[22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Ok, zapisze w swoim notatniku w głowie. Ssanie kciuka jest dobre. Obawiam się że będę cię jeszcze męczył pytaniami tego typu - uprzedził.
- Tak, jasne możesz na mnie liczyć - powiedział bez zastanowienia. Nie wiedział jak sobie poradzi, to nie wojna ale chyba sam widok krwi jakoś nie powinien go ściąć z nóg. Ale musiał zapewnić Madison, skoro o to pytała potrzebowała go, tym razem nie planował się wahać.
- Nie będziesz skarbie - zapewnił ją obejmując jeszcze raz ramionami tak by położyć też dłoń na jej brzuchu - żadna z was nie będzie sama, macie mnie.
- Bo za dużo zakładam, a za mało pytam. Przyznaje się bez bicia - dodał uśmiechając się lekko. Ładnie wyglądała, naprawdę ładnie.
- To co zbieramy się?
- Tak, jasne możesz na mnie liczyć - powiedział bez zastanowienia. Nie wiedział jak sobie poradzi, to nie wojna ale chyba sam widok krwi jakoś nie powinien go ściąć z nóg. Ale musiał zapewnić Madison, skoro o to pytała potrzebowała go, tym razem nie planował się wahać.
- Nie będziesz skarbie - zapewnił ją obejmując jeszcze raz ramionami tak by położyć też dłoń na jej brzuchu - żadna z was nie będzie sama, macie mnie.
- Bo za dużo zakładam, a za mało pytam. Przyznaje się bez bicia - dodał uśmiechając się lekko. Ładnie wyglądała, naprawdę ładnie.
- To co zbieramy się?
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Możesz mnie pytać o wszystko. Wyjaśnię ci co i jak - akurat z tym Mad nie miała problemu. Ona była świadoma tego co się z nią dzieje, rozumiała jak będzie rozwijać się jej dziecko, jak będzie wyglądać w danym etapie ciąży, ale Leo tego nie wiedział. Nie był lekarzem, a to było jego pierwsze dziecko. Jej też, ale ona się na tym znała. Oczywiście nie wiedziała wszystkiego, też musiała się dokształcić, ale jednak miała sporą wiedzę.
- To dobrze - trochę się uspokoiła. Naprawdę bała się porodu, nie panikowała, ale nie chciała rodzić sama. Chciała mieć Leo, który będzie trzymał ją za rękę.
- Tak, musimy już iść - stwierdziła. Było już dość późno i tak się zagadali.
Na czarną sukienkę Maddie założyła czerwony płaszcz. Pasował jej, a z resztą i tak w sali nie będzie go miała.
Baza znajdowała się poza miastem, więc chwilę trzeba było tam jechać. Mad była milcząca. W samochodzie ciszę przerywała głównie muzyka lecąca w radiu. Im bliżej byli tym bardziej się denerwowała. Czuła, że ściska jej się żołądek. Zaparkowała obok ekskluzywnego białego auta. Obok widziała samochód Milly. Z resztą parking dla gości był prawie pełen. Wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę największego budynku. Z daleka widziała stojących pod nim ludzi. Jedyny w swoim rodzaju różowy płaszcz należał do Milly, rozpoznałaby go z kilometra. Obok niej stała jej mama, tata i dziadkowie. Max stał obok nich, był też Thomas. Widziała Hana i jakiś ludzi przy nim. I Wolfa z Bellą w białym płaszczu. Nagle zatrzymała się jakby stanęła przed ścianę.
- Nie, nie, nie. Ja nie idę... Nie idę. Nie dam rady. Zemdleje - oparła się o Leo, bo zakręciło jej się w głowie.
- Nie dam rady tam iść. Chcą mi dać jakiś medal, ale ja nic nie zrobiłam...
- To dobrze - trochę się uspokoiła. Naprawdę bała się porodu, nie panikowała, ale nie chciała rodzić sama. Chciała mieć Leo, który będzie trzymał ją za rękę.
- Tak, musimy już iść - stwierdziła. Było już dość późno i tak się zagadali.
