[Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Przez tych kilka dni Ana miała okazję żeby pomyśleć. I niestety zdała sobie sprawę z kilku bardzo bolesnych rzeczy. Kochała Aidena, to było irracjonalne i naiwne. Jak mogła kochać kogoś, kogo nie znała? Nie wiedziała o nim prawie nic. Był lekarzem - ale jakiej specjalizacji? Mieszkał w Bostonie. I... I tyle. Czy miał rodzinę? Ile miał lat? Jaką skończył szkołę? Miał rodzeństwo? Kota? Psa? Pisał prawą, czy lewą ręką? Jaką miał ksywkę w szkole? Co lubił robić? Przerażała ją świadomość, że nic o sobie nie wiedzą. Właśnie... Bo on też nic o niej nie wiedział. Była ukraińską sierotką, znała kilka języków i straciła całą rodzinę. Tyle zdążyła mu powiedzieć. Dlaczego ją kochał? Dlaczego chciał ją stąd zabrać? Bo nie miała niczego? Czy to była litość? Od momentu, kiedy zaczęła myśleć w miarę logicznie, bardzo boleśnie zdała sobie sprawę, że tak. Nie było innego wyjaśnienia. I wtedy znów poczuła się jak ogromny ciężar. Nawet jeśli ją kochał, to ona snuła się za nim jak zwierzę bez właściciela. Jak pies, którego kocha się tylko dlatego, że nie ma domu. Miał swoje życie, swoje obowiązki, a ona mu zawadzała. Nie. Nie dał tego po sobie odczuć, był za dobry. Jeśli głębiej się nad tym zastanowić, to to co robił wokół niej naprawdę było litością. Co ona zrobiłaby na jego miejscu? Dokładnie to samo. Gdyby mogła, też zaopiekowała się kimś takim jak ona i wlokła go za sobą bez przyczyny. Była jak potrącony przez ciężarówkę pies. Może lepiej było ją dobić? Zaczęła poważnie zastanawiać się nad swoim życiem. Nie była już tak przerażona. Tutaj nie było bombardowań. Nikt nie strzelał. Było jej ciepło, bo nie mieszkała w piwnicy. Miała gdzie spać i w miarę co jeść. Trawiła ją choroba, ale nie było już tak źle. Dlatego wróciło do niej logiczne myślenie. Prawie się nie odzywała. Tylko tyle ile musiała. Nie rozmawiała z Valą, chociaż ta ciągle do niej zagadywała. Nie rozmawiała z Harrym. Do Aidena też nic nie mówiła. Tylko tyle ile musiała. Odpowiadała na pytania, nic więcej. Zaczęła się od niego odsuwać i wycofywać z ich relacji, jakakolwiek była. Musiała wymyślić jakiś plan, żeby przestał być do niej przywiązany. I wykombinować, co powinna zrobić ze sobą. Jedynym sensownym wyjściem był obóz dla uchodźców w Polsce. Znała język. Poradziłaby sobie. Musiała tylko jakoś się tam dostać. Tylko Aiden mógł jej w tym pomóc. Poprosić wojsko, żeby ją tam odtransportowali. Tylko jak miała mu o tym powiedzieć? Jak miała zdusić uczucia i bez zbędnych łez poinformować go, że z nim nie zostanie. Musiała być stanowcza, nie płakać mu w rękaw, oświadczyć mu co zamierza i zmusić by pomógł jej się dostać do Polski. Mówił, że jej nie zostawi, no właśnie... I bała się, że nie będzie chciał tego zrobić. A musiał. Po prostu musiał. Nie mogła dłużej za nim chodzić. To nie miało sensu. Nie chciała litości. Poradzi sobie. Ogranie to. Ogarnie siebie. Nawet gdyby zabrał ją ze sobą, to co dalej? Co robiłaby w Stanach? Nie miała grosza przy duszy. Musiałby ją utrzymywać, przynajmniej przez jakiś czas, a co potem? Jaką znajdzie pracę? Gdzie? Na wojnie chciało się tylko dotrwać do następnego dnia i myślało tylko o tym żeby mieć co jeść i nie zamarznąć. Ale tam tak nie będzie. Jak będzie się utrzymywać? Ciągle będzie jego ciężarem? Nie mogła mu tego zrobić, właśnie dlatego, że go kochała. Tak się nie dało żyć. Pieniądze zawsze stanowiły problem, a ona miała tylko liceum. Cholera... Miała tylko 19ście lat. Była dla niego za młoda. Stanowcza za młoda. Byłaby jak jego dziecko, nie równorzędna partnerka. Niektóre rzeczy były nie do przeskoczenia. Nie postarzeje się o 5 lat, nie wyczaruje magicznie wykształcenia. Tak naprawdę była jeszcze dzieckiem. A on dorosłym mężczyzną. Jego i jej losu nie dało się połączyć. Musieli się rozdzielić. Ona musiała wyjechać do Polski. Tam mogła przez jakiś czas mieszkać w obozie dla uchodźców, a potem zostać sprzątaczką, albo kucharką. Nie wiedziała co dzieje się z ludźmi, kiedy wykopuje się ich z obozu, ale... Przecież chyba nie zostawali sami, na ulicy? Musiała tylko wymyślić jak oświadczyć mu, że nigdzie z nim nie pojedzie. Najlepiej byłoby teraz złamać mu serce. Pewnie będzie cierpiał, ale kiedy wróci do domu zda sobie sprawę, że tak było dla niego lepiej. Co mu po takim dziecku jak ona. Nie chciała być zwierzęciem na utrzymaniu swojego pana. A tak by się czuła. Unieszczęśliwiłaby go. Nie mogła mu nic dać. Nic. No bo co? Będzie oddawać mu siebie? Nie był to najgorszy pomysł. Miała tylko swoje ciało. Brzydkie. Poranione i chore. Ale tylko to jej zostało. To nie byłby gwałt, robiłaby to dobrowolnie. Po prostu oddałaby mu siebie. Tylko była tak cholernie nieatrakcyjna, tak brzydka. Czy by ją chciał? Kto przy zdrowych zmysłach chciały jej dotykać? Jej ciało było zmaltretowane. Dosłownie. Była odpychająca. Ale była wojna. O seksie wiedziała tyle co nic. Była na to zbyt grzeczna. Żołnierze na wojnie potrzebowali kobiet. Potrzebowali ich ciała. Może jeśli to zrobi i w ten sposób mu podziękuje to odstawi ją do Polski... Czy to był dobry pomysł? Z całych sił zastanawiała się co innego mogłaby mu dać, ale nic nie wymyśliła. Nie miała biżuterii, nie miała pieniędzy, chodziła w czyichś ubraniach. Co innego mogłaby mu oddać? Zostało jej już tylko ciało. Jej ręce były zupełnie puste. Dusza nie miała żadnej materialnej wartości. Przecież nie obetnie dla niego włosów, bo co mu po nich... A jeśli odda mu siebie, to... Nie wiedziała. Ale z każdym dniem co raz bardziej docierała do niej że to jedyne wyjście. Byle tylko zgodził się wysłać ją do Polski.
