Strona 14 z 20
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: czw sty 26, 2023 10:43 pm
autor: Diego
- Tak, kamizelka zabezpiecza większą część klatki piersiowej ale nie dół. Dostałem własnie tam. Musieli potem szukać pocisku w bebechach, a ile syfu tam narobił. Tutaj jest blizna, stąd ten tatuaż jest tak duży.
Wskazał jej dokładne cięcie. Bo idealnie proste bo kroili go już chirurdzy że szpitala.
- Pozwala mi to dobrze funkcjonować, spełniać swoje obowiązki, więc nie narzekam. Nie miewam koszmarów, nie śpię na lekach co jest dość nietypowe. Większa część moich znajomych śpi tylko po lekach. Ja się.. ja boje się farejwerkow własciwie tyle.
- Górnik? To już może lepiej przy tym piłkarce zostańmy. To lepszy zawód i jakby bezpieczniejszy.
- To jest cudowna świadomość, ja wiem że to nie to samo co wy przeżywacie, dziecko mieszka czasowo w was, dorasta, pewnie nawet nie umiałbym wyobrazić sobie takiego uczucia. Ale pamiętam że to był ważny moment, przyzwyczajalem się wtedy do nowej roli, zmiany która nastąpi.
- Najwyżej kopnie... O właśnie - rozbawiło go to zdecydowanie. Ale przestawił się znów tak by ją przytulić.
- Nic się nie martw Nas - powiedział łagodnie całując ją w nos.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: czw sty 26, 2023 11:13 pm
autor: Nasira
- Wszystkie twoje tatuaże zasłaniają jakieś blizny? - była ciekawa, teraz mogła zadać mu wszystkie pytania, jakie przyszły jej do głowy. Chciała poznać jego historię, to co przeżył, chociaż po części.
- Pewnie wiele razy byłeś ranny, prawda?
- Piłkarka. Może być. Kopie jeszcze grabarz i archeolog - zaśmiała się w głos rozbawiona własnymi pomysłami.
- To może będzie piękną, mądrą archeolożką, jaki Indiana Jones, tylko w kobiecym wydaniu. To nawet by mi się podobało. Grzebałaby sobie w piasku, oczyszczała pędzelkiem skorupy. Byłaby bezpieczniejsza niż na boisku piłki nożnej, a już na pewno niż w kopalni.
- Ja też nie wiem co przeżywa mężczyzna. Mogę o tym poczytać, zapytać, obserwować, ale nie doświadczę. Kiedyś czytałam o mechanizmach jakie uruchamiają się w mężczyznach, kiedy dowiadują się o dziecku, ale to psychologia. Książka nie opisywała uczuć, radość, smutku, troski. Myślę sobie, że moglibyście czuć podobnie do nas. Ale nie wiem, czy tak jest.
- Widzisz, kopnęła cię.
Nasira z chęcią przyjęła objęcia Diega.
- "Nasi", wolę jak mówisz Nasi, nie "Nas". Czym miałabym się martwić?
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 8:01 am
autor: Diego
- Nie wszystkie - odpowiedział jej po chwili - ale od tego się zaczęło. Miałem 25 lat kiedy dostałem po raz pierwszy. Pierwsza misja, pierwszy postrzał. Mi to jeszcze aż tak nie przeszkadzało, ale mojej partnerce już tak. Więc zakrylem bliznę tatuażem. I od tego się zaczęło, jeśli wrócilem z jakiejś misji żywy to robiłem jakiś tatuaż na potwierdzenie tego faktu. Brzmi pewnie to dość dziwne, ale to mi dawało siłę. Potem stało się rodzajem.... Bo ja wiem rytuału? Akurat ja mocno pchałem sie na front więc też byłem w wielu miejscach. Z czasem stało się to czyms normalnym, że tak robię.
