[Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Księżniczką? - uśmiechnął sie delikatnie do niej - dla mnie już jesteś.... Dobrze poszukamy jakieś śliczne miejsce.
Dla Maxsa najważniejsze było że ma Milly, że ona żyje, że wyciagną ją stąd i wszystko będzie dobrze. Mogłobyć w ogrodzie, znalazłby dla niej cokolwiek by zechciała...
- Poszedłbym za Tobą przez piekło Milly gdyby trzeba - powiedział pewnie, twardo. Tak było, nie ważne gdzie by się znalazła i gdzie by była on był gotów pójść za nią.
Leo uscisnał dloń Milly delikatnie, nie był pewien jej stanu.
Poklepał Maxsa po ramieniu. Było tu dość mało miejsca w pomieszczeniu, a było tu 3 facetów na raz po za ranna. Max usiadł i przestawił się.
- Przeniesiemy cię na nosze ok? - powiedział rzeczowo. W trójkę nie było to specjalnym wywniem.
- To Owen - przedstawił Leo skinięciem głowy siwego mężczyzne. Jakby to było coś ważnego.
- Cześć - odpowiedział mężczyzna. Delikatnie poderwali ją i położyli na noszach.
- Ja dobrze, wiesz co na razie zdystansuje się do Madison, nawrzeszczala na mnie, poczekam aż bezpiecznie wrócimy do domu. Ale wszyscy się trzymamy... Najważniejsze. Ty też musisz. Wolf opracuje możliwa trasę i pójdziemy wprost do... Szpitala. Ty, Wolf, David i Madison... Będziecie musieli tam trafić ale spokojnie Max będzie z Tobą cały czas.
Dla Maxsa najważniejsze było że ma Milly, że ona żyje, że wyciagną ją stąd i wszystko będzie dobrze. Mogłobyć w ogrodzie, znalazłby dla niej cokolwiek by zechciała...
- Poszedłbym za Tobą przez piekło Milly gdyby trzeba - powiedział pewnie, twardo. Tak było, nie ważne gdzie by się znalazła i gdzie by była on był gotów pójść za nią.
Leo uscisnał dloń Milly delikatnie, nie był pewien jej stanu.
Poklepał Maxsa po ramieniu. Było tu dość mało miejsca w pomieszczeniu, a było tu 3 facetów na raz po za ranna. Max usiadł i przestawił się.
- Przeniesiemy cię na nosze ok? - powiedział rzeczowo. W trójkę nie było to specjalnym wywniem.
- To Owen - przedstawił Leo skinięciem głowy siwego mężczyzne. Jakby to było coś ważnego.
- Cześć - odpowiedział mężczyzna. Delikatnie poderwali ją i położyli na noszach.
- Ja dobrze, wiesz co na razie zdystansuje się do Madison, nawrzeszczala na mnie, poczekam aż bezpiecznie wrócimy do domu. Ale wszyscy się trzymamy... Najważniejsze. Ty też musisz. Wolf opracuje możliwa trasę i pójdziemy wprost do... Szpitala. Ty, Wolf, David i Madison... Będziecie musieli tam trafić ale spokojnie Max będzie z Tobą cały czas.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Milly i Max nie byli normalną parą. Poznali się, zaopiekowali sobą, poszli do łóżka i już byli zakochani. Oboje byli samotni i chcieli od życia tego samego. Mieć miłość, dom i rodzinę. Uzupełnili swoje luki w życiu. On nie miał nikogo i z dnia na dzień zyskał wszystko czego pragnął. Nie było dziwne, że panicznie bał się, że to straci. Gdyby Milly odeszła straciłby wszystko. Trudno było go winić za to, że dla oddziału stał się bezużyteczny. Wcześniej szedł do walki z myślą, że nie mam nic za nim, ani nic przed nim. Mógł zginąć, nikogo by nie zostawił i nie miał do kogo wracać. Teraz było inaczej. Milly i Max zrobili sobie rodzinę w trybie natychmiastowym, ale prawda była taka, że byli szczęśliwi. Byli też dorośli i z pewnością liczyli się z możliwością wpadki. Tylko nie umieli tego przyznać. Być może podświadomie oboje tego pragnęli. Maddie i Leo potrzebowali czasu, duuuużo czasu, dla niektórych za dużo. Ale Max był impulsywny, Milly szalona. Miała Maxa, świnki, psa i była w ciąży, jej życie z na wpół pustego wypełniło się po brzegi.