Przez te kilka dni głównie siedziała w kącie. Często płakała. Na szczęście Aiden miał swoje zajęcia. Musiał opiekować się nią i Harrym. Nie miał czasu. Przestała nosić jego kurtkę. Nie chciała jej zakładać. Mówiła, że nie jest jej zimno. Nie chciała się bardziej do niego przywiązywać. Już i tak było bardzo źle. Wiedziała, że pęknie jej serce, bo już pękało z bólu i rozpaczy, ale musiała zrobić coś żeby się od niego odciąć. Cokolwiek. Oni nie mogli zostać razem. Nie mogli. Nie mogła pozwolić, żeby ciągnął ją za sobą z litości. Kilka dni temu myślała jeszcze, że ma jakąś godność i próbowała ją zachować, ale prawda była tak, że tego też już nie miała. Była upokorzona przez wojnę i żołnierzy. Kiedy myślała o sobie przychodziło jej do głowy jedno słowo: Nic... Nic... Była niczym. Miała życie, w którym walczyła o każdy oddech. Mogła je sobie zachować. Tego nikt by od niej nie chciał, bo nie miało żadnej wartości. Tak. Była zupełnie bezwartościowa. Z jakiego powodu jeszcze żyła?
Jak co dzień siedziała skulona w kącie i spoglądała w przestrzeń całymi godzinami gryząc się ze sobą i zadając sobie wewnętrzny ból. Brakowało jej już łez. Zupełnie przestała się odzywać. Bo co miała powiedzieć? Miliony razy analizowała w głowie swój plan, za każdym razem próbując znaleźć nowy, lepszy... ale nie dało się nic wymyślić. Więc po prostu zbierała się w sobie żeby porozmawiać z Aidenem, nie płakać i być stanowcza.
Przez te kilka dni głównie siedziała w kącie. Często płakała. Na szczęście Aiden miał swoje zajęcia. Musiał opiekować się nią i Harrym. Nie miał czasu. Przestała nosić jego kurtkę. Nie chciała jej zakładać. Mówiła, że nie jest jej zimno. Nie chciała się bardziej do niego przywiązywać. Już i tak było bardzo źle. Wiedziała, że pęknie jej serce, bo już pękało z bólu i rozpaczy, ale musiała zrobić coś żeby się od niego odciąć. Cokolwiek. Oni nie mogli zostać razem. Nie mogli. Nie mogła pozwolić, żeby ciągnął ją za sobą z litości. Kilka dni temu myślała jeszcze, że ma jakąś godność i próbowała ją zachować, ale prawda była tak, że tego też już nie miała. Była upokorzona przez wojnę i żołnierzy. Kiedy myślała o sobie przychodziło jej do głowy jedno słowo: Nic... Nic... Była niczym. Miała życie, w którym walczyła o każdy oddech. Mogła je sobie zachować. Tego nikt by od niej nie chciał, bo nie miało żadnej wartości. Tak. Była zupełnie bezwartościowa. Z jakiego powodu jeszcze żyła?
Jak co dzień siedziała skulona w kącie i spoglądała w przestrzeń całymi godzinami gryząc się ze sobą i zadając sobie wewnętrzny ból. Brakowało jej już łez. Zupełnie przestała się odzywać. Bo co miała powiedzieć? Miliony razy analizowała w głowie swój plan, za każdym razem próbując znaleźć nowy, lepszy... ale nie dało się nic wymyślić. Więc po prostu zbierała się w sobie żeby porozmawiać z Aidenem, nie płakać i być stanowcza.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Słońce musimy pogadać - Aiden od dwóch dni widział zmiany w zachowaniu swojego Słoneczka. Początkowo uznał że może ma gorszy dzień, w końcu w nocy przychodziła się tulić. Ale potem uznał że nie chodzi za nim i to jest aż dziwne. Swobodnie zajmował się wszystkim, bez jej ciągłego towarzystwa. Martwiło go to, a potem przestała nosić jego kurtkę. Nie wiedział co się wydarzyło, ale coś musiało. Może coś skopał. Może był mało delikatny przy pocałunku, może ją czymś ukrzywdził nawet nie wiedział kiedyś. Ale o tamponie też zapomniał! Dureń. Długo analizował ich rozmowę jaką prowadzili w nocy. Może... może to że czuł się do niej przywiązany, może poczuła się osaczona. W sumie długo się nie znali, może nie tego oczekiwała. Miał mętlik w głowie i strasznie martwił się tą sytuacją.
- Chodź - poprosił z ciężkim sercem. To na pewno chodziło o niego. Kurwa, kurwa... czego mógł zapomnieć. O czym nie pomyślał. Może nie chciała mieszkać w Bostonie? Mogli przecież się przenieść. Może jednak chodziło o dotyk? Może uznała go za nieodpowiedzialnego. Poprowadził ją do stodoły bo tam byli sami. Na dole muczały zwierzaki. Tutaj kilka dni wcześniej czekali na nich informatorzy. Ale był pewien że jego odział trafił na właściwe miejsce i świetnie sobie radzą.
