła dłoń dowódcy - po prostu bardzo kocham moją rodzinę, całą, w tym Maxa.
- I bardzo chciałabym, Leo z pewnością też, zobaczyć cię na naszym ślubie.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
Gregory słuchał i po jego minie widziała że jest coraz mocniej zszokowany. Nie wiedział już co powiedzieć, ci ludzi naprawdę byli porąbani, a z każdym jej zdaniem okazywało się że bardziej niż zakładał. Pokręcił w końcu głową nie wierząc po prostu w to co słyszy.
- Oni są nie możliwi. Powinni się leczyć - powiedział szczerze.
- Szlak to wszystko, poszperam jeszcze czy da się coś jeszcze załatwić po za zbliżaniem się. Mam kupla w policji, może on coś będzie wiedział - dla niego ta sprawa była ważna.
- Naprawdę? - zdumiał się ale zaraz uśmiechnął - To wielki postęp. Jesteś.. najwyraźniej jesteś lekiem na jego problemy. Zawsze miałem z nim na tym tle problemy, ale w oddziale jesteśmy rodziną, akceptujemy się z wszystkimi wadami i zaletami. Bo zwykle każdy z nas ma jakieś odwały. Ale cieszy mnie to, naprawdę to świetna wiadomość. Martwiłem się o chłopaków.
Znów na jego twarzy pojawił się uśmiech kiedy powiedziała, że kocha swoją rodzinę. To były słowa które go zdecydowanie uspokoiły.
- Mnie? - tego się nie spodziewał. Wyraźnie się zdumiał, ale przemyślenie tego zajęło mu tylko chwilę - Oczywiście że będę. Nie ominę takiej ceremonii. I wiem powtórzę się, ale gdybyście coś potrzebowali, dzwońcie śmiało. Leo nie jest pierwszą osobą która sięga po telefon więc wolę powiedzieć to Tobie.
- Oni są nie możliwi. Powinni się leczyć - powiedział szczerze.
- Szlak to wszystko, poszperam jeszcze czy da się coś jeszcze załatwić po za zbliżaniem się. Mam kupla w policji, może on coś będzie wiedział - dla niego ta sprawa była ważna.
- Naprawdę? - zdumiał się ale zaraz uśmiechnął - To wielki postęp. Jesteś.. najwyraźniej jesteś lekiem na jego problemy. Zawsze miałem z nim na tym tle problemy, ale w oddziale jesteśmy rodziną, akceptujemy się z wszystkimi wadami i zaletami. Bo zwykle każdy z nas ma jakieś odwały. Ale cieszy mnie to, naprawdę to świetna wiadomość. Martwiłem się o chłopaków.
Znów na jego twarzy pojawił się uśmiech kiedy powiedziała, że kocha swoją rodzinę. To były słowa które go zdecydowanie uspokoiły.
- Mnie? - tego się nie spodziewał. Wyraźnie się zdumiał, ale przemyślenie tego zajęło mu tylko chwilę - Oczywiście że będę. Nie ominę takiej ceremonii. I wiem powtórzę się, ale gdybyście coś potrzebowali, dzwońcie śmiało. Leo nie jest pierwszą osobą która sięga po telefon więc wolę powiedzieć to Tobie.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Nie przeczę. To nie są normalni ludzie. Wiem, co zrobili Leo, dlatego ja zrobię wszystko żeby już nigdy więcej ich nie spotkał. Nie wie, że z nimi rozmawiałam, nie wie, że byli w szpitalu, a już tym bardziej, że nachodzili nas w domu. I nie zamierzam mu tego mówić. Przestałby się czuć bezpiecznie we własnym domu. Nie dopuszczę do tego.
- Wiem jaki był Leo, jeszcze niedawno ja nie mogłam się do niego zbliżyć. Teraz dopuszcza do siebie inne osoby. Zrobił ogromny postęp. I chodzi na terapię. Zaraz zacznie rehabilitację. Wszystko idzie ku dobremu.
- Na razie chyba niczego nie potrzebujemy. Wszystko jest w porządku.
- Cieszę się - uśmiechnęła się - będzie nam bardzo miło.
Kiedy rozmawiali coś zaczęło kręcić się pod ich stolikiem. Malutki kotek szukający jedzenia zaczął ocierać się o nogi mężczyzny. Mruczał i wił się wokół jego kostek, kilka razy zaczepił go pazurkami, aż skoczył na tylne łapki i zaczął wspinać się po jego spodniach. Miał sierść w kolorze cappuccino, z białym krawatem i łapkami i czarnym noskiem. Wyglądał na mocno zaniedbanego, był brudny, chudy i na pewno bardzo głodny.