- Cześć - dziewczyna przywitała się z Owenem.
- Leo... - Milly ścisnęła mocno rękę mężczyzny - nie rób tego. Porozmawiaj z nią. Proszę. Nie później, nie jutro. Teraz. Potrzebuje cię bardziej niż myślisz. Nawet jak wrzeszczy. Idź do niej. Zrób to dla mnie. I nie daj jej skrzywdzić.
- Cześć - dziewczyna przywitała się z Owenem.
- Leo... - Milly ścisnęła mocno rękę mężczyzny - nie rób tego. Porozmawiaj z nią. Proszę. Nie później, nie jutro. Teraz. Potrzebuje cię bardziej niż myślisz. Nawet jak wrzeszczy. Idź do niej. Zrób to dla mnie. I nie daj jej skrzywdzić.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Milly, nawet nie wiem, co mam powiedzieć - powiedział Leo zmartwiony. Max i Owen uznali że chyba ta rozmowa nie dotyczy ich więc odeszli bliżej drzwi udając że rozmawiają i szukając czegoś co ich zajmie.
- Gdybym wiedział od razu bym jej to powiedział, ale... że ma się trzymać? Że wszystko będzie dobrze? - podrapał się po zabliźnionym policzku chwilę, zastanawiając.
- Nic co wiem, nie pomogłoby teraz. Madison bardzo stara się trzymać, chyba boi się że jak porozmawiamy to... to się rozklei. Moje słowa bierze za atak i uwagi więc... wolę już nic nie mówić. Powie mi coś co mnie zirytuje albo zaboli i będzie to wisieć między nami. A uwierz mi ja niestety wiem co znaczy takie wiszące słowo.
Jego ojciec często zawieszał takie słowa, niedomówienia z którymi każdy z nich się dławił. To były koszmarne dni które trawiły wszystkich od środka.
- Nie mam słów które mógłby jej pomóc albo.. jakoś pocieszyć - przyznał ze smutkiem.
- Gdybym wiedział od razu bym jej to powiedział, ale... że ma się trzymać? Że wszystko będzie dobrze? - podrapał się po zabliźnionym policzku chwilę, zastanawiając.
- Nic co wiem, nie pomogłoby teraz. Madison bardzo stara się trzymać, chyba boi się że jak porozmawiamy to... to się rozklei. Moje słowa bierze za atak i uwagi więc... wolę już nic nie mówić. Powie mi coś co mnie zirytuje albo zaboli i będzie to wisieć między nami. A uwierz mi ja niestety wiem co znaczy takie wiszące słowo.
Jego ojciec często zawieszał takie słowa, niedomówienia z którymi każdy z nich się dławił. To były koszmarne dni które trawiły wszystkich od środka.
- Nie mam słów które mógłby jej pomóc albo.. jakoś pocieszyć - przyznał ze smutkiem.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Powiedz jej, że ją kochasz. I tak, powiedz, że będzie dobrze. Że wrócicie do domu, weźmiecie ślub, adoptujecie psa i będziecie żyli długo i szczęśliwie. Powiedz jej co czujesz. Że z tego wyjdziecie, że się nią zaopiekujesz. Że jest odważna i dzielna, że da sobie radę w każdej sytuacji. Że jesteś z niej dumny. Że jest świetnym lekarzem i żołnierzem, że wiesz, że nigdy się nie poddaje. Uwierz mi, znam ją całe życie, nie zostawi was w kłótni. Ty też nie powinieneś. Po prostu z nią porozmawiaj, za nim stąd wyjdziemy. Nie odmawia się kobiecie w ciąży. Idź do niej, proszę - powtórzyła kilka razy. Nie chciała, żeby Maddie była z tym wszystkim sama. Mogła warczeć na Leo, ale go kochała, a Milly, chociaż wierzyła, że będzie dobrze, brała pod uwagę, że coś mogło się jej stać. Jej, albo Leo.
