[22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Leo juz z lekko drżącym palcem włączył filmik. Obserwował to uważnie i miał wrażenie że zapadnie się w sobie. Nie dość że film obejrzało trochę ludzi,to jeszcze Piekło mogło się dowiedzieć. Starał się oddychać równomierne i spokojnie. Nie panikował czuł jak każde z tych słów ścina mu krew w żyłach. Obejrzał do końca spojrzał na Mad poważnie.
-Przecież połowa z tego to bzdury... - walczył że strachem żeby nie wpaść w panikę.
- Co chcesz na śniadanie? - zapytał Leo starając się zmienić temat, wstał z kanapy żeby nie patrzeć na ekran.
- Zastanów się pójdę po leki i wrócę zaraz - rzekł dość spokojnie Leo.
-Przecież połowa z tego to bzdury... - walczył że strachem żeby nie wpaść w panikę.
- Co chcesz na śniadanie? - zapytał Leo starając się zmienić temat, wstał z kanapy żeby nie patrzeć na ekran.
- Zastanów się pójdę po leki i wrócę zaraz - rzekł dość spokojnie Leo.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Wiem... Może nie połowa, ale spora część tak... Nie chciałam, żebyś się denerwował... - powiedziała cicho, ale widziała, że z Leo jest kiepsko. Skoro ona się zestresowała, to on tym bardziej. Obserwowała go, kiedy wstał i wyszedł. Zamknęła stronę i klapę laptopa. Winter kręcił się po kanapie chcąc zejść. Maddie wzięła go na ręce i wstała. Kiedy Leo wrócił podeszła do niego z pieskiem na rękach.
- Leo... Powinniśmy o tym pogadać... Nie możemy zamieść tego pod dywan. To nie polepszy sytuacji. Porozmawiaj ze mną.
- Leo... Powinniśmy o tym pogadać... Nie możemy zamieść tego pod dywan. To nie polepszy sytuacji. Porozmawiaj ze mną.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Dobrze - brał leki ostatnio bardzo regularnie starał się nie omijać dawek i zaleceń. Jednak z racji sytuacji dodał sobie solidne dwie tabletki na wyciszenie. Podszedł do kranu by popić je woda. Okręcił się do Madison i spojrzał na nią.
- Ale tu nie ma o czym rozmawiać zawsze sobie myślę że Piekła jest daleko stąd, że zamknę ten temat raz na zawsze, że będę mógł zapomnieć. Ale najwyraźniej to nie możliwe. Nie mniej sytuacją się zmieniła, jest Clara. Jej nie dostaną, prędzej umrę, dam się kurwa zgwałcić i wybebszyć... nie dostaną jej..
Szklanka w którą nalał wodę a potem upił pękła pod naporem jego zaciskania. Leo podskoczył aż.
- Przepraszam kochanie, nie podchody bo wejdziesz w szkło. Ja posprzątam - o dziwo mu samemu specjalnie nic nie było.
Faktycznie sięgnął po miotłę i szufelkę. Posprzątanie zajęło mu chwilę.
- Więc wróćmy do pytania....co. chciałybyście zjeść?
- Ale tu nie ma o czym rozmawiać zawsze sobie myślę że Piekła jest daleko stąd, że zamknę ten temat raz na zawsze, że będę mógł zapomnieć. Ale najwyraźniej to nie możliwe. Nie mniej sytuacją się zmieniła, jest Clara. Jej nie dostaną, prędzej umrę, dam się kurwa zgwałcić i wybebszyć... nie dostaną jej..
Szklanka w którą nalał wodę a potem upił pękła pod naporem jego zaciskania. Leo podskoczył aż.
- Przepraszam kochanie, nie podchody bo wejdziesz w szkło. Ja posprzątam - o dziwo mu samemu specjalnie nic nie było.
Faktycznie sięgnął po miotłę i szufelkę. Posprzątanie zajęło mu chwilę.