- Przytulas? - zaproponował siadając w słomie. Wolał żeby mu nie zmarzła wiec klepnął o swoje uda. Z boku uszykował już ciepłą herbatę i koc. Kiedy usiadła objął ją czule jak zawsze.
- Co cię gryzie słońce? Widzę że coś jest nie tak, bądź ze mną szczera i wal jak obuchem - zachęcił ją podając jej herbatę do picia.
- Chodź - poprosił z ciężkim sercem. To na pewno chodziło o niego. Kurwa, kurwa... czego mógł zapomnieć. O czym nie pomyślał. Może nie chciała mieszkać w Bostonie? Mogli przecież się przenieść. Może jednak chodziło o dotyk? Może uznała go za nieodpowiedzialnego. Poprowadził ją do stodoły bo tam byli sami. Na dole muczały zwierzaki. Tutaj kilka dni wcześniej czekali na nich informatorzy. Ale był pewien że jego odział trafił na właściwe miejsce i świetnie sobie radzą.
- Przytulas? - zaproponował siadając w słomie. Wolał żeby mu nie zmarzła wiec klepnął o swoje uda. Z boku uszykował już ciepłą herbatę i koc. Kiedy usiadła objął ją czule jak zawsze.
- Co cię gryzie słońce? Widzę że coś jest nie tak, bądź ze mną szczera i wal jak obuchem - zachęcił ją podając jej herbatę do picia.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Nie miała ochoty z nim iść. Nie była jeszcze gotowa na tą rozmowę. Jeszcze nie teraz. Była zmuszona założyć jego kurtę, swojej nie miała. Tak naprawdę to bardzo ją lubiła. Była ciepła, pachniała nim i mogła się nią otulić. Ale nie. Nie mogła bardziej się do niego przywiązywać. Człapała za nim jak bezpański pies. Była smutna. W dodatku musiała powiedzieć mu o swoich planach, które łamały jej serce. Byle tylko się nie rozkleiła i nie rozpłakała. Nie mogła. Wtedy nie powie mu tego co musi. Tak bardzo nie chciała mu siadać na kolanach. Gryzła się z tym, ale w końcu uległa, a nawet się przytuliła. Tak bardzo tego potrzebowała. Jak miała mu powiedzieć to wszystko... Nie płacz Ana. Nie płacz. Weź głęboki wdech i postaraj się nie płakać. Nie możesz. Powtarzała w głowie. Faktycznie wzięła bardzo głęboki oddech.
- Aiden... - zaczęła tak jak zawsze, wypowiadając jego imię.
- Posłuchaj mnie, proszę. To co powiem jest bardzo ważne... - jej głos brzmiał jakoś inaczej, poważniej, jakby nie była jego Słonkiem. Jeszcze raz nabrała powietrza w płuca.
- Nie zostanę z tobą. Zamierzam pojechać do Polski. Zamieszkam w obozie dla uchodźców. Później znajdę pracę. Spróbuj zrozumieć. Nie mogę z tobą zostać. Nie możemy zostać razem. Ja nie mogę się do ciebie przyklejać. A ty musisz przestać być do mnie przywiązany. To nie ma prawa bytu. Ja mam dziewiętnaście lat. Nie wiem nawet ile masz ty. Ale jesteś pewnie ode mnie dziesięć lat starszy. Ja jestem jeszcze dzieckiem. Ty jesteś dorosłym mężczyzną. Ty masz swoje życie, zawód, dom, a ja muszę poradzić sobie bez ciebie. Musisz mnie zostawić. Bardzo cię proszę. Zostaw mnie. Musisz zaopiekować się własnym życiem. Nie możesz nosić na barkach dwóch. To cię za bardzo obciąża. Musisz wrócić do domu. Do pracy. Znaleźć sobie dziewczynę, która będzie odpowiednia i nie będzie dzieckiem takim jak ja. Założyć z nią rodzinę i być szczęśliwy. Ja muszę jakoś odbudować swoje życie tutaj. To nie podlega dyskusji. Chcę się dostać na granicę. Z tobą, czy bez ciebie.
- Tak wiele dla mnie zrobiłeś. Chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć. Ale... Ja nic nie mam. Prawie nic mi nie zostało. Nie mam pieniędzy, nie mam domu, nie mam żadnego dobytku. Nawet szalika który mógłby cię ogrzać. Zostałam tylko ja. Możesz sobie mnie wziąć. Wiem, że jestem brzydka, nieatrakcyjna, poobijana i posiniaczona... Tylko, że już nic więcej mi nie zostało. Więc jeśli chcesz, to mnie sobie weź. Nie bój się. Nic mi się nie stanie. Zgadzam się.
- Aiden... - zaczęła tak jak zawsze, wypowiadając jego imię.
- Posłuchaj mnie, proszę. To co powiem jest bardzo ważne... - jej głos brzmiał jakoś inaczej, poważniej, jakby nie była jego Słonkiem. Jeszcze raz nabrała powietrza w płuca.
- Nie zostanę z tobą. Zamierzam pojechać do Polski. Zamieszkam w obozie dla uchodźców. Później znajdę pracę. Spróbuj zrozumieć. Nie mogę z tobą zostać. Nie możemy zostać razem. Ja nie mogę się do ciebie przyklejać. A ty musisz przestać być do mnie przywiązany. To nie ma prawa bytu. Ja mam dziewiętnaście lat. Nie wiem nawet ile masz ty. Ale jesteś pewnie ode mnie dziesięć lat starszy. Ja jestem jeszcze dzieckiem. Ty jesteś dorosłym mężczyzną. Ty masz swoje życie, zawód, dom, a ja muszę poradzić sobie bez ciebie. Musisz mnie zostawić. Bardzo cię proszę. Zostaw mnie. Musisz zaopiekować się własnym życiem. Nie możesz nosić na barkach dwóch. To cię za bardzo obciąża. Musisz wrócić do domu. Do pracy. Znaleźć sobie dziewczynę, która będzie odpowiednia i nie będzie dzieckiem takim jak ja. Założyć z nią rodzinę i być szczęśliwy. Ja muszę jakoś odbudować swoje życie tutaj. To nie podlega dyskusji. Chcę się dostać na granicę. Z tobą, czy bez ciebie.