- Jeśli coś pójdzie nie tak, będziesz tego żałował - dodała poważnie.
- Jeśli coś pójdzie nie tak, będziesz tego żałował - dodała poważnie.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
- Nie będę żałował , bo nie biorę innego scenariusza pod uwagę - powiedział Leo twardym głosem.
- Wszystko się uda - zapewnił ją a może bardziej siebie - zaufaj nam Milly.
- Wiesz Milly, na wojnie zawsze możesz zginąć, jesteś otoczona przez.. - zaczął Leo chwytając drobną dłoń ratowniczki.
Wtedy w drzwiach łazienki pojawiła się nowa głowa. Do środka zajrzał wydawało się bardzo młody chłopak o delikatnych azjatyckich rysach, z hełmem pod pachą.
- Ej, panowie... zbiórka watahy - ogłosił i zniknął znów.
- Dokończymy tę rozmowę później - powiedział Leo do Milly i wstał. Wysypiali się wszyscy z łazienki do środkowego pomieszczenia. Tutaj o jeden stół opierał się Wolf przy nim stała już reszta, w tym Madison. Leo podszedł spojrzał na narzeczoną i mocno zmarszczył brwi. Max zdumiał się gdyż jego broń zniknęła i teraz widziała na ramieniu lekarki, ale nie uznał że zaprotestuje.
- No więc.. - zaczął Wolf krzyżując dłonie na piersi.
- Co tu robi Madison? - przerwał mu Leo spokojnym niby głosem.
- Idzie z nami - powiedział Wolf.
- Nie ma takiej opcji - mruknął Leo siłując się na spojrzenia z Wolfem.
- A ja myślę że jednak jest. Leo to nie czas i miejsce żeby o tym gadać. Wiesz o tym.
- Nie ma takiej opcji... narażamy ją! - uniósł nieco głos. I wykonał pojedynczy ledwo widoczny krok w stronę Wolfa. Nagle czuć było jak powietrze zostało naładowane, Max chwycił przyjaciela za ramię. Owen ustawił się delikatnie bokiem. Wolf nawet się nie poruszył po prostu patrzył. Między nimi trwała wojna, którą ostatecznie Leo przegrał. Wycofał się o ten mały krok. Nikt nic nie powiedział, nie zabrzmiały żadne słowa, nie pojawiły się gesty ale było wszystko wiadomym. Leo czuł jak zalewa go złość, ta sytuacja go też martwiła, był zły że Madison z nim o tym nie porozmawiała, że w ogóle do tego momentu doszli.
- Skoro to już mamy ustalone.. Max ty i David poniesiecie nosze z Milly, pilnuj jej. Madison idziesz w środku kolumny, chyba że wydam inny rozkaz. Leo i Han ty zamykacie. Rico, ja, Gail i Owen na przód. Owen prowadzi kolumnę. Droga wydaje się być sensowna, ze słów Davida mamy prosty kawałek do przejścia, potem schodami w dół, wtedy znajdziemy się na parterze. Zakładam że tam nadal jest sporo terrorystów. Więc musimy ten kawałek przebyć uważnie, kolejne schody i przejdzie wprost do garażu. Idziemy uważnie, powoli, oszczędzamy broń i staramy się być mało widoczni. To wszystko, ruszamy za 10 minut.
- A ty Max... chodź synu musimy pogadać - zwrócił się Wolf do Maxsa. Reszta zaczęła się rozchodzić.
- Nie powinnaś iść - mruknął Leo - nie po... - mielił przekleństwo jak żwir. Zastanawiał się co jej powinien powiedzieć, jak przekazać co myśli. Miał mętlik w głowie, a myśl że rusza z nimi, że stała się watahą budziło w nim lęk. Co innego kiedy on narażał życie, taki był jego zawód. Był pieprzonym żołnierzem. Ale ona? Ona była lekarką, narzeczoną i jego kochaną księżniczką. Stał i nie umiał się wysłowić, ze stresu słowa i języki mu się mieszały.