Na czarną sukienkę Maddie założyła czerwony płaszcz. Pasował jej, a z resztą i tak w sali nie będzie go miała.
Baza znajdowała się poza miastem, więc chwilę trzeba było tam jechać. Mad była milcząca. W samochodzie ciszę przerywała głównie muzyka lecąca w radiu. Im bliżej byli tym bardziej się denerwowała. Czuła, że ściska jej się żołądek. Zaparkowała obok ekskluzywnego białego auta. Obok widziała samochód Milly. Z resztą parking dla gości był prawie pełen. Wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę największego budynku. Z daleka widziała stojących pod nim ludzi. Jedyny w swoim rodzaju różowy płaszcz należał do Milly, rozpoznałaby go z kilometra. Obok niej stała jej mama, tata i dziadkowie. Max stał obok nich, był też Thomas. Widziała Hana i jakiś ludzi przy nim. I Wolfa z Bellą w białym płaszczu. Nagle zatrzymała się jakby stanęła przed ścianę.
- Nie, nie, nie. Ja nie idę... Nie idę. Nie dam rady. Zemdleje - oparła się o Leo, bo zakręciło jej się w głowie.
- Nie dam rady tam iść. Chcą mi dać jakiś medal, ale ja nic nie zrobiłam...
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Mad... - Leo objął ją mocno i pewnie. Jej nagle zatrzymanie się zaniepokoilo Wolfa który ich obserwował, ale Leo na razie powstrzymał go gestem.
- Mad spójrz na mnie - poprosił i uniósł jej podbródek.
- Uratowałaś ludzi w budynku, byłaś naprawdę odważna, nie dałaś ponieść się emocja ani bólowi. Twoja postawa, jest wyjątkowa kochanie. To nie będzie nic trudnego, pomysł o tym jak o... O zadaniu, musisz tylko tam przejść, stanąć z boku i poczekać. Przepięknie wyglądasz i jesteś jedną z nas. Poradzisz sobie! - próbował dodać jej otuchy.
- Zresztą będę tuż obok ciebie, ok? Możesz mnie cały czas trzymać za rękę - chwycił ją za dłoń mocno i delikatnie ścisnął.
- Poradzisz sobie, to nic wielkiego. Cała wataha tam będzie, nie jesteś sama. Odetchnie sobie - objął ją znów delikatnie, nie chciał ją zmuszać do kolejnych kroków, ale też miał nadzieję że jego słowa wystarczą.
- Mad spójrz na mnie - poprosił i uniósł jej podbródek.
- Uratowałaś ludzi w budynku, byłaś naprawdę odważna, nie dałaś ponieść się emocja ani bólowi. Twoja postawa, jest wyjątkowa kochanie. To nie będzie nic trudnego, pomysł o tym jak o... O zadaniu, musisz tylko tam przejść, stanąć z boku i poczekać. Przepięknie wyglądasz i jesteś jedną z nas. Poradzisz sobie! - próbował dodać jej otuchy.
- Zresztą będę tuż obok ciebie, ok? Możesz mnie cały czas trzymać za rękę - chwycił ją za dłoń mocno i delikatnie ścisnął.
- Poradzisz sobie, to nic wielkiego. Cała wataha tam będzie, nie jesteś sama. Odetchnie sobie - objął ją znów delikatnie, nie chciał ją zmuszać do kolejnych kroków, ale też miał nadzieję że jego słowa wystarczą.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Maddie musiała się przytulić i ochłonąć. Strasznie się denerwowała. Wolała już kroić ludzi na stole operacyjnym, tam czuła się pewniej, wiedziała co ma robić. Tu nie miała pojęcia. Wtedy w szpitalu też wiedziała jak się zachować, bo to wszystko było naturalne, zawsze miała skłonność do walki i ochrony ludzi. Tu było oficjalnie, musiała wyjść daleko poza strefę komfortu. Zwykle stres nie robił na niej wrażenia, miała z nim do czynienia na co dzień. Tylko że to był zupełnie inny stres, inna sytuacja.