- Więc wróćmy do pytania....co. chciałybyście zjeść?
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Leo... - zaczęła spokojnie - myślę, że jest o czym rozmawiać. Chociażby o tym jak się czujesz, co czujesz, czego się boisz.
- Posłuchaj... Jesteśmy na drugim końcu świata, dziesiątki tysięcy kilometrów od Polski, na wyspie, w środku wielkiego miasta, w ogromnym budynku mieszkalnym. Absolutnie nikt nie może nas tu znaleźć.
Kiedy szklanka w jego ręce po prostu pękła, aż odskoczyła. Wystraszyła się tak bardzo, że spojrzała na niego sarnim wzrokiem. Teraz zaczynała się go poważnie bać.
- Ja... Raczej nie będę dzisiaj jadła - Mad powoli wycofała się w stronę salonu tuląc do siebie pieska.
- Posłuchaj... Jesteśmy na drugim końcu świata, dziesiątki tysięcy kilometrów od Polski, na wyspie, w środku wielkiego miasta, w ogromnym budynku mieszkalnym. Absolutnie nikt nie może nas tu znaleźć.
Kiedy szklanka w jego ręce po prostu pękła, aż odskoczyła. Wystraszyła się tak bardzo, że spojrzała na niego sarnim wzrokiem. Teraz zaczynała się go poważnie bać.
- Ja... Raczej nie będę dzisiaj jadła - Mad powoli wycofała się w stronę salonu tuląc do siebie pieska.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Mad - ruszył instynktownie za nią do salonu- kochanie spokojnie...
Potknął jej ramienia ale bardzo delikatnie na chwilę.
- cokolwiek by się działo nic ci nie zrobię- wyciągnął do niej dłoń- zaufaj mi.
- Posłuchaj mnie... masz rację to wiele setek mil... nie widziałem ich od wielu lat, nie utrzymuje z nimi kontaktu ale.. boję się ich. Boję się że znajdą sposób,że znów spróbują mnie zniszczyć, odebrać prawo do samodzielnego życia.. nie wiem co zrobiłem mojemu ojcu, czym go aż tak zranilem że się mści.
Leo stał teraz nie wiedząc co powiedzieć. Na chwilę po prostu miłczał.
- cholernie się boję.. ale mamy córkę jej nie dam skrzywdzić nie ważne za jaką cenę - powiedział trochę w desperacji. Usiadł na kanapie obok miejsca gdzie siedziała wcześniej Mad.
- Kocham moja rodzinę i będę was bronil do końca - powiedział z determinacja w głosie.
Potknął jej ramienia ale bardzo delikatnie na chwilę.
- cokolwiek by się działo nic ci nie zrobię- wyciągnął do niej dłoń- zaufaj mi.
- Posłuchaj mnie... masz rację to wiele setek mil... nie widziałem ich od wielu lat, nie utrzymuje z nimi kontaktu ale.. boję się ich. Boję się że znajdą sposób,że znów spróbują mnie zniszczyć, odebrać prawo do samodzielnego życia.. nie wiem co zrobiłem mojemu ojcu, czym go aż tak zranilem że się mści.
Leo stał teraz nie wiedząc co powiedzieć. Na chwilę po prostu miłczał.
- cholernie się boję.. ale mamy córkę jej nie dam skrzywdzić nie ważne za jaką cenę - powiedział trochę w desperacji. Usiadł na kanapie obok miejsca gdzie siedziała wcześniej Mad.
- Kocham moja rodzinę i będę was bronil do końca - powiedział z determinacja w głosie.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Nie denerwuje się... - powiedziała powoli.
Kidy usiadł na kanapie ona została na środku salonu, ale w końcu podeszła do niego i usiadła obok, na brzegu, twarzą w jego stronę. Nadal tuliła do siebie pieska, a Winter o dziwo był bardzo spokojny i dawał się trzymać.