- Najstarszy jest ten - wskazał jej na przedramieniu był to smok siedzący na plonącym domu. Nie był tu duży tatuaż wkomponowany między inne ale nieco jaśniejszy. Była to jedna z gorszych misji które Diego pamiętał i nie związana z konfliktem zbrojnym. Dragon fire był próbą oczyszczenia skażonego fragmentu przez ebolę i akurat go pamiętał co do minuty. Wojsko miało jeden cel oczyścić teren i było to dość okrutne, bo palili zarówno zwłoki jak i cały dobytek lokalnych ludzi. Ciężko chorych dobijano, na myśl o tym Diego miał aż gęsią skórke. Teraz by na to nie pozwolono, z wielu powodów, zmieniły się czasy, rządy i układy, ale te wiele lat temu wojsko mogło więcej.
- Nie wiem czy wiele, ale trochę na pewno - odwrócił się do niej starając się wygnać wspomnienia - taki zawód. Każdy związany jest z czymś innym. Lekarze ratują ludzi i to od ich decyzji zależy czy ktoś przeżyje. Jeśli się pomylą, będą z tym żyć. Myślę że to bardzo obciążające, podziwiam ich pracę. Albo strażacy, muszą wejść do płonacego budynku, ja bym spierniczal, a oni ratują ludzi, wynoszą ich na rękach, pomagają zwierzaką. Wspaniali ludzie. Ty też robisz ważna rzecz, pomagasz pacjentom stanąć na nogi, zrozumieć co się dzieje, zmieniasz ich życia na lepsze. Jesteś bochaterką, wiesz o tym?
Uśmiechnął się do niej łagodnie i absolutnie szczerze. Diego uwazał że każdy dokłada się do będącego w stałej nierównowadze ładu na świecie.
- Archeologia brzmi najlepiej - pokiwał glową i pogładził łagodnie jej brzuch - taka... Lara Croft albo Indiana w wersji żeńskiej jak wspomniałaś. To fajny zawód i ciekawy musisz od z tego co wykryją poskładać historię.
- wiesz co ciężko jest ocenić uczucia, czy zmierzyć czy cieszymy się jak samo jak wy. No bo jak? Każdy cieszy się na swój sposób, kazdy inaczej odczuwa radość. Samo powiedzenie że coś lubisz czy że się czymś martwisz nie odpisuje jego jak bardzo czy mocno. To jest coś nie mierzalnego tak mi się wydaje. Tak samo kochać można... Najróżniej. Mocno, namiętnie, tak że tulisz się do kogoś non stop, tak że w trakcie zagrożenia obronisz go za wszelką cenę, nie angażując się za mocno.. jest mnóstwo opcji, a wszystko jest w sercu i umyśle.
- sprawiasz wrażenie jakbyś się martwiła wieloma rzeczami, ale nie siedzę ci w głowie Nasi - powiedział ostrożnie. Pocałował ją czule w skroń.
- Ale masz mnie, możesz mi opowiedzieć o wszystkim , postaram się pomóc. Nie jestem, aż tak mądry jak ty. Nie mniej możesz na mnie liczyć.
Diego starał się mówić delikatnie i łagodnie. Nie chciał jej się narzucać, ale miał nadzieję że część swoich leków i obaw przeżuci na niego zamiast kisić w sobie. Miała wystarczająco problemów i zmartwień o czym mógł się przekonać dzisiaj.
- Nasi, ładne podoba mi się - dodał po chwili.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 11:23 am
autor: Nasira
- Nie, to wcale nie brzmi dziwnie, wiesz. Mogłabym się teraz trochę powymądrzać, ale powiem tylko, że rozumiem.
Słuchała go bardzo uważnie chcąc go poznać. Przez myśl przeszło jej, że ma ładny głos, który jej się podoba. Był niski, męski, ale nie chrapliwy, raczej łagodny i bardzo ciepły. Mogłaby go słuchać nawet nie wiedząc co mówi. Dotknęła jego ręki w miejscu gdzie miał tatuaż. Był wyblakły, ale czytelny i nadal dość ładny.