- Kurwa! - powiedział po polsku i ruszył obok niej. Z tego wszystkiego myślał po Polsku. Nie mógł sobie przypomnieć podstawowych słów po angielsku. A za 10 minut musiał być świetny. Musiał strzelać 200 razy lepiej i skuteczniej. Już była postrzelona. Więc musiał zapewnić jej bezpieczeństwo. Musi ją stąd wyciągnąć. Ta myśl wywierała na nim presję i jeszcze bardziej stresowała.
Musiał się wyciszyć, żeby mógł pełnić swoją funkcję w zespole. Nie mógł teraz dać ciała.
Poszedł do kuchni, stał tam wielki wysoki stół, pewnie używany do przygotowywania potraw. Jego dół był zabudowany z wgłębieniami na coś. Być może na naczynia? Leo usiadł plecami do stołu. Położył zabezpieczoną broń obok siebie i skulił się. Objął ramionami mocno głowę, zatykając sobie uszy i oparł czoło o kolana. Zamknął mocno powieki.
- Jestem kurwa spokojny jak pierdolony wagon jebanych tybetańskich mnichów - wyszeptał cicho po Polsku te słowa. Powtarzając je po raz kolejny i kolejny jak mantrę.
- Wszystko się uda - zapewnił ją a może bardziej siebie - zaufaj nam Milly.
- Wiesz Milly, na wojnie zawsze możesz zginąć, jesteś otoczona przez.. - zaczął Leo chwytając drobną dłoń ratowniczki.
Wtedy w drzwiach łazienki pojawiła się nowa głowa. Do środka zajrzał wydawało się bardzo młody chłopak o delikatnych azjatyckich rysach, z hełmem pod pachą.
- Ej, panowie... zbiórka watahy - ogłosił i zniknął znów.
- Dokończymy tę rozmowę później - powiedział Leo do Milly i wstał. Wysypiali się wszyscy z łazienki do środkowego pomieszczenia. Tutaj o jeden stół opierał się Wolf przy nim stała już reszta, w tym Madison. Leo podszedł spojrzał na narzeczoną i mocno zmarszczył brwi. Max zdumiał się gdyż jego broń zniknęła i teraz widziała na ramieniu lekarki, ale nie uznał że zaprotestuje.
- No więc.. - zaczął Wolf krzyżując dłonie na piersi.
- Co tu robi Madison? - przerwał mu Leo spokojnym niby głosem.
- Idzie z nami - powiedział Wolf.
- Nie ma takiej opcji - mruknął Leo siłując się na spojrzenia z Wolfem.
- A ja myślę że jednak jest. Leo to nie czas i miejsce żeby o tym gadać. Wiesz o tym.
- Nie ma takiej opcji... narażamy ją! - uniósł nieco głos. I wykonał pojedynczy ledwo widoczny krok w stronę Wolfa. Nagle czuć było jak powietrze zostało naładowane, Max chwycił przyjaciela za ramię. Owen ustawił się delikatnie bokiem. Wolf nawet się nie poruszył po prostu patrzył. Między nimi trwała wojna, którą ostatecznie Leo przegrał. Wycofał się o ten mały krok. Nikt nic nie powiedział, nie zabrzmiały żadne słowa, nie pojawiły się gesty ale było wszystko wiadomym. Leo czuł jak zalewa go złość, ta sytuacja go też martwiła, był zły że Madison z nim o tym nie porozmawiała, że w ogóle do tego momentu doszli.
- Skoro to już mamy ustalone.. Max ty i David poniesiecie nosze z Milly, pilnuj jej. Madison idziesz w środku kolumny, chyba że wydam inny rozkaz. Leo i Han ty zamykacie. Rico, ja, Gail i Owen na przód. Owen prowadzi kolumnę. Droga wydaje się być sensowna, ze słów Davida mamy prosty kawałek do przejścia, potem schodami w dół, wtedy znajdziemy się na parterze. Zakładam że tam nadal jest sporo terrorystów. Więc musimy ten kawałek przebyć uważnie, kolejne schody i przejdzie wprost do garażu. Idziemy uważnie, powoli, oszczędzamy broń i staramy się być mało widoczni. To wszystko, ruszamy za 10 minut.