- Tak wiele dla mnie zrobiłeś. Chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć. Ale... Ja nic nie mam. Prawie nic mi nie zostało. Nie mam pieniędzy, nie mam domu, nie mam żadnego dobytku. Nawet szalika który mógłby cię ogrzać. Zostałam tylko ja. Możesz sobie mnie wziąć. Wiem, że jestem brzydka, nieatrakcyjna, poobijana i posiniaczona... Tylko, że już nic więcej mi nie zostało. Więc jeśli chcesz, to mnie sobie weź. Nie bój się. Nic mi się nie stanie. Zgadzam się.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Żołnierz patrzył na nią zupełnie w szoku, nie wierzył że mówi to co mówi. Zaczął na szybko analizować ostatnie wydarzenia. Gdzie on ją skrzywdził, aż tak że woli Polskę od niego? Że woli zrobić wszystko, byle tylko znaleźć się aż tak daleko od niego. Z kogoś kogo się trzymała, stał się potworem którego.. unika, ale teraz siedzi mu na kolanach. Może też się zmusza? Może nie powinien jej dotykać? Ale ostatni fragment rozmowy go dobił. Był tak daleki żeby cokolwiek od niej brać a już na pewno... to zupełnie wszystko nie tak.
- Kochanie czy ja cię skrzywdziłem? - zaczął powoli starał się zachować spokój ale głos zaczął mu szybko drgać. Potem poleciały pierwsze łzy po policzkach. Siedzieli w chłodnej stodole, a on czuł jak krew odpływa mu z twarzy i dłoni. Jak robi mu się potwornie zimno. Wręcz lodowato.
- Czy zrobiłem ci coś? czy... kurwa to moja wina... - zacisnął dłonie ale emocję już zagrały. Po prostu łzy popłynęły mu z oczu - skrzywdziłem cię i dlatego chcesz znaleźć się w Polsce? O to chodzi? Mogłaś dać mi znać, naprawdę.. wtedy w łazience jak naprawdę starałem się być najbardziej delikatny. Wiem że to było... musiało być straszne dla ciebie, ale ja cię przepraszam. Nie pamiętałem, zupełnie nie pamiętałem o tym że masz okres.
Aiden wiedział że musi wziąć się w garść wciąż byli na wojnie. Ale na chwilę po prostu zaczął płakać, nie miał siły z tym walczyć. Jego serce wiele mogło znieść, ale załamał się na chwilę pod jej słowami. Dopiero po dłuższej chwili zasłaniając sobie usta poczuł że opanowuje emocję. Starł łzy, nie mógł się rozkleić, nie wolno mu było. Musieli być czujni, bo w każdym momencie coś mogło się podziać. Trzasnął się w policzek, aby się uspokoić. Trzeba było pomyśleć racjonalnie, przecież nie puści jej nigdzie.
- Słońce, jeśli to moja wina, mam nadzieję że kiedyś mi wybaczysz- powiedział skruszonym ale już mniej rozedrganym głosem.
- Ale proszę nie bój się mnie, naprawdę.. oferujesz mi kurewsko wiele, ale nie chcę tego - nadał zalewała go fala emocji ale czuł się opanowany - nie w ten sposób, nie w stodole, na pieprzonej wojnie. To jest coś wspaniałego, co zasługuje na powrót do domu, na spokojne zacisze domu, wspólną kolację, kąpiel, taniec. Ale na pewno nie tak. Nie chodzi o to jak wyglądasz, ale co mi oferujesz. Siebie.
Odetchnął na chwilę robiąc przerwę w rozmowie. Nie wierzył że to powiedziała, przecież wiedziała co do niej czuje.
- I nie mogę cię puścić samej. Jeśli wolisz Polskę, dobrze pojedziemy do tego kraju. Jeśli chcesz... jakiś inny kraj w Europie jasne. Jakoś sobie to ogarniemy. Ale nigdy nie ruszam się bez ciebie. Ty należysz do mnie, a ja do ciebie.
- Posłuchaj... - chwilę patrzył na nią. Sięgnął do swojej szyi i przeciągnął przez szyję nieśmiertelniki. Jeden z nich odczepił.
- Nie jesteś żadnym obciążeniem, ani problemem... jesteś kobietą którą darzę uczuciem, a miłość jest bezwarunkowa. I wywiozę cię z tego kraju do bezpiecznego miejsca. Nie musisz mi nic w zamian dawać, jedynie... bądź przy mnie, do końca. Zawsze będę przy Tobie.
Podał jej blaszkę, kładąc na dłoni.
- Kochanie czy ja cię skrzywdziłem? - zaczął powoli starał się zachować spokój ale głos zaczął mu szybko drgać. Potem poleciały pierwsze łzy po policzkach. Siedzieli w chłodnej stodole, a on czuł jak krew odpływa mu z twarzy i dłoni. Jak robi mu się potwornie zimno. Wręcz lodowato.
- Czy zrobiłem ci coś? czy... kurwa to moja wina... - zacisnął dłonie ale emocję już zagrały. Po prostu łzy popłynęły mu z oczu - skrzywdziłem cię i dlatego chcesz znaleźć się w Polsce? O to chodzi? Mogłaś dać mi znać, naprawdę.. wtedy w łazience jak naprawdę starałem się być najbardziej delikatny. Wiem że to było... musiało być straszne dla ciebie, ale ja cię przepraszam. Nie pamiętałem, zupełnie nie pamiętałem o tym że masz okres.