- Jesteś intrygujący - odezwała się, kiedy skończył mówić o swoim podejściu do różnych zawodów - twoje podejście do świata, życia i ludzi jest niesamowite. Nieczęsto spotyka się ludzi, którzy mieliby w sobie tyle szacunku i pokory. Wiesz, z bohaterstwem jest tak, że najczęściej jest względne. Jeden powie o strażaku, że jest bohaterem i ma odwagę, drugi, że jest lekkomyślny i nie szanuje własnego życia. Nie uważam, żebym ja była bohaterkom. Pomagam ludziom, to prawda, a przynajmniej bardzo się staram. Wybrałam sobie taki zawód bo chciałam robić coś co miałoby znaczenie. Najpierw skończyłam 6 lat studiów medycznych, a potem 5 lat specjalizacji. Równolegle kończyłam psychologię, a kiedy robiłam ostatni rok specjalizacji miałam już Daniela. Ty było absolutnie szalona dekada w moim życiu. Miałam tyle szczęścia, że poszłam do szkoły w wcześniej niż rówieśnicy, więc zaczynałam studia mając siedemnaście lat. W Egipcie system edukacji działa trochę inaczej, więc tu, w Tro, na studiach, byłam młodsza od innych, ale to dobrze, bo kończąc studia mogłam mieć już dziecko, a nie miałam nawet trzydziestu lat. Po tych wszystkich latach spędzonych na nauce posiadanie dziecka i opieka nad nim wydawała mi się odprężająca. Daniel prawie nie płakał jako niemowlę, więc właściwie karmiłam go i przewijałam na zmianę, ale miałam względny spokój. Derek już wtedy wyjeżdżał, więc czasem byłam w domu sama z dzieckiem, wtedy mi to nie przeszkadzało, bo mogłam drzemać, kiedy mały spał, nie musiałam się uczyć, chodzić na zajęcia, właściwie nie było źle.
Nas uśmiechnęła się, kiedy pogładził ją po brzuchu. Oparła się znowu o jego ramię, westchnęła i położyła swoją dłoń na jego.
- Masz rację, nie da się tego porównać i ocenić, ale myślę, że warto po prostu pytać drugą osobę co czuje i jak się czuję w tej sytuacji, bo tylko tak można ją poznać i spróbować zrozumieć.
- Właściwie jest tak jak mówisz, martwię się wieloma rzeczami - odpowiedziała kładąc mu dłoń na policzku i patrząc mu w oczy - wiele rzeczy jest nie tak jak trzeba. Z Sarą wszystko miałam zrobione wcześniej. Pokój, torba do szpitala, wyprawka, pieluszki, ubranka. Teraz to zaniedbałam. Nie powinnam już prowadzić samochodu, ale z dwójką dzieci, to trudne do wykonania. I wiele innych rzeczy.
- Zawsze kiedy mówisz, że mogę na ciebie liczyć, nie wiem co odpowiedzieć - przyznała szczerze.
- Mam powiedzieć "dziękuję"? Czy zarzucić cię prośbą o pomoc? Nie wiem. Wiem, że to brzmi dziwnie, jestem psychologiem, a nie ogarniam prostych sytuacji. Mówię o tym, bo może po prostu mi to wyjaśnisz. Czego ode mnie oczekujesz.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 3:39 pm
autor: Diego
- O dziękuję - odpowiedział nauczył się dawno nie umniejszać siebie, nie zaprzeczać.
- Zgadzam się z Tobą - pokiwał głową - mojego pradziadka nazwano by zapewne tchórzem. W trakcie drugiej wojny światowej, był Polskim oficerem ale kochał i bardzo martwił się o swoją rodzinę, matkę, ojca i rodzeństwo. Więc uciekł do Portugali. Wiele osób , ba pewnie rodaków uznało by ucieczkę oficera za tchórzostwo. Ja wiem, że wiele lat walczył na terenie ojczyzny, ale w sercu miał swoją rodzinę i ich bezpieczeństwo było dla niego ważniejsze. Od niego też zaczęła się tradycja wojskowa w mojej rodzinie. Ale właśnie każdy ma inne spojrzenie.
- "By miało znaczenie", to piękne słowa - teraz jego uśmiech był pełen szacunku - poświęciłaś się jako matka, ale też walczyłaś aby dogonić określony cel - edukację. Fascynujące są kobiety które wykonują wiele rzeczy na raz, ale też nie rezygnują z siebie. Wiem, że to nie łatwe brzemię.