- A ty Max... chodź synu musimy pogadać - zwrócił się Wolf do Maxsa. Reszta zaczęła się rozchodzić.
- Nie powinnaś iść - mruknął Leo - nie po... - mielił przekleństwo jak żwir. Zastanawiał się co jej powinien powiedzieć, jak przekazać co myśli. Miał mętlik w głowie, a myśl że rusza z nimi, że stała się watahą budziło w nim lęk. Co innego kiedy on narażał życie, taki był jego zawód. Był pieprzonym żołnierzem. Ale ona? Ona była lekarką, narzeczoną i jego kochaną księżniczką. Stał i nie umiał się wysłowić, ze stresu słowa i języki mu się mieszały.
- Kurwa! - powiedział po polsku i ruszył obok niej. Z tego wszystkiego myślał po Polsku. Nie mógł sobie przypomnieć podstawowych słów po angielsku. A za 10 minut musiał być świetny. Musiał strzelać 200 razy lepiej i skuteczniej. Już była postrzelona. Więc musiał zapewnić jej bezpieczeństwo. Musi ją stąd wyciągnąć. Ta myśl wywierała na nim presję i jeszcze bardziej stresowała.
Musiał się wyciszyć, żeby mógł pełnić swoją funkcję w zespole. Nie mógł teraz dać ciała.
Poszedł do kuchni, stał tam wielki wysoki stół, pewnie używany do przygotowywania potraw. Jego dół był zabudowany z wgłębieniami na coś. Być może na naczynia? Leo usiadł plecami do stołu. Położył zabezpieczoną broń obok siebie i skulił się. Objął ramionami mocno głowę, zatykając sobie uszy i oparł czoło o kolana. Zamknął mocno powieki.
- Jestem kurwa spokojny jak pierdolony wagon jebanych tybetańskich mnichów - wyszeptał cicho po Polsku te słowa. Powtarzając je po raz kolejny i kolejny jak mantrę.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Mad wiedziała, że Leo będzie zły. Ale co miała zrobić? Kogo wysłać zamiast niej? Ledwie poczytalnego Maxa? Czy Davida, który w życiu nie miał w rękach karabinu. Tylko ona się nadawała. Ona jedna była na tyle silna, żeby pójść. Miała tu bliskich, których musiała chronić. Patrzyła na Leo i nie odzywała się, kiedy kłócił się z Wolfem. Kiedy wyszedł ruszyła za nim. Nie musiała znać dobrze języka, żeby rozumieć, że klnie. On nie klął, z resztą tak jak ona. Ale sytuacja była inna. Usiadła obok niego spokojnie. Delikatnie dotknęła jego włosów i pogładziła go po karku. Dotknęła jego ręki i odsunęła ją od jego ucha.
- Hej... - powiedziała łagodnie - spokojnie - wróciła go gładzenia go po karku. Ona mogła go dotknąć.
- Leo... Wiem, że jesteś zły i że ci się to nie podoba, że chcesz mnie chronić. Naprawdę to wiem, wiem, że wolałbyś, żebym nie szła. Ja też bym tak wolała, ale nikt prócz mnie nie zastąpi Maxa. Tylko ja byłam na wojnie. Tylko ja umiem strzelać. Dam sobie radę. Obiecuję, nic mi nie będzie.
- Hej - powiedziała raz jeszcze miękko żeby zwrócić jego uwagę.
- Spójrz na mnie. Kocham cię. Nic tego nie zmieni. Słyszysz? Kocham cię Leo, damy sobie radę. Oboje. Spójrz na mnie, proszę i pocałuj mnie.
- Hej... - powiedziała łagodnie - spokojnie - wróciła go gładzenia go po karku. Ona mogła go dotknąć.
- Leo... Wiem, że jesteś zły i że ci się to nie podoba, że chcesz mnie chronić. Naprawdę to wiem, wiem, że wolałbyś, żebym nie szła. Ja też bym tak wolała, ale nikt prócz mnie nie zastąpi Maxa. Tylko ja byłam na wojnie. Tylko ja umiem strzelać. Dam sobie radę. Obiecuję, nic mi nie będzie.