Mad wzięła głęboki oddech i wypuściła głośno powietrze z płuc. Spojrzała Leo w oczy. Naprawdę nie czuła się tutaj odpowiednia. Wszyscy byli żołnierzami, w mundurach, było mnóstwo ludzi, a ona chciała się skulić i schować. Jak ona miała się tutaj do Wolfa, który był pułkownikiem i całe życie służył w wojsku. Przełknęła ślinę.
- Okej... Okej...
- Tam jest całe mnóstwo ludzi... - położyła dłonie na klatce piersiowej męża. Wzięła kilka głębokich oddechów.
- Okej, dam radę. Chodźmy...
Mad wzięła głęboki oddech i wypuściła głośno powietrze z płuc. Spojrzała Leo w oczy. Naprawdę nie czuła się tutaj odpowiednia. Wszyscy byli żołnierzami, w mundurach, było mnóstwo ludzi, a ona chciała się skulić i schować. Jak ona miała się tutaj do Wolfa, który był pułkownikiem i całe życie służył w wojsku. Przełknęła ślinę.
- Okej... Okej...
- Tam jest całe mnóstwo ludzi... - położyła dłonie na klatce piersiowej męża. Wzięła kilka głębokich oddechów.
- Okej, dam radę. Chodźmy...
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Tak, ale ci ludzie to krewni. Spójrz tam masz Wolfa i jego Belle - nie był pewien do końca czy byli małżeństwem ale wszyscy zaakceptowali że Bella była Wolfa - Wolfa córki i Belli córki, masz też rodzinę Hana, ona jest całkiem liczną, jest też Owen z żona i dziećmi. Jest też twoja.. nasz - poprawił się.
- Nasza rodzina, Yoshie też przyszedł... Widzisz znane ci twarze. Wszystko będzie dobrze. Będę tuż obok ciebie.
Mówil do niej łagodnym, spokojnym głosem, gładząc jej plecy.
- No to chodźmy - Leo nie śpieszył się dając jej czas się uspokoić.
- córuchno, trzymasz się ?- wyjątkowo łagodny głos w ustach Wolfa brzmiał dziwnie. Objął ją na powitanie ale bardzo delikatnie, uważnie.
- zgubiłaś coś w szpitalu - uśmiechnął się podając jej blakietke na rzep z symbolem watahy - nie masz tatuażu więc... To należy do ciebie.
Cofnął się o krok spodziewając się, że zaraz pozostali członkowie zechcą porozmawiać i przywitać się. Leo uścisnal Wolf lekko i poklepał po plecach. I faktycznie Max a za nim reszta ruszyli by przywitać nowoprzybylych.
- Nasza rodzina, Yoshie też przyszedł... Widzisz znane ci twarze. Wszystko będzie dobrze. Będę tuż obok ciebie.
Mówil do niej łagodnym, spokojnym głosem, gładząc jej plecy.
- No to chodźmy - Leo nie śpieszył się dając jej czas się uspokoić.
- córuchno, trzymasz się ?- wyjątkowo łagodny głos w ustach Wolfa brzmiał dziwnie. Objął ją na powitanie ale bardzo delikatnie, uważnie.
- zgubiłaś coś w szpitalu - uśmiechnął się podając jej blakietke na rzep z symbolem watahy - nie masz tatuażu więc... To należy do ciebie.
Cofnął się o krok spodziewając się, że zaraz pozostali członkowie zechcą porozmawiać i przywitać się. Leo uścisnal Wolf lekko i poklepał po plecach. I faktycznie Max a za nim reszta ruszyli by przywitać nowoprzybylych.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Mad nie była pewna, czy chce tam iść. Tylko nie bardzo miała wybór. Nie mogła po prostu uciec. Przerażała ją ta ilość ludzi. Właśnie dlatego że to wszyscy byli znajomi, ich rodziny, krewni, przyjaciele. Była przerażona. Nie czuła się na miejscu. Wolałaby być wśród ludzi, którzy są dumni z odznaczonych, a nie odznaczoną. Łatwiej było być dumnym z bliskich niż z samej siebie. Nigdy nie była przesadnie skromna, znała swoje słabe i silne strony. Właśnie dlatego pojechała na wojnę. Wiedziała, że sobie tam poradzi. Dziwnie jednak było myśleć o sobie jak o bohaterce. Było jej zimno i gorąco jednocześnie.