- Tylko tak się da. Rozmowa to podstawa, każdy problem i kryzys można przetrwać jeśli się rozmawia i SŁUCHA - zaakcentował ostatnie słowo.
- Małżeństwo to kompromis na wielu płaszczyznach- dodał. Kiedy dotknęła jego dłoni, delikatnie splótł z nią palce. Nie całkiem, raczej zapraszająco.
- I właśnie to mnie martwi. Uważam że naprawdę wiele robisz dla swoich dzieci, stajesz na rzęsach rzeczy wszystko pogodzić, ale tak się nie da Nasi. - obrzucił ją ciepłym zmartwionym spojrzeniem.
- Powiedz mi co potrzebujesz - powiedział łagodnie - nie urodzę za ciebie dziecka, akurat w tym cię nie wyręczę. Nawet bym nie chciał - lekko sobie zażartował mrużąc zabawnie oczy.
- Ale przerzuć część rzeczy na mnie, ustalmy co możesz zrzucić z siebie i oddać mi. Jak mogę cię odciążyć. Mam nadzieję, że właśnie to mi powiesz.
Diego przekręcił się się delikatnie tak by patrzeć jej w oczy. Jego dłoń delikatnie musnęła jej policzek, przesunął ją na razie a potem na jej talię.
- Dokładnie tyle ile możesz mi dać Nasi.
- Wychowałem się w domu w którym rządziły babka i matka. Ojciec był.. oparciem dla nich, zajmował się naprawianiem rzeczy, opieką czasową nad rozbieganą dziatwą, rozwiązywaniem problemów, dbaniem o dobrobyt, łataniem domu jeśli było to konieczne. Ale przede wszystkim oparciem dla kobiet. Widziałem wiele razy jak moja mama płakała w jego ramię kiedy nie miała sił. Nie był specjalnie emocjonalny, ale był jej oparciem i bezpieczeństwem. Byłem bardzo szczęśliwy w domu, bo wiedziałem że cokolwiek by się działo jest mój ojciec, znajdzie rozwiązanie. Otoczony przez matkę i babkę, oraz mnóstwo kuzynów, czułem się szczęśliwy, ale tak naprawdę szczęśliwy. Kiedy tata wyjeżdżał na wiele miesięcy na front, to ja stawałem się oparciem, dla innych. Byłem jedynym mężczyzna wtedy w domu, mój dziadek weteran był... wymagał opieki, karmienia, przewijania ,a babcia była już mocno słaba. Początkowo uważała, że to rola żony, ale z czasem ustąpiła. Ale pamiętam jak każdego ranka przychodziła do niego by podać mu jeść, pić, ogolić go, ubrać. To było piękne małżeństwo.
Dobra pewnie zastanawiasz się czemu ci o tym opowiadam? Już mówię, wychodząc z domu wiele oczekiwałem od życia, celu który dawno temu został mi narzucony, związków, a jeszcze więcej od siebie. Pierwsze małżeństwo... - chwilę się zastanowił - skonfrontowało mnie z tym obrazem. Susan wychowała się inaczej i chociaż bardzo ją kochałem, od pewnego momentu szło to bardzo źle. Zrobiłem mnóstwo błędów, myślę że ona też. Nie mniej gdzieś w połowie przestałem być szczęśliwy w tym małżeństwie. Ona zresztą też. Od kolejnego małżeństwa oczekiwałem czego inne, oj bardzo czego innego. I skończyło się to zdradą, więc.. trudno mi uznać to za coś udanego.
- Wniosek z dwóch nieudanych małżeństw i kilku związków jest jeden. Nie oczekuj. Weź tyle ile może ci dać druga osoba, daj jej tyle ile ty możesz dać. Nawet jeśli to nie wiele. Czuję się samotny w życiu, bo to mit że mężczyźni nie przeżywają rozstań, że bez problemu lecimy na dupy, że jak się rozsypie coś to klaśniemy i wyrywamy młodsze. To się zdarza, ale nie zawsze tak to działa. Zresztą jesteś psychologiem to na pewno o tym wiesz. Ja przetrawiłem dwa małżeństwa i jestem gotowy ruszyć dalej. Ostatecznie jednak wezmę tyle ile możesz mi dać, nie oczekując niczego. Bo to że ja jestem gotowy nie znaczy że ty jesteś. Zrozumiem to.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 4:35 pm
autor: Nasira
- Nie uważam, żeby ucieczka przed wojną była tchórzostwem. Twój dziadek był znacznie bardziej odpowiedzialny niż większość mężczyzn jest kiedykolwiek. Jego podejście było dobre, chciał chronić rodzinę, więc zabrał ją z kraju pogrążonego w wojnie. Nie chodziło tylko o niego, o ucieczkę przed wojskiem, ale o to, żeby obronić tych, których kochał. Nie widzę w tym niczego złego.