Aiden wiedział że musi wziąć się w garść wciąż byli na wojnie. Ale na chwilę po prostu zaczął płakać, nie miał siły z tym walczyć. Jego serce wiele mogło znieść, ale załamał się na chwilę pod jej słowami. Dopiero po dłuższej chwili zasłaniając sobie usta poczuł że opanowuje emocję. Starł łzy, nie mógł się rozkleić, nie wolno mu było. Musieli być czujni, bo w każdym momencie coś mogło się podziać. Trzasnął się w policzek, aby się uspokoić. Trzeba było pomyśleć racjonalnie, przecież nie puści jej nigdzie.
- Słońce, jeśli to moja wina, mam nadzieję że kiedyś mi wybaczysz- powiedział skruszonym ale już mniej rozedrganym głosem.
- Ale proszę nie bój się mnie, naprawdę.. oferujesz mi kurewsko wiele, ale nie chcę tego - nadał zalewała go fala emocji ale czuł się opanowany - nie w ten sposób, nie w stodole, na pieprzonej wojnie. To jest coś wspaniałego, co zasługuje na powrót do domu, na spokojne zacisze domu, wspólną kolację, kąpiel, taniec. Ale na pewno nie tak. Nie chodzi o to jak wyglądasz, ale co mi oferujesz. Siebie.
Odetchnął na chwilę robiąc przerwę w rozmowie. Nie wierzył że to powiedziała, przecież wiedziała co do niej czuje.
- I nie mogę cię puścić samej. Jeśli wolisz Polskę, dobrze pojedziemy do tego kraju. Jeśli chcesz... jakiś inny kraj w Europie jasne. Jakoś sobie to ogarniemy. Ale nigdy nie ruszam się bez ciebie. Ty należysz do mnie, a ja do ciebie.
- Posłuchaj... - chwilę patrzył na nią. Sięgnął do swojej szyi i przeciągnął przez szyję nieśmiertelniki. Jeden z nich odczepił.
- Nie jesteś żadnym obciążeniem, ani problemem... jesteś kobietą którą darzę uczuciem, a miłość jest bezwarunkowa. I wywiozę cię z tego kraju do bezpiecznego miejsca. Nie musisz mi nic w zamian dawać, jedynie... bądź przy mnie, do końca. Zawsze będę przy Tobie.
Podał jej blaszkę, kładąc na dłoni.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Aiden... Przestań, proszę... - nie wiedziała jak długo wytrzyma, czuła, że może pęknąć w każdej chwili.
- To zupełnie nie tak. Nigdy mnie nie skrzywdziłeś. Nie przeszło mi to nawet przez myśl. Nie zrobiłeś nic złego. Potrzebowałam twojej pomocy, sama cię o nią poprosiłam, nie pamiętasz? Czy wyglądałam jakbym cierpiała? I nie, to nie było dla mnie ani straszne, ani traumatyczne doświadczenie. Ja ci ufam. I wiedziałam, że nic mi nie zrobisz. Wiem, że byś nie mógł. To nie jest twoja wina. Byłeś dla mnie bardzo delikatny i czuły. Absolutnie nie stało mi się nic złego. Zrozum... To nie o to chodzi. To co zrobiłeś było bardzo miłe i troskliwe. Nie dałabym sobie bez ciebie rady. I nie myśl, że twój dotyk mnie uraził. Bo tak nie było.
- To co powiedziałam... To nie ma nic wspólnego z tym co się stało w łazience... - czuła jak powoli się łamie. Jak ona miała odejść... Jak miała to zrobić... Jaki sposób znaleźć, żeby ją zostawił. Zobaczyła jego łzy i aż zagryzła zęby. Trudno jej było wypowiedzieć kolejne słowa. Utknęły jej w gardle i zabierały powietrze.
- Aiden... Proszę... Nie płacz... Błagam... Nie płacz... Nie chcę żebyś płakał... Nie chcę cię ranić. Naprawdę. Ale muszę. Muszę Aiden. Teraz boli. Wiem - z jej oczu popłynęły łzy - mnie też bardzo boli i łamie mi to serce. Ale będzie ci beze mnie lepiej. Uwierz mi proszę. Chcę dla ciebie dobrze. Ja się nie liczę.
- To nie jest tak, że wolę Polskę. Ja nic nie wolę. Ale muszę uciec z tej wojny. Inaczej tutaj umrę. Potrzebuję obozu dla uchodźców, bo nie mam gdzie mieszkać. Tam mi pomogą. A ty musisz wrócić do Bostonu i tam znaleźć swoje szczęście. Musisz. Po prostu musisz być szczęśliwy. Ze mną nie będziesz. Wiesz... - łamał jej się głos i zaczęła się cała trząść - jestem młoda, ale mam swój rozum i wiem jak działa życie. Jest trudne. Jest tak cholernie trudne... Nie zdajesz sobie sprawy co chcesz wziąć na swoje barki. Nie rozumiesz kim jestem. Nic o mnie nie wiesz. Nie masz pojęcia co widziałam, nie masz pojęcia jak żyłam. Wiesz jak żyje na wojnie takie dziecko jak ja? Kiedy jak zwierze piję wodę z rzeki i nie ma co jeść? Nie masz bladego pojęcia Aiden. To zostanie już ze mną na zawsze. Dlatego nie możesz sobie mnie brać na barki. Nie rozumiesz? Twoje życie jest najważniejsze. Nie moje. Moje nie ma żadnej wartości. Ja nie mam żadnej wartości.
- Nie chcesz mnie... Rozumiem. Też bym siebie nie chciała - płacząc zupełnie zwiesiła głowę. Tak bardzo miała już dość. Huczało jej w głowie. Czuła pulsowanie w całej twarzy. Praktycznie nie widziała na oczy, bo wszystko zasłoniły jej łzy.
- Wiem, że jestem odpychająca. Naprawdę to wiem. Ale nie mam nic więcej. Mogłabym ci oddać moje włosy, ale co ci po nich. Nie mam godności. A dusza i serce są bezwartościowe. Przepraszam. Przepraszam, że nie mam nic więcej. Chciałabym ci dać cokolwiek, ale nie mam. Naprawdę nie mam... Nic nie mam...