- Nie musisz nas bronić, bo nic nam nie grozi. Nie musisz się ich bać, nie musisz się bać ojca, bo jest daleko stąd i nie może ci nic zrobić. Po co miałby szukać ciebie i twojej rodziny. Według tego co powiedzieli, masz sześcioletniego syna, o którym nie mieli pojęcia, już prędzej będą wściekli, że o nim nie wiedzieli i tym bardziej nie będą chcieli cię znać. Tak bym myślała na ich miejscu. A poza tym, coś tu jest mocno nie tak, przecież nie da się nie zauważyć, że ja jestem czarna, a Nick biały. A wyraźnie powiedzieli, że ja go urodziłam. Przecież to jedna, wielka bujda.
- Nikt nie może ci odebrać prawa do samodzielnego życia. Masz pracę, żonę, córkę, dom i rodzinę. Nie mają takiej mocy żeby ci to odebrać. Nikt jej nie ma.
- A może w ogóle nie widzieli tego materiału. To dwie minuty materiału, jeden nagłówek pośród setek innych. To, że Yoshie go znalazł jeszcze nic nie znaczy.
Mad przesunęła się na kanapie w jego stronę, tak, że stykali się teraz nogami. Postawiła mu na kolanach pieska.
- Nic nam nie grozi, ani tobie, ani mnie, ani Clarze, nikomu z nas. Przytul się do mnie, albo do Wintera, to cię uspokoi.
Kidy usiadł na kanapie ona została na środku salonu, ale w końcu podeszła do niego i usiadła obok, na brzegu, twarzą w jego stronę. Nadal tuliła do siebie pieska, a Winter o dziwo był bardzo spokojny i dawał się trzymać.
- Nie musisz nas bronić, bo nic nam nie grozi. Nie musisz się ich bać, nie musisz się bać ojca, bo jest daleko stąd i nie może ci nic zrobić. Po co miałby szukać ciebie i twojej rodziny. Według tego co powiedzieli, masz sześcioletniego syna, o którym nie mieli pojęcia, już prędzej będą wściekli, że o nim nie wiedzieli i tym bardziej nie będą chcieli cię znać. Tak bym myślała na ich miejscu. A poza tym, coś tu jest mocno nie tak, przecież nie da się nie zauważyć, że ja jestem czarna, a Nick biały. A wyraźnie powiedzieli, że ja go urodziłam. Przecież to jedna, wielka bujda.
- Nikt nie może ci odebrać prawa do samodzielnego życia. Masz pracę, żonę, córkę, dom i rodzinę. Nie mają takiej mocy żeby ci to odebrać. Nikt jej nie ma.
- A może w ogóle nie widzieli tego materiału. To dwie minuty materiału, jeden nagłówek pośród setek innych. To, że Yoshie go znalazł jeszcze nic nie znaczy.
Mad przesunęła się na kanapie w jego stronę, tak, że stykali się teraz nogami. Postawiła mu na kolanach pieska.
- Nic nam nie grozi, ani tobie, ani mnie, ani Clarze, nikomu z nas. Przytul się do mnie, albo do Wintera, to cię uspokoi.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Leo pokiwał powoli głową i pogładził psa. Jego ciepła sierść wielkie oczy wpatrzone w człowieka, to jak się poruszał chwilę na jego kolanach chąć się ułozyć trochę go uspokoiło. I tak czuł jak ma po napisem mięśnie. Jego organizm był gotów do walki, był gotowy na konfrontacje.
- Nie wiem czemu nie zostawili mnie wiele lat temu, oni mają jakąś obsesję, zawsze mnie szukają. Tropią moje ślady, ilekroć gdzieś się przemieszczałem miałem wrażenie że oni mnie gonią. I niestety często tak było. Nie umiem ci racjonalnie tego wytłumaczyć.. to jest coś przed czymś co uciekasz ale wiesz że jest za tobą. świat jest za mały.