- Nie Diego... Nie poświęciłam się. To... Moje dzieci to nie poświęcenie, to wielki dar. To takie banalne, ale są moimi skarbami. Zawsze będą. Chciałam je mieć, chciałam się nimi opiekować i je wychowywać. Gdybym się poświęciła robiłabym tylko to, ale udało mi się skończyć bardzo trudne studia, zostać lekarzem i założyć własną praktykę. Kocham moje dzieci, ale kocham też swoją pracę, dlatego to ze sobą godzą. Akurat nie teraz, ale kiedy urodzę, a mała podrośnie, wrócę do pracy.
Dalszych słów wysłuchała bardzo cierpliwie i uważnie, ścisnęła mocniej jego rękę.
- Oparcia Diego, potrzebuję oparcia. Kogoś, kto mnie wesprze, żebym nie czuła, że jestem sama. Kogoś, kto zrobi mi zakupy, odbierze dzieci ze szkoły, albo pomoże posprzątać pralnie. A czasem po prostu będzie.
- Widzisz, moja małżeństwo miewało wzloty i upadki, teraz, kiedy patrzę wstecz, to wydaje mi się, że ostatnie lata to były głównie upadki. Zanim zdecydowaliśmy się na Sarę chodziliśmy na terapię. Wszystko się wyprostowało, było dobrze, tak dobrze, że postanowiliśmy mieć dziecko. Tylko, że kiedy zaszłam w ciąże Derek wyjechał, nie było go trzy miesiące, wrócił na kilka tygodni i znowu to samo. Wyjazdy były co raz dłuższe, powroty co raz krótsze. Rodziłam sama, bo Derek był w trasie, poznał małą kiedy miała dwa tygodnie. Nie przyleciał od razu. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że to chyba nie ma przyszłości, ale się starałam. Próbowałam ratować małżeństwo za wszelką cenę. Więc zaczęłam brać na siebie co raz więcej rzeczy. W pewnym momencie zostałam ze wszystkim sama, tylko tego nie zauważyłam. Moje małżeństwo rozpadło by się tak, czy siak. Ciąża tylko to przyspieszyła. To, że poprosił mnie żebym usunęła było definitywnym końcem. Znał mnie i wiedział, że tego nie zrobię. Chcę powiedzieć, że od bardzo dawna jestem tylko ja. Jestem sama. Tylko, że ciąża w samotności jest trudna. Co raz ciężej robić mi wiele rzeczy. I jeśli chcesz żebym oddała ci je chociaż w części, to ja to zrobię. Chcę tylko, żebyś zrozumiał, że tak bardzo przyzwyczaiłam się do bycia samej, że czasem zapominam jak się prosi o pomoc.
- Czuję się samotna tak bardzo jak ty. Chciałabym już zapomnieć o tym co było. Zacząć żyć na nowo. Ale mam duży problem z zaufaniem. Przez to szybko się wycofuję. Czasem robię to nieświadomie. Ktoś próbuje się do mnie zbliżyć, a ja mimowolnie trzymam go na dystans. Bardzo staram się przełamać i bywa, że się udaje. Wpuściłam cię do swojego życia, to jest tego najlepszym przykładem. A nie było to, wbrew pozorom, łatwe. Chciałabym dać ci tyle, ile zechcesz wziąć, ale chyba potrzebuję, żebyś mnie przytrzymał. Nie chcę uciekać, ale boję się, że zacznę się wycofywać. I muszę nauczyć się na nowo, że nie jestem ze wszystkim sama. Więc, wezmę tyle ile zechcesz mi dać i dam tyle, ile zechcesz wziąć, jeśli tylko mi w tym pomożesz.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 8:12 pm
autor: Diego
- W kraju nazywali go raczej dezerterem, ale w trakcie wojny wiesz jak jest.. znaczy nie wiesz. W sensie szukali go ale mieli ważniejsze rzeczy. A w Portugali poznał babkę i zmienił dane. W każdym razie moja babka była zdania że zrobił dobrze, inaczej by go nie poznała. Ja też uważam że zrobił to co musiał. Dobro rodziny jest najważniejsze.