- Hej - powiedziała raz jeszcze miękko żeby zwrócić jego uwagę.
- Spójrz na mnie. Kocham cię. Nic tego nie zmieni. Słyszysz? Kocham cię Leo, damy sobie radę. Oboje. Spójrz na mnie, proszę i pocałuj mnie.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Leo pod dotykiem pozwolił odciągnąć sobie rękę. Chwilę walczył ze sobą ale spojrzał w jej stronę.
- To nie powinnaś być ty - powiedział po chwili dosłownie z trudnemu przypominając sobie pojedyncze słowa.
- Nie ty..
- Nie mogę być wszędzie Madi, muszę być skupiony na... celu - mówił powoli.
- Narażasz się, nie chcę tego - dodał jeszcze. Pierwszy raz mu się tak zdarzyło. Umysł płatał mu figle, zapominał słów, łowił je jakby się uczył dopiero angielskiego.
- szlak - to było znów po polsku. Westchnął powoli wstał i odwrócił się od Madison odchodząc kilka kroków. Położył dłonie za głową próbując się skupić. Przecież mówił codziennie w angielskim. Chciał jej tyle powiedzieć. Kiedy na nią nie patrzył nie czuł się tak bardzo zestresowany, nie zalewała go fala strachu.
- Boję się o ciebie - powiedział powoli po angielsku- Tylko ja powinienem się narażać, nie tym... ty.
- Ktokolwiek nie ty - może wyglądało to dziwnie, ale patrząc na ścianę czy pomieszczenie, wyciągał słowa i składał je w zdania.
- Bardzo się martwię, jestem wściekły, zły i nie wiem... co robić.
- To nie powinnaś być ty - powiedział po chwili dosłownie z trudnemu przypominając sobie pojedyncze słowa.
- Nie ty..
- Nie mogę być wszędzie Madi, muszę być skupiony na... celu - mówił powoli.
- Narażasz się, nie chcę tego - dodał jeszcze. Pierwszy raz mu się tak zdarzyło. Umysł płatał mu figle, zapominał słów, łowił je jakby się uczył dopiero angielskiego.
- szlak - to było znów po polsku. Westchnął powoli wstał i odwrócił się od Madison odchodząc kilka kroków. Położył dłonie za głową próbując się skupić. Przecież mówił codziennie w angielskim. Chciał jej tyle powiedzieć. Kiedy na nią nie patrzył nie czuł się tak bardzo zestresowany, nie zalewała go fala strachu.
- Boję się o ciebie - powiedział powoli po angielsku- Tylko ja powinienem się narażać, nie tym... ty.
- Ktokolwiek nie ty - może wyglądało to dziwnie, ale patrząc na ścianę czy pomieszczenie, wyciągał słowa i składał je w zdania.
- Bardzo się martwię, jestem wściekły, zły i nie wiem... co robić.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Maddie nie wstała, siedziała nadal oparta o szafki, z bronią obok siebie. Czy powinna wstać i pójść za nim? Nie pocałował jej, nie powiedział, że ją kocha. Co miała zrobić? Powiedzieć Wolfowi, że nie pójdzie i ich osłabi? A może to, że idzie już ich osłabiało, skoro Leo nie mógł się skupić. Była rozdarta na dwoje. Powinna im pomóc, chronić Milly, Naomi, Davida i dzieci. Był z nimi tuzin bezbronnych dzieciaków, kto miał je chronić? Miała ochotę powiedzieć Leo, że nie pójdzie. Milczała. Mogła zginąć, on też.