- A jeśli to widzieli? Padły nazwiska, twoje miejsce pracy, jeśli cię najdą w szpitalu? Mój stopień, przecież po tych danych wyśledzenie adresu i lokalizacji to 5 minut. Mój ojciec jest wojskowym, ma mocne plecy w Polsce, oni to wszyscy podadzą na tacy...i jeszcze pochwała że ma zdolnego potomka. To jest jakiś koszmar, tyle lat uciekania.
Powiedział to dość nerwowym głosem jak na razie, chociaż panował nad emocjami widać było jak jest napięty. Winter pomachał ogonem, unosząć się i zaczpiając nosem o jego twarz. Wąhal go uważnie chwilę, potem jednak usiadł znów na kolanach.
- Ale tym razem nie będę uciekać, nie zostawię ani ciebie, ani Clary - spojrzał na nią skupiony, ale też z miłoscia. Miał za dużo do stracenia, zyskał rodzinę. To już nie była samotna walka - teraz.. niech tylko tu przyjadę.
Leo był pod granicą wytrzymałości, po tylu latach bycia ofiarą, uświadomił sobie że jest wstanie, a nawet powinien bronić rodziny. Był w końcu żolnierzem, zabijał już wielu ludzi, jeśli trzeba zrobić to w obronie swojej rodziny był na to gotów.
- Winter był na spacerze?- zapytał pozornie się wyciszając. Czuł jednak jak pulsują mu skronie od adrenaliny ktora jego organizm zalała. Znał to uczucie aż za dobrze. Musiał chociaż częściowo złapac formę.
- Jeśli nie to może pójdę? Lub pójdziemy.. nie wiem jak ty się czujesz na siłach. Skupmy się na tym co jest tu i teraz, bo nie przewidzimy na razie ruchów mojej rodziny. Nie bez kontaktu z kimkolwiek z Polski. A póki mogę wolę to uniknąć.
- Nie wiem czemu nie zostawili mnie wiele lat temu, oni mają jakąś obsesję, zawsze mnie szukają. Tropią moje ślady, ilekroć gdzieś się przemieszczałem miałem wrażenie że oni mnie gonią. I niestety często tak było. Nie umiem ci racjonalnie tego wytłumaczyć.. to jest coś przed czymś co uciekasz ale wiesz że jest za tobą. świat jest za mały.
- A jeśli to widzieli? Padły nazwiska, twoje miejsce pracy, jeśli cię najdą w szpitalu? Mój stopień, przecież po tych danych wyśledzenie adresu i lokalizacji to 5 minut. Mój ojciec jest wojskowym, ma mocne plecy w Polsce, oni to wszyscy podadzą na tacy...i jeszcze pochwała że ma zdolnego potomka. To jest jakiś koszmar, tyle lat uciekania.
Powiedział to dość nerwowym głosem jak na razie, chociaż panował nad emocjami widać było jak jest napięty. Winter pomachał ogonem, unosząć się i zaczpiając nosem o jego twarz. Wąhal go uważnie chwilę, potem jednak usiadł znów na kolanach.
- Ale tym razem nie będę uciekać, nie zostawię ani ciebie, ani Clary - spojrzał na nią skupiony, ale też z miłoscia. Miał za dużo do stracenia, zyskał rodzinę. To już nie była samotna walka - teraz.. niech tylko tu przyjadę.
Leo był pod granicą wytrzymałości, po tylu latach bycia ofiarą, uświadomił sobie że jest wstanie, a nawet powinien bronić rodziny. Był w końcu żolnierzem, zabijał już wielu ludzi, jeśli trzeba zrobić to w obronie swojej rodziny był na to gotów.
- Winter był na spacerze?- zapytał pozornie się wyciszając. Czuł jednak jak pulsują mu skronie od adrenaliny ktora jego organizm zalała. Znał to uczucie aż za dobrze. Musiał chociaż częściowo złapac formę.