Diego delikatnie się uśmiechnął i skłonił się do niej by pocałować ją bardzo delikatnie w usta.
- Dobrze, mogę bez problemu zawieść dzieciaki do szkoły, zająć się wieloma rzeczami. - dla niego faktycznie to nie byłby problem, wręcz przyjemność. I tak musiał zawieść Inez do szkoły, a że mieszkali blisko mógł robić to przy okazji.
- Czyli jednak coś było nie tak, bardzo przykro mi że... że tak się stało, że teraz ciężko ci zaufać. Nie dziwię ci się. Zostałaś ze wszystkim sama. Mi udało się na tyle porozumieć z Susan, że bywa że zajmowała się też Inez. Ale to też specyfika Susan, jest bardzo, logicznie myślącą , analizuje i od początku rozwodu szła na układ ze mną. Nie chcąc pogorszyć sytuacji z dziećmi. Z matką Inez nie utrzymuje kontaktu, a przynajmniej bardzo się staram. To tak żebyś wiedziała jaka jest sytuacja, ty mi powiedziałaś o swojej.
- Chcę - powiedział pewnie - i rozumiem dlaczego będzie ci ciężko mi zaufać, oddać te obowiązki. Ale, chcę żebyś odzwyczaiła się, ok? Powoli, małymi krokami, ale jednak.
Diego uśmiechnął się i przytulił ją.
- Nie jesteś sama. Będę ci to powtarzał, aż to poczujesz. Chociaż ja wiem, słowa to nie to samo co czyny. Ale spróbuję cię do tego przekonać.
- I daj mi znać jak kiedyś będziesz mnie szukała w bazie - dodał przypominając sobie biedną Bellę, komentarze oraz spojrzenia - bo to jednak poligon młodych i starych, napalonych facetów głównie. Wolę ci oszczędzić to przez co musiała przejść Bella.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 8:49 pm
autor: Nasira
Nas przybliżyła się do niego, kiedy chciał ją pocałować, a gdy to zrobił oddała jego pocałunek. Było jej dobrze, miała wrażenie, że to, iż leżą nago w sypialni, nie okryci, patrząc sobie w oczy sprawiło, że są naprawdę szczerzy.
- Wiele rzeczy było nie tak. Myślę, że Derek mnie zdradzał. I nie chodzi o to, że ostatnio. Wcześniej też. Po prostu teraz dodaję dwa do dwóch i mam inną perspektywę. Wiem, że i tak by mnie zostawił, że warunek usunięcia ciąży był tylko po to, żeby miał wymówkę.
- Diego... Czy Inez jest twoja? - zapytała wprost.
- Powiedziałeś w kuchni, że żona cię zdradzała, że byłeś pół roku na misji, a kiedy wróciłeś ona była w czwartym miesiącu ciąży. O Susan mówisz bez oporów, a nie wymieniasz nawet imienia drugiej żony. Jakby to wszystko zreasumować... Nie musisz mówić jeśli nie chcesz.
- Postaram się odzwyczaić. Zobaczymy jak mi pójdzie, ale będę próbować - z chęcią przytuliła się do niego, chowając twarz w jego ramieniu. Czuła się spokojna, Diego miał w sobie bardzo dużo łagodności, widziała ją, kiedy zajmował się Inez. Był bardzo cierpliwy i łagodny wobec dzieci, co sprawiało, że i ona czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie.
- Miałabym cię odwiedzać w bazie? - odchyliła głowę żeby go o to zapytać.
- Boisz się, że mnie zjedzą? - zaśmiała się.