- Leo... Niezależnie czy z bronią, czy bez i tak tam będę. Czy w środku, bez kamizelki i broni będę lepiej chroniona? Czy wtedy ty będziesz lepiej mnie chronił? Czy będziesz lepiej chronił Milly? To ty krzyknąłeś, że mam podnieś broń. Ty kazałeś mi wyprowadzić ludzi. Czym różni się ta sytuacja od tamtej? Szłam pierwsza Leo, pierwsza, sam mnie o to prosiłeś. Wtedy mi ufałeś, co się zmieniło? Teraz jestem opancerzona, z lepszą bronią, chwilę temu nie miałam nic, a sobie poradziłam. Teraz też sobie poradzę. Pomyśl proszę. Celujesz lepiej ode mnie, ale kulejesz, a i tak tu przyszedłeś. Myślisz, że nie byłam zła, kiedy cię zobaczyłam? Byłam wściekła, że się narażasz. Ale jesteś tu, ja też i im szybciej stąd wyjdziemy tym lepiej. Skoro możesz mnie chronić jako cywila, możesz mnie chronić jako żołnierza. Skup się na tym żeby nas stąd wyprowadzić, nie na tym w jakiej roli tutaj jestem. Na froncie było równie niebezpiecznie, ale i tak tam byłeś, to był twój wybór. Miałeś mnie, a jednak wyjechałeś na Ukrainę. Też odchodziłam od zmysłów. Ale ma innej alternatywy. Muszę iść - z ciężkim sercem wstał powoli i doprowadziła się do porządku zarzucając broń na ramię.
- Nie chcesz powiedzieć, że mnie kochasz, ani mnie pocałować, w porządku, zrobisz to później.
- Leo... Niezależnie czy z bronią, czy bez i tak tam będę. Czy w środku, bez kamizelki i broni będę lepiej chroniona? Czy wtedy ty będziesz lepiej mnie chronił? Czy będziesz lepiej chronił Milly? To ty krzyknąłeś, że mam podnieś broń. Ty kazałeś mi wyprowadzić ludzi. Czym różni się ta sytuacja od tamtej? Szłam pierwsza Leo, pierwsza, sam mnie o to prosiłeś. Wtedy mi ufałeś, co się zmieniło? Teraz jestem opancerzona, z lepszą bronią, chwilę temu nie miałam nic, a sobie poradziłam. Teraz też sobie poradzę. Pomyśl proszę. Celujesz lepiej ode mnie, ale kulejesz, a i tak tu przyszedłeś. Myślisz, że nie byłam zła, kiedy cię zobaczyłam? Byłam wściekła, że się narażasz. Ale jesteś tu, ja też i im szybciej stąd wyjdziemy tym lepiej. Skoro możesz mnie chronić jako cywila, możesz mnie chronić jako żołnierza. Skup się na tym żeby nas stąd wyprowadzić, nie na tym w jakiej roli tutaj jestem. Na froncie było równie niebezpiecznie, ale i tak tam byłeś, to był twój wybór. Miałeś mnie, a jednak wyjechałeś na Ukrainę. Też odchodziłam od zmysłów. Ale ma innej alternatywy. Muszę iść - z ciężkim sercem wstał powoli i doprowadziła się do porządku zarzucając broń na ramię.
- Nie chcesz powiedzieć, że mnie kochasz, ani mnie pocałować, w porządku, zrobisz to później.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Leo słuchał ja uważnie,może miała więcej racji niż myślał. Może to on źle oceniał sytuację. Powoli odwrócił się bokiem tak żeby ją widzieć wysłuchał do końca. " Będziesz tego zalował" - słowa Milly dźwięczały w jego głowie. Ale był już spokojniejszy, jego myśli znacznie lepiej się układały. Wyciągnął do niej rękę powoli. Znał jest którym uspokajała Nicka, stosowała go też wobec niego.
- Masz rację Mad -przyciagnał ja do siebie kiedy ich dłonie się spotkały. Chwycił ją i podniósł tak by usiadła na stole, teraz ich twarze były naprzeciw siebie - ufam ci i wiem że oni bez ciebie by sobie nie poradzili. Ty wiedziałaś co robić. Jesteś moją Mulan... Więc czasami wierzę że mogę ochronić cię lepiej niż ty sama siebie. A umiesz wiele, radzisz sobie z tym.
- Z Ukraina to co innego... Nie chcę o tym teraz mówić. Ale masz rację, ufam ci - zamilkł mówił znów swobodnie do angielsku.
- Kocham cię. Przejdziemy przez to bo czeka nasz jeszcze ciężka walka ze sprawami ślubnymi - zażartował sobie uśmiechając się krzywo.