Wolf zawsze ją uspokajał, miał w sobie coś czego nie miał jej ojciec, choć nie do końca potrafiła określić co. Oparła się o niego i przytuliła, jakby był jej prawdziwym tatą.
- Średnio, mówiąc szczerze. Denerwuje się - przyznała szczerze i jednocześnie uświadomiła sobie, że własnemu ojcu powiedziałaby pewnie, że wszystko jest w porządku, żeby się nie martwił.
- Dam radę.
Spojrzała na na plakietkę, którą wyciągnął do niej Wolf.
- Ale... - zapomniała o niej, nawet nie wiedziała co się z nią stało. Faktycznie przypiął ją jej w szpitalu, miała ją kiedy wychodzili, ale potem gdzieś się zapodziała.
- Ona jest twoja...
Wolf zawsze ją uspokajał, miał w sobie coś czego nie miał jej ojciec, choć nie do końca potrafiła określić co. Oparła się o niego i przytuliła, jakby był jej prawdziwym tatą.
- Średnio, mówiąc szczerze. Denerwuje się - przyznała szczerze i jednocześnie uświadomiła sobie, że własnemu ojcu powiedziałaby pewnie, że wszystko jest w porządku, żeby się nie martwił.
- Dam radę.
Spojrzała na na plakietkę, którą wyciągnął do niej Wolf.
- Ale... - zapomniała o niej, nawet nie wiedziała co się z nią stało. Faktycznie przypiął ją jej w szpitalu, miała ją kiedy wychodzili, ale potem gdzieś się zapodziała.
- Ona jest twoja...
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Nie, należy do ciebie, ja go tylko przechowalem - powiedział pewnie podając jej plakietkę.
- Rozumiem - Wolf pokiwał głową i pogładził ją po ramieniu wspierająco - to naprawdę nic wielkiego. Znaczy rozumiem że to coś wielkiego, ale zasłużyłaś na to. Jeśli chcesz mogę załatwić że sam ci osobiście go przypnę jeśli to cię zmniejszy twój stres? - zapytał ją szczerze i absolutnie poważnie dając jej możliwość do wyboru.
- Zostaw plakietkę, teraz należysz do nas i myslę że nikt z chłopaków temu nie zaprzeczy. Wiem, że dasz radę nie wątpie w ciebie. - Wolf cofnął się kawałek.
Podszedł też Max by się z nią przywitać, uścisnał Madison pewnie i troskliwie.
- Cześć, ślicznie wyglądasz - skomplementował ją zgodnie ze swoją naturą - miło cię widzieć. U ciebie i dziecka ok? Bo się martwiłem - dodał cofając się by spojrzeć w twarz lekarki.
- Rozumiem - Wolf pokiwał głową i pogładził ją po ramieniu wspierająco - to naprawdę nic wielkiego. Znaczy rozumiem że to coś wielkiego, ale zasłużyłaś na to. Jeśli chcesz mogę załatwić że sam ci osobiście go przypnę jeśli to cię zmniejszy twój stres? - zapytał ją szczerze i absolutnie poważnie dając jej możliwość do wyboru.
- Zostaw plakietkę, teraz należysz do nas i myslę że nikt z chłopaków temu nie zaprzeczy. Wiem, że dasz radę nie wątpie w ciebie. - Wolf cofnął się kawałek.
Podszedł też Max by się z nią przywitać, uścisnał Madison pewnie i troskliwie.