- Dlaczego tak bardzo wszystko utrudniasz... Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie chcesz po prostu odejść. Nie możesz mnie kochać Aiden! Nie możesz! Nie pozwalam ci na to! Nie mów tego! Nie chcę tego słyszeć! I tak mam pęknięte serce... - dostała nieśmiertelnik do ręki i... czuła, że łatwiej byłoby teraz umrzeć. Ręce opadły jej na boki. Czuła się tak jakby miała stracić przytomność. Żaden fizyczny ból nie równał się z tym co teraz czoła.
- N...Nie chcę tego... Zabierz to proszę... Błagam. Po prostu to zabierz... Nie mogę tego przyjąć... Proszę... Nie rób mi tego. Bedzie ci znacznie lepiej beze mnie. Nie zniosę tego... - chciała zejść z jego kolan. Chciała wstać. Odsunąć się. Odejść. Ale trzęsła się tak bardzo, że nie była w stanie. Była jak liść, który opiera się wichurze. Ręce dygotały jej tak mocno, że nieśmiertelnik upadł jej na nogę. Usta jej drżały. Oczy były spuchnięte, wargi zrobiły się czerwone i podrażnione od słonych łez. Rwał jej się oddech. Policzki piekły niemożliwie od morzu i soli. Leciało jej z nosa. I było jej tak strasznie wstyd, że nie daje sobie rady. Że nie umie go zmusić żeby ją zostawił. Już nie wiedziała co zrobić. Była taka bezwartościowa...
- To zupełnie nie tak. Nigdy mnie nie skrzywdziłeś. Nie przeszło mi to nawet przez myśl. Nie zrobiłeś nic złego. Potrzebowałam twojej pomocy, sama cię o nią poprosiłam, nie pamiętasz? Czy wyglądałam jakbym cierpiała? I nie, to nie było dla mnie ani straszne, ani traumatyczne doświadczenie. Ja ci ufam. I wiedziałam, że nic mi nie zrobisz. Wiem, że byś nie mógł. To nie jest twoja wina. Byłeś dla mnie bardzo delikatny i czuły. Absolutnie nie stało mi się nic złego. Zrozum... To nie o to chodzi. To co zrobiłeś było bardzo miłe i troskliwe. Nie dałabym sobie bez ciebie rady. I nie myśl, że twój dotyk mnie uraził. Bo tak nie było.
- To co powiedziałam... To nie ma nic wspólnego z tym co się stało w łazience... - czuła jak powoli się łamie. Jak ona miała odejść... Jak miała to zrobić... Jaki sposób znaleźć, żeby ją zostawił. Zobaczyła jego łzy i aż zagryzła zęby. Trudno jej było wypowiedzieć kolejne słowa. Utknęły jej w gardle i zabierały powietrze.
- Aiden... Proszę... Nie płacz... Błagam... Nie płacz... Nie chcę żebyś płakał... Nie chcę cię ranić. Naprawdę. Ale muszę. Muszę Aiden. Teraz boli. Wiem - z jej oczu popłynęły łzy - mnie też bardzo boli i łamie mi to serce. Ale będzie ci beze mnie lepiej. Uwierz mi proszę. Chcę dla ciebie dobrze. Ja się nie liczę.
- To nie jest tak, że wolę Polskę. Ja nic nie wolę. Ale muszę uciec z tej wojny. Inaczej tutaj umrę. Potrzebuję obozu dla uchodźców, bo nie mam gdzie mieszkać. Tam mi pomogą. A ty musisz wrócić do Bostonu i tam znaleźć swoje szczęście. Musisz. Po prostu musisz być szczęśliwy. Ze mną nie będziesz. Wiesz... - łamał jej się głos i zaczęła się cała trząść - jestem młoda, ale mam swój rozum i wiem jak działa życie. Jest trudne. Jest tak cholernie trudne... Nie zdajesz sobie sprawy co chcesz wziąć na swoje barki. Nie rozumiesz kim jestem. Nic o mnie nie wiesz. Nie masz pojęcia co widziałam, nie masz pojęcia jak żyłam. Wiesz jak żyje na wojnie takie dziecko jak ja? Kiedy jak zwierze piję wodę z rzeki i nie ma co jeść? Nie masz bladego pojęcia Aiden. To zostanie już ze mną na zawsze. Dlatego nie możesz sobie mnie brać na barki. Nie rozumiesz? Twoje życie jest najważniejsze. Nie moje. Moje nie ma żadnej wartości. Ja nie mam żadnej wartości.
- Nie chcesz mnie... Rozumiem. Też bym siebie nie chciała - płacząc zupełnie zwiesiła głowę. Tak bardzo miała już dość. Huczało jej w głowie. Czuła pulsowanie w całej twarzy. Praktycznie nie widziała na oczy, bo wszystko zasłoniły jej łzy.
- Wiem, że jestem odpychająca. Naprawdę to wiem. Ale nie mam nic więcej. Mogłabym ci oddać moje włosy, ale co ci po nich. Nie mam godności. A dusza i serce są bezwartościowe. Przepraszam. Przepraszam, że nie mam nic więcej. Chciałabym ci dać cokolwiek, ale nie mam. Naprawdę nie mam... Nic nie mam...
- Dlaczego tak bardzo wszystko utrudniasz... Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie chcesz po prostu odejść. Nie możesz mnie kochać Aiden! Nie możesz! Nie pozwalam ci na to! Nie mów tego! Nie chcę tego słyszeć! I tak mam pęknięte serce... - dostała nieśmiertelnik do ręki i... czuła, że łatwiej byłoby teraz umrzeć. Ręce opadły jej na boki. Czuła się tak jakby miała stracić przytomność. Żaden fizyczny ból nie równał się z tym co teraz czoła.