- Wiem jaki był Leo, jeszcze niedawno ja nie mogłam się do niego zbliżyć. Teraz dopuszcza do siebie inne osoby. Zrobił ogromny postęp. I chodzi na terapię. Zaraz zacznie rehabilitację. Wszystko idzie ku dobremu.
- Na razie chyba niczego nie potrzebujemy. Wszystko jest w porządku.
- Cieszę się - uśmiechnęła się - będzie nam bardzo miło.
Kiedy rozmawiali coś zaczęło kręcić się pod ich stolikiem. Malutki kotek szukający jedzenia zaczął ocierać się o nogi mężczyzny. Mruczał i wił się wokół jego kostek, kilka razy zaczepił go pazurkami, aż skoczył na tylne łapki i zaczął wspinać się po jego spodniach. Miał sierść w kolorze cappuccino, z białym krawatem i łapkami i czarnym noskiem. Wyglądał na mocno zaniedbanego, był brudny, chudy i na pewno bardzo głodny.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Ja też mu nic nie powiem - obiecał szczerze - masz moje słowo. Nie znam całej jego historii i nawet nie wiem czy, chce. Najważniejsze że ty ją znasz, że jesteś blisko. Rodzina jest ogromnym wsparciem taka prawda.
- chodzi na terapię? - powiedział zdumiony wyraźnie - to świetna wiadomość.
Kiedy kotek zaczął się kręci wokół nóg spojrzał pod stolik. Ale zignorował go w pierwszym odruchu, potem kot zdecydowanie zaczął go zaczepiać.
- A ty co tu robisz? - zapytał spoglądając na swoje kolana.
- Ok, chyba zostałem zaatakowany - stwierdził ale pogładził głowę kociaka swoją znacznie większą od niego dłonią.
- A ty gdzie masz właścicieli? Co? - przyjrzał mu się bardzo delikatnie układając go w dłoniach.
- chodzi na terapię? - powiedział zdumiony wyraźnie - to świetna wiadomość.
Kiedy kotek zaczął się kręci wokół nóg spojrzał pod stolik. Ale zignorował go w pierwszym odruchu, potem kot zdecydowanie zaczął go zaczepiać.
- A ty co tu robisz? - zapytał spoglądając na swoje kolana.
- Ok, chyba zostałem zaatakowany - stwierdził ale pogładził głowę kociaka swoją znacznie większą od niego dłonią.
- A ty gdzie masz właścicieli? Co? - przyjrzał mu się bardzo delikatnie układając go w dłoniach.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Lepiej żebyś nie wiedział - odparła Mad. Z resztą Leo też na pewno nie chciałby żeby jego dowódca znał całą prawdę o tym co go spotkało. Tak było lepiej dla wszystkich.
- Tak, tak, zaczął terapię on-line, żeby nie musiał jeździć do gabinetu. Z tą nogą by nie mógł. Ma dużo do przepracowania. Nie tylko z przeszłości, ale z tego co jest teraz też. Boję się, że nie będzie chciał wychodzić, zostaną mu blizny na twarzy. Robię wszystko żeby były jak najmniejsze, ale całkiem nie da się ich zlikwidować. Na razie wydaje się nie zwracać na to uwagi, ale po prostu rzadko spogląda w lustro. Nie wiem jak będzie później. Akurat to mnie martwi.
Temat zmienił się nagle, kiedy mężczyzna schylił się i wyciągnął spod stołu małego kociaka.
- Ojej... Jaki śliczny - powiedziała zruszona.
- Obawiam się, że on raczej nie ma właścicieli. Jest brudny i zaniedbany. Na pewno głodny. Biedniątko.
Kotek kręcił się i wiercił na rękach u Wolfa, nagle zeskoczył na stolik, ale gdy tylko zorientował się, że jest sam i nikt go już nie dotyka odwróciła się i zaczął łasić do mężczyzny. W końcu zadarł małą główkę do góry jakby próbował spojrzeć na jego twarz.
- Miau! Miau! Prruuu! - przechylił główkę i strzelił "baranka" prosto w klatkę piersiową żołnierza.
- Chyba cię lubi - uśmiechnęła się Madison.