- Cześć, ślicznie wyglądasz - skomplementował ją zgodnie ze swoją naturą - miło cię widzieć. U ciebie i dziecka ok? Bo się martwiłem - dodał cofając się by spojrzeć w twarz lekarki.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Maddie rozpięła płaszcz i pozwoliła przypiąć sobie plakietkę do sukienki. Nie miała tatuażu, choć chciała go sobie zrobić, po prostu nie wiedziała, czy może. Nie chciała robić czegoś wbrew watasze. Ona była z nimi tylko raz. W szpitalu uratowała wielu ludzi, bez watahy nie dałaby rady. Z drugiej strony oni nie dali by rady bez niej. Ona wyprowadziła ludzi i ukryła ich w szatni. Zszyła Johna i Wolfa, zajęła się Milly i Davidem, wyciągnęła Nicka spod ławki, uratowała mu życie przed gruzem, ogarnęła własną ranę postrzałową i uspokoiła Davida, kiedy nie mógł przypomnieć sobie kodu do wyjścia. Przeprowadzała ludzi przez korytarze pod ostrzałem. Tylko, że robiła to wtedy nie po to by ktoś później dawał jej medal. Westchnęła.
- To byłby dla mnie zaszczyt - powiedziała szczerze. Miała ogromny szacunek do Wolfa. Zaufał jej wtedy. Pamiętała jak zakładał jej kamizelkę i dał broń.
Nagle usłyszała Maxa i odwróciła się w jego stronę.
- Hej Max - przywitała się i przytuliła do niego.
- Dziękuję.
Szybko zjawiła się też Milly, która zaczęła ją ściskać. I mama, a za nią reszta rodziny. Dziadek, tata, Thomas, Kira. Maddie z chęcią witała się ze wszystkimi. Wszyscy ściskali ją, gratulowali ciąży i odznaczenia, pytali o samopoczucie. Mad nigdy nie czuła się źle w dużym towarzystwie, ale dzisiaj wszyscy strasznie skupili się na niej i na jej ciąży. O Milly i Belli wszyscy wiedzieli od dawna, zdążyli już złożyć gratulację i nacieszyć się wiadomością. U Maddie to była świeża informacja. Z gratulacjami przyszedł też Owen z rodziną i Han, Yoshie i Ellie, Naomi i Lidia. Każdy chciał coś wiedzieć, pytali o imię, o plany, o płeć, bo nie każdy wiedział, że to dziewczynka. Mówili jej jak będzie fantastycznie i jak cudownie, że jest w ciąży. Nagle podszedł do niej, ktoś kogo się nie spodziewała.
- David... - spojrzała na niego zaskoczona.
- Ale... Jak?
- Twoja mama mi powiedziała.
- To byłby dla mnie zaszczyt - powiedziała szczerze. Miała ogromny szacunek do Wolfa. Zaufał jej wtedy. Pamiętała jak zakładał jej kamizelkę i dał broń.
Nagle usłyszała Maxa i odwróciła się w jego stronę.
- Hej Max - przywitała się i przytuliła do niego.
- Dziękuję.
Szybko zjawiła się też Milly, która zaczęła ją ściskać. I mama, a za nią reszta rodziny. Dziadek, tata, Thomas, Kira. Maddie z chęcią witała się ze wszystkimi. Wszyscy ściskali ją, gratulowali ciąży i odznaczenia, pytali o samopoczucie. Mad nigdy nie czuła się źle w dużym towarzystwie, ale dzisiaj wszyscy strasznie skupili się na niej i na jej ciąży. O Milly i Belli wszyscy wiedzieli od dawna, zdążyli już złożyć gratulację i nacieszyć się wiadomością. U Maddie to była świeża informacja. Z gratulacjami przyszedł też Owen z rodziną i Han, Yoshie i Ellie, Naomi i Lidia. Każdy chciał coś wiedzieć, pytali o imię, o plany, o płeć, bo nie każdy wiedział, że to dziewczynka. Mówili jej jak będzie fantastycznie i jak cudownie, że jest w ciąży. Nagle podszedł do niej, ktoś kogo się nie spodziewała.
- David... - spojrzała na niego zaskoczona.
- Ale... Jak?