- N...Nie chcę tego... Zabierz to proszę... Błagam. Po prostu to zabierz... Nie mogę tego przyjąć... Proszę... Nie rób mi tego. Bedzie ci znacznie lepiej beze mnie. Nie zniosę tego... - chciała zejść z jego kolan. Chciała wstać. Odsunąć się. Odejść. Ale trzęsła się tak bardzo, że nie była w stanie. Była jak liść, który opiera się wichurze. Ręce dygotały jej tak mocno, że nieśmiertelnik upadł jej na nogę. Usta jej drżały. Oczy były spuchnięte, wargi zrobiły się czerwone i podrażnione od słonych łez. Rwał jej się oddech. Policzki piekły niemożliwie od morzu i soli. Leciało jej z nosa. I było jej tak strasznie wstyd, że nie daje sobie rady. Że nie umie go zmusić żeby ją zostawił. Już nie wiedziała co zrobić. Była taka bezwartościowa...
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Ale nie będę szczęśliwy - powiedział powoli przytulając ją mocno. Widział jak drży, chciał ją przytulić i to właśnie zrobił.
- Nie byłem szczęśliwy wcześniej... przez pięć lat budowałem swoje życie z kimś. I wiesz co, dawałem z siebie wszystko , a otrzymywałem ból. Nie jestem szczęśliwy w Bostonie, w dotychczasowym życiu. Nie czułem... czułem zmęczenie psychiczne, nie miałem wpływu na życie pacjentów , mogłem być tylko osobą która im powie kiedy umrą. To wszystko. Nie chcę już tak dłużej żyć jak wtedy.
Podniósł jej podbródek tak by na niego spojrzała, starł dłonią jej łzy.
- Słonko, jesteś przepiękną kobietą, to nie chodzi o to jak wyglądasz... - uniósł na nią wzrok - wiem co biorę na siebie. I uwierz mi chcę wziąć, dzięki Tobie czuję że żyje. Że moje życie ma jakiś sens. Po prostu nie łam mi serca i sobie. W moich oczach widzę cię inaczej niż ty siebie i chciałbym żebyś dostrzegła to co ja.
- A ja widzę kobietę która ma oczy jak piasek, jak pada słońce to twoje włosy mają różne odcienie, co jest wprost urocze. Rozpoczęłaś studiowanie filologii angielskiej, mówisz niektóre litery w przyjemny inni sposób. W pierwszym momencie kiedy wychodzisz na zimno to kichasz, nucisz kiedy czujesz się lepiej, co mnie mega odpręża. Kiedy śpisz oddychasz tak cicho, że sprawdzam ci puls, bo się martwię. Na mój jeden krok robisz swoje dwa, zawsze stawiasz inaczej prawą nogę jak baletnica w tańcu, kiedy jesz trzęsą ci się uszy a kiedy się boi unosi ci brew.. o ta - wyciągnął dłoń i dotknął jej prawej brwi.
- A na twoich plecach masz całą konstelację gwiazd. Wygląda to imponująco, zakochałem się w tym. Jakbyś miała mapę nieba zawsze pod ręką...
- Słoneczko potrzebujemy się wzajemnie - powiedział pewnie. Obserwował jak układa włosy.
- Wiem że się boisz... że chcesz być rozsądna. Nie bądź. Wybierz tak jak mówi ci serce, wybierz mnie.
Sięgnął po metalowy nieśmiertelnik i jeszcze raz go do niej wyciągnął. Z nadzieją że tym razem jednak go weźmie. Nie chciał nawet myśleć o innej drodze i możliwościach. Wrócą razem i będą budować wspólną przyszłość na którą obydwoje zasłużyli. Miał świadomość że będzie nie łatwo, ale był na to gotowy.
- Nie byłem szczęśliwy wcześniej... przez pięć lat budowałem swoje życie z kimś. I wiesz co, dawałem z siebie wszystko , a otrzymywałem ból. Nie jestem szczęśliwy w Bostonie, w dotychczasowym życiu. Nie czułem... czułem zmęczenie psychiczne, nie miałem wpływu na życie pacjentów , mogłem być tylko osobą która im powie kiedy umrą. To wszystko. Nie chcę już tak dłużej żyć jak wtedy.
Podniósł jej podbródek tak by na niego spojrzała, starł dłonią jej łzy.
- Słonko, jesteś przepiękną kobietą, to nie chodzi o to jak wyglądasz... - uniósł na nią wzrok - wiem co biorę na siebie. I uwierz mi chcę wziąć, dzięki Tobie czuję że żyje. Że moje życie ma jakiś sens. Po prostu nie łam mi serca i sobie. W moich oczach widzę cię inaczej niż ty siebie i chciałbym żebyś dostrzegła to co ja.
- A ja widzę kobietę która ma oczy jak piasek, jak pada słońce to twoje włosy mają różne odcienie, co jest wprost urocze. Rozpoczęłaś studiowanie filologii angielskiej, mówisz niektóre litery w przyjemny inni sposób. W pierwszym momencie kiedy wychodzisz na zimno to kichasz, nucisz kiedy czujesz się lepiej, co mnie mega odpręża. Kiedy śpisz oddychasz tak cicho, że sprawdzam ci puls, bo się martwię. Na mój jeden krok robisz swoje dwa, zawsze stawiasz inaczej prawą nogę jak baletnica w tańcu, kiedy jesz trzęsą ci się uszy a kiedy się boi unosi ci brew.. o ta - wyciągnął dłoń i dotknął jej prawej brwi.
- A na twoich plecach masz całą konstelację gwiazd. Wygląda to imponująco, zakochałem się w tym. Jakbyś miała mapę nieba zawsze pod ręką...
- Słoneczko potrzebujemy się wzajemnie - powiedział pewnie. Obserwował jak układa włosy.
- Wiem że się boisz... że chcesz być rozsądna. Nie bądź. Wybierz tak jak mówi ci serce, wybierz mnie.