- Jeśli nie to może pójdę? Lub pójdziemy.. nie wiem jak ty się czujesz na siłach. Skupmy się na tym co jest tu i teraz, bo nie przewidzimy na razie ruchów mojej rodziny. Nie bez kontaktu z kimkolwiek z Polski. A póki mogę wolę to uniknąć.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- A jeśli nie widzieli?
- Twój stopień wojskowy nie ma znaczenia, odszedłeś z armii, nikt nie ma tam twojego nowego adresu. Jedynym miejscem gdzie jest, jest uczelnia. A tam nie trafią. Bo nikt w wojsku nie wie, że będziesz tam pracował. Ani Wolf, ani żaden z twoich przyjaciół, nie powie im tego. A ja zmienię swój adres w umowie ze szpitalem, tam nie potrzeba adresu zameldowania, tylko tego do korespondencji, porozmawiam z rodzicami i podam ich adres, przecież mogę odbierać wszelkie pisma u nich. Wytłumaczę im to, nie będą mieli z tym problemu. Mój ojciec to spokojny, ale stanowczy człowiek i zamknie im drzwi przed nosem. A my i tak chcemy się przeprowadzić. Rodzina jest po to żeby pomagać i chronić, moi rodzice to zrobią. Twój adres na uczelni też można w ten sposób zmienić. W ten sposób nigdy do nas nie trafią.
- Twój ojciec ma plecy w Polsce, ale nie tutaj. Myślisz, że jak trafi do Wolfa, to on mu coś powie. Zdecydowanie nie. A z resztą Wataha już oficjalnie nie istnieje. To ślepe uliczki. Po prostu... Próbuję to jakoś racjonalnie ogarnąć. Tak, żeby było dla nas bezpiecznie. Ja też nie chcę żeby ktokolwiek tutaj trafił. Nie boję się ich, nawet im nie otworzę, a gdyby jednak tak, to trzasnę drzwiami i tyle. Tak naprawdę nie mogą nam nic zrobić. No bo co? Zjawić się tu i co dalej? Zakłócić nam spokój na kilka minut. Jesteś dorosły, nie ściągną cię do Polski, teraz mieszkasz tutaj, koniec, kropka. Masz żonę Tropeolkę, więc masz prawo przebywać tu legalnie. I nikt cię nie deportuje. To jasne i logiczne.
- Nie, nie był jeszcze. Nie wychodziłam z nim, może sam z nim pójdziesz - zaproponowała, chyba wolała, żeby Leo wyszedł sam. Uspokoił się, przetrawił to wszystko. Poza tym, jeśli miała być ze sobą szczera, to akurat w tej chwili nie czuła się przy nim bezpiecznie. Też wolała pobyć sama.
- Ja zrobię śniadanie.
- Twój stopień wojskowy nie ma znaczenia, odszedłeś z armii, nikt nie ma tam twojego nowego adresu. Jedynym miejscem gdzie jest, jest uczelnia. A tam nie trafią. Bo nikt w wojsku nie wie, że będziesz tam pracował. Ani Wolf, ani żaden z twoich przyjaciół, nie powie im tego. A ja zmienię swój adres w umowie ze szpitalem, tam nie potrzeba adresu zameldowania, tylko tego do korespondencji, porozmawiam z rodzicami i podam ich adres, przecież mogę odbierać wszelkie pisma u nich. Wytłumaczę im to, nie będą mieli z tym problemu. Mój ojciec to spokojny, ale stanowczy człowiek i zamknie im drzwi przed nosem. A my i tak chcemy się przeprowadzić. Rodzina jest po to żeby pomagać i chronić, moi rodzice to zrobią. Twój adres na uczelni też można w ten sposób zmienić. W ten sposób nigdy do nas nie trafią.