- Czy, że ja będę się ich przestraszę?
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 9:12 pm
autor: Diego
- To jest chyba najgorsza rzecz jaka się zdarza - powiedział powoli - zdrada. Ja wiem jak to jest tęsknić do domu, do kobiety, ale nigdy nie przeszło mi to przez głowę. Nawet przez sekundę. Może i dobrze że masz tylko podejrzenia, gdybyś wiedziała o więcej racy tylko by cię to zraniło bardziej. A niczego pewnie nie zmieniło ostatecznie.
- Tak, Inez nie jest moja. Jakoś, jak wróciłem z misji, nie dodałem 2 do 2. Naprawdę, bardzo za nią tęskniłem, ta mija była jedną z których częściowo pamiętam, ciężkich, dzwoniłem do niej tygodniami, rozmawialiśmy jakiś czas wcześniej o dziecku. Nie jestem pewien dlaczego nie skojarzyłem wtedy faktów, może nie chciałem usłyszeć ich w jej wypowiedziach. Dopiero dwa lata potem, przyszedł do mnie dość dziwny list do bazy. jakaś kobieta prosiła o pomoc w odszukaniu jej męża. Ponieważ byłem wtedy już generałem, więc spotkałem się z nią żeby dowiedzieć się o co chodzi. I okazało się że owszem chodziło o jej męża, ale nie zaginął tylko przyłapała go z matką Inez... Allison, najprawdopodobniej ich romans trwał dłuższy czas. Gorszą kwestią było, że ja go znałem osobiście, mijaliśmy się w bazie praktycznie codziennie. Jego żona zasugerowała że mogę nie być ojcem no i miała rację. Ale dwa lata to długo żeby pokochać ją jak córkę, nie wyobrażałem sobie, żeby nie walczyć o prawa do niej, a ostatecznie to i tak Inez wybierała z kim chce mieszkać.
- No Bella bywa że tak się pojawia. Teraz może mniej, ale z dwa trzy razy potrzebował Wolfa, a tak swobodnie mogła do niego podejść. Plotki jakie o niej chodzą to już legenda, o Wolfie zresztą też. No i raczej nie była to miła podróż wszyscy gapią się na ciebie i komentują, albo gwiżdżą. Wolałbym cię na to nie narażać.
Re: [Dom Belli i Wolfa] Bella nie Bella?
: pt sty 27, 2023 9:30 pm
autor: Nasira
- Domysły są gorsze niż prawda. Wolałabym wiedzieć, nie traciłabym czasu na to małżeństwo, ale... Pewności nie ma i nigdy mieć nie będę, z czym się pogodziłam. Nie zamierzam go pytać, czy wcześniej mnie zdradzał. W tej chwili to i tak niczego nie zmienia. To koniec, muszę o nim zapomnieć na tyle ile mogę.
- Rozumiem - powiedziała spokojnie.
- Inez niczym nie zawiniła, kochasz ją, a ona ciebie. Biologia nie ma tu znaczenia. Nie da się tak po prostu przestać kochać dziecka. Dlatego rozumiem. Ale też wiem, że musiało być ci trudno. Zdrada to jedno, ale tutaj jest jeszcze dziecko. Jesteś wspaniałym facetem Diego. Myślę, że wielu na twoim miejscu zachowałoby się zgoła inaczej, zwłaszcza, że po rozwodzie nie musiałeś brać Inez. Tak, wiem, na początku była z matką, ale później. Rozumiesz co mam na myśli. Jesteś jej ojcem, zawsze będziesz.
- Zapytałabym, czy odważą się gwizdać na ciężarną, ale to oczywiste, że tak - zażartowała.
- Takich absztyfikantów to ja się nie boję. Niech sobie patrzą, byle na tykali, bo kopnę w krocze, albo naślę ciebie. Pracowałam w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zamkniętym dla ciężko chorych pacjentów. Nie boję się osób, które są niepoczytalne, więc nie boję się też napalonych żołnierzy. Ale, skoro mówisz, że o Wolfach krążą już legendy, to może po prostu nie będę ci robić wstydu i po prostu nie będę się tam zjawiać.