- Twoja mama mi powiedziała.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
David podszedł do niej bliżej, objął ją delikatnie i pogładził po plecach przyjacielsko. Mimo że fizycznie wyglądał tak samo, wydarzenia ze szpitala obiły się mocno na nim. Przeszedł cały szereg operacji by właściwie nie dało się zauważyć poskładanych kawałków kości, pozszywanych elementów skóry na twarzy. Ale trauma jaką przechodził, z którą wciąż się mierzył, pozbawiła go dawnej beztroski i lekkości. Dziś jednak dzięki wsparciu u boku Sersi, chciał znów zobaczyć przyjaciółkę i to jak odznaczają ją.
- Cześć Mad - przywitał się na chwilę wtulając się w nią.
- Ciąża ci służy, wypiękniałaś - powiedział szczerze.
- Wiesz chciałbym ci podziękować... jesteś najbardziej wyjątkową, zaskakującą i odważną dziewczyną jaką znam. Gdyby nie ty w szpitalu... to ja nie wiem czy byśmy mogli rozmawiać. Dziękuję że ty miałaś odwagę kiedy mi mojej zabrakło i trzeźwość umysłu. Dziękuję ci że jesteś - mówił to cicho, tak aby tylko ona mogło to usłyszeć.
- Dzięki.. jeszcze raz - chciał się odsunąć ale ostatecznie objął ją znów na chwile. Potem wskazał na Sersi.
- Nie wiem czy miałyście okazję się zobaczyć, to jest moja Sersi, a to moja przyjaciółka Madison i jej mąż Leo.
- Cześć Mad - przywitał się na chwilę wtulając się w nią.
- Ciąża ci służy, wypiękniałaś - powiedział szczerze.
- Wiesz chciałbym ci podziękować... jesteś najbardziej wyjątkową, zaskakującą i odważną dziewczyną jaką znam. Gdyby nie ty w szpitalu... to ja nie wiem czy byśmy mogli rozmawiać. Dziękuję że ty miałaś odwagę kiedy mi mojej zabrakło i trzeźwość umysłu. Dziękuję ci że jesteś - mówił to cicho, tak aby tylko ona mogło to usłyszeć.
- Dzięki.. jeszcze raz - chciał się odsunąć ale ostatecznie objął ją znów na chwile. Potem wskazał na Sersi.
- Nie wiem czy miałyście okazję się zobaczyć, to jest moja Sersi, a to moja przyjaciółka Madison i jej mąż Leo.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Maddie objęła Davida z przyjemnością. Naprawdę był jej dobrym przyjacielem. Bardzo jej pomógł kiedy Leo trafił do szpitala. Od tamtej pory stali się sobie niezwykle bliscy. I nie miało znaczenia, że był dyrektorem szpitala a ona jego podwładną. To były tylko tytuły, które stały się zbędne.
- Dziękuję - odparła na komplement i uśmiechnęła się. Miała szczęście, bo ciąża jej nie doskwierała. Nie miała typowych objawów, zasadniczo czuła się tak jak wcześniej, jedynie ze świadomością, że jest grubsza i będzie miała dziecko. Czasem tylko bolała ją głowa.
- Nie, David. Nie trzeba. Najważniejsze, że wyszliśmy z tego cało. Wszyscy. Miałeś pecha, jak Milly, ja nie. Mnie posłuchali. Nie wiem dlaczego. Ty też chciałeś nas chronić i wszyscy to wiedzą. Nie musisz mi dziękować. To był przypadek, że akurat tam byłam. Ja już znałam wojnę, ty nie, nikt inny jej nie znał. Tylko dlatego wiedziałam jak reagować. Nie wiń siebie proszę. Ja mogłam skończyć tak samo jak wy - nie dodała, że i tak trafiła na stół operacyjny jak Milly i David. Dostała kulkę i połamało jej żebra, w innych okolicznościach, ale jednak.
Sersi uśmiechnęła się do Maddie i wyciągnęła do niej rękę na powitanie, ale Mad zamiast tego wystąpiła o krok i objęła ją przyjaźnie. Sersi z przyjemnością przyjęła objęcie dziewczyny.
- Jak się czujesz? - spytała dziewczyna, mając na myśli ciążę.