- Twój ojciec ma plecy w Polsce, ale nie tutaj. Myślisz, że jak trafi do Wolfa, to on mu coś powie. Zdecydowanie nie. A z resztą Wataha już oficjalnie nie istnieje. To ślepe uliczki. Po prostu... Próbuję to jakoś racjonalnie ogarnąć. Tak, żeby było dla nas bezpiecznie. Ja też nie chcę żeby ktokolwiek tutaj trafił. Nie boję się ich, nawet im nie otworzę, a gdyby jednak tak, to trzasnę drzwiami i tyle. Tak naprawdę nie mogą nam nic zrobić. No bo co? Zjawić się tu i co dalej? Zakłócić nam spokój na kilka minut. Jesteś dorosły, nie ściągną cię do Polski, teraz mieszkasz tutaj, koniec, kropka. Masz żonę Tropeolkę, więc masz prawo przebywać tu legalnie. I nikt cię nie deportuje. To jasne i logiczne.
- Nie, nie był jeszcze. Nie wychodziłam z nim, może sam z nim pójdziesz - zaproponowała, chyba wolała, żeby Leo wyszedł sam. Uspokoił się, przetrawił to wszystko. Poza tym, jeśli miała być ze sobą szczera, to akurat w tej chwili nie czuła się przy nim bezpiecznie. Też wolała pobyć sama.
- Ja zrobię śniadanie.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
- Dobrze to pójdę - powiedział łagodniej już. Madison zwykle miała dużo racji, a i jej argumenty miały sens.
- Niedługo wrócę - dodał - chodź Winter.
Wstał z kanapy, może faktycznie bezpieczniej będzie jak sam pójdzie. Leo cofnął się do sypialni by się przebrać w rzeczy dzienne. Następnie zalozył uprząsz na psiaka, wojskowa kurtkę i wyszedł cicho zamykając drzwi. Zimny wiatr był w tej sytuacji najlepszy, chłodził skórę ale i emocje. Winter okazało się że dziś miał dzień na bieganie, kręcił się machając ogonem i szukając idealnego miejsca na załatwienie się. Miało to swoje plusy. Leo uspokoił nieco oddech, rozglądal się coraz mniej nerwowo. Madison ma rację, nie mają szans go odszukać, zatrze ślady i nigdy go nie odnajadą. Napięte mięśnie chłodzily się szybciej więc zaczął przekupywać z miejsca na miejsce, zresztą leki też zaczeły dzialać przynosząc ulgę. Stał i patrzył jak psiak biega to w ta to w tamtą. Przestało mu to przeszkadzać. Po prostu już tylko marzł. W końcu uznał że nie wytrzyma już dłużej, ranna noga lekko zaczęła juz mu drżeć i chociaż Winter nie wykazywał oznak chęci powrotu ruszyli do domu. Kiedy wszedł do przed pokoju puścił psiaka luzem, a sam zdjął kurtek i ruszył do kuchni.
- Masz rację Madison, jesteśmy bezpieczni - objął ją mocno ale też czule i oparł podbródek o jej głowę delikatnie.
- Przepraszam że się wystraszyłem, nie chciałem. Ale masz rację, zawsze masz. - nie powiedział tego do tak. Wiele razy to faktycz Madison miała rację. Jeszcze tego nie czuł, ale już nie był nerwowy, przynajmiej on tego już nie czuł, tak samo jak zagrożenia.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał.
- Niedługo wrócę - dodał - chodź Winter.
Wstał z kanapy, może faktycznie bezpieczniej będzie jak sam pójdzie. Leo cofnął się do sypialni by się przebrać w rzeczy dzienne. Następnie zalozył uprząsz na psiaka, wojskowa kurtkę i wyszedł cicho zamykając drzwi. Zimny wiatr był w tej sytuacji najlepszy, chłodził skórę ale i emocje. Winter okazało się że dziś miał dzień na bieganie, kręcił się machając ogonem i szukając idealnego miejsca na załatwienie się. Miało to swoje plusy. Leo uspokoił nieco oddech, rozglądal się coraz mniej nerwowo. Madison ma rację, nie mają szans go odszukać, zatrze ślady i nigdy go nie odnajadą. Napięte mięśnie chłodzily się szybciej więc zaczął przekupywać z miejsca na miejsce, zresztą leki też zaczeły dzialać przynosząc ulgę. Stał i patrzył jak psiak biega to w ta to w tamtą. Przestało mu to przeszkadzać. Po prostu już tylko marzł. W końcu uznał że nie wytrzyma już dłużej, ranna noga lekko zaczęła juz mu drżeć i chociaż Winter nie wykazywał oznak chęci powrotu ruszyli do domu. Kiedy wszedł do przed pokoju puścił psiaka luzem, a sam zdjął kurtek i ruszył do kuchni.