- Tak, tak, zaczął terapię on-line, żeby nie musiał jeździć do gabinetu. Z tą nogą by nie mógł. Ma dużo do przepracowania. Nie tylko z przeszłości, ale z tego co jest teraz też. Boję się, że nie będzie chciał wychodzić, zostaną mu blizny na twarzy. Robię wszystko żeby były jak najmniejsze, ale całkiem nie da się ich zlikwidować. Na razie wydaje się nie zwracać na to uwagi, ale po prostu rzadko spogląda w lustro. Nie wiem jak będzie później. Akurat to mnie martwi.
Temat zmienił się nagle, kiedy mężczyzna schylił się i wyciągnął spod stołu małego kociaka.
- Ojej... Jaki śliczny - powiedziała zruszona.
- Obawiam się, że on raczej nie ma właścicieli. Jest brudny i zaniedbany. Na pewno głodny. Biedniątko.
Kotek kręcił się i wiercił na rękach u Wolfa, nagle zeskoczył na stolik, ale gdy tylko zorientował się, że jest sam i nikt go już nie dotyka odwróciła się i zaczął łasić do mężczyzny. W końcu zadarł małą główkę do góry jakby próbował spojrzeć na jego twarz.
- Miau! Miau! Prruuu! - przechylił główkę i strzelił "baranka" prosto w klatkę piersiową żołnierza.
- Chyba cię lubi - uśmiechnęła się Madison.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Leo mimo wszystko to solidnie zbudowany psychicznie człowiek - powiedział - masz rację nie chcę wiedzieć co przeszedł. Ale widzę że bardzo dużo i wciąż się nie złamał. Poradzi sobie, chociaż łatwo nie będzie. Ale myślę że będzie jeszcze dobrze. Ja nie to przyjadę na niego nakrzyczeć - uśmiechnął się pół gępkiem. Oczywiście ostatnie zdanie było żartem. Nie planował już krzyczeć na kogokolwiek już niedługo.
Wolf pogładził kociaka po sierści.
- Chyba tak.
Przyjrzał mu się uważnie. Nie miał obróżki, innego znaku że należy do kogoś.
- Chyba z tego spotkania kogoś zyskam - powiedział - kojarzysz gdzie są tu weterynarzy jacyś? Może warto by specjalista go obejrzał. Ale fakt jest śliczny.. na pewno nie jesteś niczyj?
- Jak nie, to zabieram cię na poczet mienia wojskowego - zażartował. Cała ta sytuacja go rozbawiła. Kociak kręcił się, mruczał i zdecydowanie nie planował się odczepić.
Wolf pogładził kociaka po sierści.
- Chyba tak.
Przyjrzał mu się uważnie. Nie miał obróżki, innego znaku że należy do kogoś.
- Chyba z tego spotkania kogoś zyskam - powiedział - kojarzysz gdzie są tu weterynarzy jacyś? Może warto by specjalista go obejrzał. Ale fakt jest śliczny.. na pewno nie jesteś niczyj?
- Jak nie, to zabieram cię na poczet mienia wojskowego - zażartował. Cała ta sytuacja go rozbawiła. Kociak kręcił się, mruczał i zdecydowanie nie planował się odczepić.
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Już jest dobrze. Leo zaczyna normalnie funkcjonować. Mnie akceptuje w pełni, innych zaczyna. Będzie tylko lepiej. Jestem pewna - odparła, ale całą uwagę przejął kociak.
- Tutaj niedaleko, jakieś 3 ulice stąd jest gabinet, mój brat do nich jeździ ze swoimi zwierzakami. Mogę ci przysłać adres.
- No nie wygląda jakby do kogoś należał. Może komuś uciekł, ale wydaje mi się, że raczej jest bezdomny. Strasznie chudziutki - Maddie wyciągnęła rękę, żeby wziąć kotka. Obmacała go dokładnie, zajrzała mu w uszka i obadała go z każdej strony. Nie była weterynarzem, ale coś tam wiedziała.
- Sama skóra i kości. Bidulek. Brud w uszkach, ale nie ma pcheł. Za to ma powiększone szyjne węzły chłonne. Jakiś stan zapalny. Może nic wielkiego, ale powinien dostać leki przeciwzapalne. Trzeba mu wyczyścić uszy i chyba ma zapalenie dziąseł. Myślę, że żył na ulicy.