- Dobrze, bardzo dobrze - odparła Maddie.
- A dziecko? To będzie on, czy ona?
- Ona - Maddie wyraźnie się rozluźniła. Rozmowa o dziecku była znacznie bardziej swobodna niż o wręczaniu medalu. Sersi uśmiechnęła się jeszcze raz, tym razem bardziej radośnie.
- Więc będzie mała Madison.
- Tak, ale niekoniecznie Madison.
- Macie już dla niej imię?
- Jeszcze nie. Mamy pomysły, ale jeszcze żaden nas nie przekonał.
Sersi pokiwała głową.
- Macie jeszcze sporo czasu. Kiedy rodzisz?
- Maj/czerwiec.
- Wiosenny bobas - Sersi bardzo swobodnie rozmawiała z Maddie, zupełnie jakby znały się od dawna. W sumie były do siebie trochę podobne. Miały podobny temperament i podejście do życia, owszem Sersi miała inne zainteresowania, ale były prawie w tym samym wieku, obie spokojne i opanowane. A fakt, że pochodziły z mniejszości etnicznych z pewnością nie uszedł ich uwadze.
Nagle przy drzwiach do budynku zrobiło się zamieszanie i ludzie zaczęli wchodzić do środka. Maddie aż cofnęła się o krok i przytuliła do boku Leo.
- Dziękuję - odparła na komplement i uśmiechnęła się. Miała szczęście, bo ciąża jej nie doskwierała. Nie miała typowych objawów, zasadniczo czuła się tak jak wcześniej, jedynie ze świadomością, że jest grubsza i będzie miała dziecko. Czasem tylko bolała ją głowa.
- Nie, David. Nie trzeba. Najważniejsze, że wyszliśmy z tego cało. Wszyscy. Miałeś pecha, jak Milly, ja nie. Mnie posłuchali. Nie wiem dlaczego. Ty też chciałeś nas chronić i wszyscy to wiedzą. Nie musisz mi dziękować. To był przypadek, że akurat tam byłam. Ja już znałam wojnę, ty nie, nikt inny jej nie znał. Tylko dlatego wiedziałam jak reagować. Nie wiń siebie proszę. Ja mogłam skończyć tak samo jak wy - nie dodała, że i tak trafiła na stół operacyjny jak Milly i David. Dostała kulkę i połamało jej żebra, w innych okolicznościach, ale jednak.
Sersi uśmiechnęła się do Maddie i wyciągnęła do niej rękę na powitanie, ale Mad zamiast tego wystąpiła o krok i objęła ją przyjaźnie. Sersi z przyjemnością przyjęła objęcie dziewczyny.
- Jak się czujesz? - spytała dziewczyna, mając na myśli ciążę.
- Dobrze, bardzo dobrze - odparła Maddie.
- A dziecko? To będzie on, czy ona?
- Ona - Maddie wyraźnie się rozluźniła. Rozmowa o dziecku była znacznie bardziej swobodna niż o wręczaniu medalu. Sersi uśmiechnęła się jeszcze raz, tym razem bardziej radośnie.
- Więc będzie mała Madison.
- Tak, ale niekoniecznie Madison.
- Macie już dla niej imię?
- Jeszcze nie. Mamy pomysły, ale jeszcze żaden nas nie przekonał.
Sersi pokiwała głową.
- Macie jeszcze sporo czasu. Kiedy rodzisz?
- Maj/czerwiec.
- Wiosenny bobas - Sersi bardzo swobodnie rozmawiała z Maddie, zupełnie jakby znały się od dawna. W sumie były do siebie trochę podobne. Miały podobny temperament i podejście do życia, owszem Sersi miała inne zainteresowania, ale były prawie w tym samym wieku, obie spokojne i opanowane. A fakt, że pochodziły z mniejszości etnicznych z pewnością nie uszedł ich uwadze.
Nagle przy drzwiach do budynku zrobiło się zamieszanie i ludzie zaczęli wchodzić do środka. Maddie aż cofnęła się o krok i przytuliła do boku Leo.