- Masz rację Madison, jesteśmy bezpieczni - objął ją mocno ale też czule i oparł podbródek o jej głowę delikatnie.
- Przepraszam że się wystraszyłem, nie chciałem. Ale masz rację, zawsze masz. - nie powiedział tego do tak. Wiele razy to faktycz Madison miała rację. Jeszcze tego nie czuł, ale już nie był nerwowy, przynajmiej on tego już nie czuł, tak samo jak zagrożenia.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał.
Re: [22.12. Mieszkanie Madison i Leo] Rozdanie odznaczeń.
Maddie zdążyła się ubrać. Ostatnio było jej chłodno mimo wysokiej temperatury w mieszkaniu, więc najczęściej nosiła ciepłe, swetrowe sukienki, z długim rękawem i wełniane skarpetki sięgające ud. Nie miała kapci, bo zjadł je pies, więc chodziła na boso. Nadal lubiła jasne kolory, więc sweterek był bladoróżowy, a skarpetki kremowe. W takim stroju było jej wygodnie, sukienka rozciągała się, więc nic jej nie uwierało, a skarpetki ogrzewały nogi i stopy. Włosy miała rozpuszczone, nie zmieniła fryzury, nadal chodziła w swoich naturalnych loczkach. Kiedy Leo wrócił stała w kuchni robiąc sobie koktajl bananowy, na stole stało już śniadanie, zrobiła im omlety ze szpinakiem i serem, a dla Leo jeszcze kawę.
- Hej - przywitała się z mężem, który ją objął.
- Zmarzłeś - stwierdziła i odwróciła się w jego stronę - musisz się cieplej ubierać, jest zima - objęła go mocno rozcierając mi plecy dłońmi, jakby chciała go rozgrzać.
- Nie zawsze mam rację. Po prostu szukam rozwiązań. Dzwoniłam już do rodziców i do Davida, nie ma problemu, zmienią mój adres. A David powiedział, że zrobi zebranie żeby przypomnieć pracownikom o tym, że podawanie jakichkolwiek danych pracowników jest łamaniem prawa. Więc nikt tutaj nie trafi, nawet gdyby bardzo chciał.
- Zrobiłam ci kawę i omlet na śniadanie - powiedziała gładząc go po karku.
- Jakbyś mógł tylko podać moje witaminy z szafki, trzeba je i tak przełożyć, ledwo tam sięgam. Jestem za malutka.
- Hej - przywitała się z mężem, który ją objął.
- Zmarzłeś - stwierdziła i odwróciła się w jego stronę - musisz się cieplej ubierać, jest zima - objęła go mocno rozcierając mi plecy dłońmi, jakby chciała go rozgrzać.
- Nie zawsze mam rację. Po prostu szukam rozwiązań. Dzwoniłam już do rodziców i do Davida, nie ma problemu, zmienią mój adres. A David powiedział, że zrobi zebranie żeby przypomnieć pracownikom o tym, że podawanie jakichkolwiek danych pracowników jest łamaniem prawa. Więc nikt tutaj nie trafi, nawet gdyby bardzo chciał.
- Zrobiłam ci kawę i omlet na śniadanie - powiedziała gładząc go po karku.
- Jakbyś mógł tylko podać moje witaminy z szafki, trzeba je i tak przełożyć, ledwo tam sięgam. Jestem za malutka.