- Poradzimy sobie - chwycił jej twarz w swoje i zblizył swoje usta do jej, całując ją czule i namietnie.
- Masz rację Mad -przyciagnał ja do siebie kiedy ich dłonie się spotkały. Chwycił ją i podniósł tak by usiadła na stole, teraz ich twarze były naprzeciw siebie - ufam ci i wiem że oni bez ciebie by sobie nie poradzili. Ty wiedziałaś co robić. Jesteś moją Mulan... Więc czasami wierzę że mogę ochronić cię lepiej niż ty sama siebie. A umiesz wiele, radzisz sobie z tym.
- Z Ukraina to co innego... Nie chcę o tym teraz mówić. Ale masz rację, ufam ci - zamilkł mówił znów swobodnie do angielsku.
- Kocham cię. Przejdziemy przez to bo czeka nasz jeszcze ciężka walka ze sprawami ślubnymi - zażartował sobie uśmiechając się krzywo.
- Poradzimy sobie - chwycił jej twarz w swoje i zblizył swoje usta do jej, całując ją czule i namietnie.
Re: [Szpita New Tropeolum] Musisz wrócić!
Mad miała rację. Wiedziała, że sobie poradzi. Musiała go tylko do tego przekonać. Musiała iść, nie było innej opcji. Chwyciła mocno jego rękę. Nie chciała stąd wychodzić w tej atmosferze. Nie chciała stać i myśleć o tym, że nie ma między nimi zgody. Musiała wiedzieć, że między nimi jest dobrze, że się kochają i przejdą przez to razem. Chciała już stąd wyjść i najchętniej pójść do domu. Próbowała nie myśleć o kuli w ramieniu i o bólu, który powoli dawał się jej we znaki. Ani o Milly, która mogła mieć pękniętą czaszkę. Nie miała siły żeby to odtwarzać w głowie i martwić się o wszystko. Chciała tylko żeby to się skończyło. Była zaskoczona, kiedy Leo przyciągnął ją do siebie, a potem posadził na szafce.
- Też cię kocham - powiedziała szczerze, patrząc mu w oczy. To był jej Leo, mężczyzna jej życia. Pogładziła dłonią jego policzek, ten na którym miał blizny. Tak bardzo go kochała i nie chciała stracić. Objęła go nogami i przyciągnęła z całych sił do siebie. Założyła mu ręce na kark, kiedy zaczął ją całować. Lubiła, kiedy jego dłonie obejmowały jej twarz. Chciała żeby ją pocałował, bardzo tego potrzebowała. Choć na chwilę mieć go dla siebie. Jego pocałunek był czuły, ale pewny, a Maddie zamknęła oczy, jakby to miało przenieść ich w inne miejsce. Jego usta obejmowały jej wargi, jakby nigdy wcześniej tego nie robiły. Mad wyciągnęła głowę w jego stronę wpijając mu się w usta. Nie chciała nawet myśleć, że to mogłoby być ich ostatnie spotkanie. Wolała mieć wiarę, że takich pocałunków czeka ich jeszcze w życiu bardzo wiele.
- Też cię kocham - powiedziała szczerze, patrząc mu w oczy. To był jej Leo, mężczyzna jej życia. Pogładziła dłonią jego policzek, ten na którym miał blizny. Tak bardzo go kochała i nie chciała stracić. Objęła go nogami i przyciągnęła z całych sił do siebie. Założyła mu ręce na kark, kiedy zaczął ją całować. Lubiła, kiedy jego dłonie obejmowały jej twarz. Chciała żeby ją pocałował, bardzo tego potrzebowała. Choć na chwilę mieć go dla siebie. Jego pocałunek był czuły, ale pewny, a Maddie zamknęła oczy, jakby to miało przenieść ich w inne miejsce. Jego usta obejmowały jej wargi, jakby nigdy wcześniej tego nie robiły. Mad wyciągnęła głowę w jego stronę wpijając mu się w usta. Nie chciała nawet myśleć, że to mogłoby być ich ostatnie spotkanie. Wolała mieć wiarę, że takich pocałunków czeka ich jeszcze w życiu bardzo wiele.