- Oj malutki... - Maddie próbowała pogłaskać kotka, ale ten, wypuszczony z jej rąk, odwrócił się i pomaszerował przez stolik prosto do Wolfa i zaczął wspinać mu się po ręce na ramię.
- Chcesz go wziąć? - zapytała ze zdziwieniem Mad.
- Chciałeś mieć kotka?
- Tutaj niedaleko, jakieś 3 ulice stąd jest gabinet, mój brat do nich jeździ ze swoimi zwierzakami. Mogę ci przysłać adres.
- No nie wygląda jakby do kogoś należał. Może komuś uciekł, ale wydaje mi się, że raczej jest bezdomny. Strasznie chudziutki - Maddie wyciągnęła rękę, żeby wziąć kotka. Obmacała go dokładnie, zajrzała mu w uszka i obadała go z każdej strony. Nie była weterynarzem, ale coś tam wiedziała.
- Sama skóra i kości. Bidulek. Brud w uszkach, ale nie ma pcheł. Za to ma powiększone szyjne węzły chłonne. Jakiś stan zapalny. Może nic wielkiego, ale powinien dostać leki przeciwzapalne. Trzeba mu wyczyścić uszy i chyba ma zapalenie dziąseł. Myślę, że żył na ulicy.
- Oj malutki... - Maddie próbowała pogłaskać kotka, ale ten, wypuszczony z jej rąk, odwrócił się i pomaszerował przez stolik prosto do Wolfa i zaczął wspinać mu się po ręce na ramię.
- Chcesz go wziąć? - zapytała ze zdziwieniem Mad.
- Chciałeś mieć kotka?
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- Przyślij, ja nie znam specjalnie tu gabinetów - przyznał się.
Gregory podał jej ostrożnie kota jakby trzymał szkło. Patrzył jak go ogląda.
- Widzę że na kotach też się znasz. I dobrze - powiedział życzliwie.
- A czemu miałbym go nie brać. Biedakowi też się coś od życia należy - przyznał szczerze gładząc kociaka - będę mieszkać sam. Moje dwie córy wyrosły już, są za stare żeby mieszkać z ojcem. Jedna studiuje, druga gdzieś tam myśli już o ślubie, to ja byłbym dla nich ciężarem tylko. A że Helen odeszła 5 lat temu, to będę sam. Wolałbym zatem gadać już do kota niż ścian. Zresztą spójrz jaki on słodziak... albo ona.... Ten kot jest wspaniały!
- Myślałem o jakimś zwierzaku, ale sama widzisz, co mogę zrobić jak nie przytulić takiego kociaka!
Gregory podał jej ostrożnie kota jakby trzymał szkło. Patrzył jak go ogląda.
- Widzę że na kotach też się znasz. I dobrze - powiedział życzliwie.
- A czemu miałbym go nie brać. Biedakowi też się coś od życia należy - przyznał szczerze gładząc kociaka - będę mieszkać sam. Moje dwie córy wyrosły już, są za stare żeby mieszkać z ojcem. Jedna studiuje, druga gdzieś tam myśli już o ślubie, to ja byłbym dla nich ciężarem tylko. A że Helen odeszła 5 lat temu, to będę sam. Wolałbym zatem gadać już do kota niż ścian. Zresztą spójrz jaki on słodziak... albo ona.... Ten kot jest wspaniały!
- Myślałem o jakimś zwierzaku, ale sama widzisz, co mogę zrobić jak nie przytulić takiego kociaka!
Re: [Kawiarnia La Costa, centrum Tro] Nietypowa prośba.
- No nie powiedziałabym, że się znam, ale niektóre rzeczy wiem.
- On, czy ona... Czekaj, zaraz ci powiem - uśmiechnęła się i jeszcze raz wzięła kicię na rękę, po czym wywróciła ją delikatnie na grzbiet.
- Gratuluję, ma pan córkę - zażartowała, po czym oddała mu kotka.
- Helen to... twoja żona? - spytała nieśmiało.
- Leo nie mówił, że masz dzieci - przyznała.
- A co do kotka... Jak ją nazwiesz?
- On, czy ona... Czekaj, zaraz ci powiem - uśmiechnęła się i jeszcze raz wzięła kicię na rękę, po czym wywróciła ją delikatnie na grzbiet.
- Gratuluję, ma pan córkę - zażartowała, po czym oddała mu kotka.
- Helen to... twoja żona? - spytała nieśmiało.
- Leo nie mówił, że masz dzieci - przyznała.
- A co do kotka... Jak ją nazwiesz?