Sięgnął po metalowy nieśmiertelnik i jeszcze raz go do niej wyciągnął. Z nadzieją że tym razem jednak go weźmie. Nie chciał nawet myśleć o innej drodze i możliwościach. Wrócą razem i będą budować wspólną przyszłość na którą obydwoje zasłużyli. Miał świadomość że będzie nie łatwo, ale był na to gotowy.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Aiden... Proszę... Nie rób mi tego... - załkała. Przytulił ją tak mocno, że nie wiedziała, czy złapie oddech. Nie mogła słuchać o tym jak bardzo był nieszczęśliwy. Nie chciała żeby tak było. Uniósł jej podbródek i była zmuszona spojrzeć mu w oczy. Jej przerażony, zapłakany wzrok wbił się w niego. Było w nim tyle bólu i cierpienia. Brakowało nadziei.
- Nie chcę nikomu łamać serca, a już najbardziej tobie... - wyszeptała drżącym, zachrypłym głosem. A potem nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Zaparło jej dech w piersiach. Skąd on... Skąd on to wszystko wiedział? Tak uważnie ją obserwował? Nie wiedziała, że mówiła z akcentem, ani że kichała na zewnątrz. Nuciła? Ale kiedy... Naprawdę w strachu unosiła brew? A podczas jedzenia trzęsły jej się uszy? Jej oczy rozszerzyły się niemożliwie. Nigdy tak na niego nie patrzyła. Była zdumiona, tak bardzo jak tylko się dało. Ledwo mogła oddychać. Na mój jeden krok robisz swoje dwa... To w nią uderzyło. Odbijało się echem w jej głowie. Nie potrafiła znaleźć na to wszystko słów. Trzęsła się chyba jeszcze bardziej niż przedtem. I wpatrywała w niego jakby mówił obcym językiem. Co miała mu teraz powiedzieć? Zupełnie nic nie przychodziło jej do głowy. Tak bardzo ją zaskoczył... Nie umiała ogarnąć tego umysłem. Tak. Bała się. Bardzo się bała. I naprawdę chciała być rozsądna. A on prosił żeby go wybrała. Przecież już to zrobiła, dlatego tak bardzo chciała żeby był szczęśliwy. Trwała patrząc na niego i milcząc. Czas stanął w miejscu. Nie mogła znaleźć żadnych słów... Nagle oplotła go ramionami i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, wtulając w nią swój nos. Zamknęła oczy. Niespodziewanie uspokoił jej się oddech, mięśnie przestały drgać, ustały dreszcze. I nie płakała. Po prostu trwała wtulona w niego, po raz pierwszy świadomie spokojna. W głowie miała zupełną pustkę. Żadnej wojny, żadnego zimna, żadnego bólu. Mogłoby już tak zostać. Bardzo długo nie mogła się od niego oderwać. W końcu jednak uniosła nieśmiało głowę i odsunęła się na tyle by mogła spojrzeć mu w twarz. Jej karmelowe oczy patrzyły teraz na niego zupełnie inaczej.
- Kocham cię Aiden - powiedziała spokojnie. Jej głos się nie łamał, nie drżał, nie miała chrypki. Był łagodny, cichy, ale niesamowicie pewny. Jeszcze nigdy tak nie brzmiała. Ani razu nie uciekła wzrokiem i zupełnie przestała mrugać. Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Miała słone wargi, ale to nic. Chciała to zrobić. Dopiero wtedy pozwoliła sobie zamknąć powieki. W tej właśnie chwili, w stodole, na mrozie, w trakcie okrutnej wojny, poczuła się szczęśliwa.
- Nie chcę nikomu łamać serca, a już najbardziej tobie... - wyszeptała drżącym, zachrypłym głosem. A potem nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Zaparło jej dech w piersiach. Skąd on... Skąd on to wszystko wiedział? Tak uważnie ją obserwował? Nie wiedziała, że mówiła z akcentem, ani że kichała na zewnątrz. Nuciła? Ale kiedy... Naprawdę w strachu unosiła brew? A podczas jedzenia trzęsły jej się uszy? Jej oczy rozszerzyły się niemożliwie. Nigdy tak na niego nie patrzyła. Była zdumiona, tak bardzo jak tylko się dało. Ledwo mogła oddychać. Na mój jeden krok robisz swoje dwa... To w nią uderzyło. Odbijało się echem w jej głowie. Nie potrafiła znaleźć na to wszystko słów. Trzęsła się chyba jeszcze bardziej niż przedtem. I wpatrywała w niego jakby mówił obcym językiem. Co miała mu teraz powiedzieć? Zupełnie nic nie przychodziło jej do głowy. Tak bardzo ją zaskoczył... Nie umiała ogarnąć tego umysłem. Tak. Bała się. Bardzo się bała. I naprawdę chciała być rozsądna. A on prosił żeby go wybrała. Przecież już to zrobiła, dlatego tak bardzo chciała żeby był szczęśliwy. Trwała patrząc na niego i milcząc. Czas stanął w miejscu. Nie mogła znaleźć żadnych słów... Nagle oplotła go ramionami i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, wtulając w nią swój nos. Zamknęła oczy. Niespodziewanie uspokoił jej się oddech, mięśnie przestały drgać, ustały dreszcze. I nie płakała. Po prostu trwała wtulona w niego, po raz pierwszy świadomie spokojna. W głowie miała zupełną pustkę. Żadnej wojny, żadnego zimna, żadnego bólu. Mogłoby już tak zostać. Bardzo długo nie mogła się od niego oderwać. W końcu jednak uniosła nieśmiało głowę i odsunęła się na tyle by mogła spojrzeć mu w twarz. Jej karmelowe oczy patrzyły teraz na niego zupełnie inaczej.
- Kocham cię Aiden - powiedziała spokojnie. Jej głos się nie łamał, nie drżał, nie miała chrypki. Był łagodny, cichy, ale niesamowicie pewny. Jeszcze nigdy tak nie brzmiała. Ani razu nie uciekła wzrokiem i zupełnie przestała mrugać. Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Miała słone wargi, ale to nic. Chciała to zrobić. Dopiero wtedy pozwoliła sobie zamknąć powieki. W tej właśnie chwili, w stodole, na mrozie, w trakcie okrutnej wojny, poczuła się szczęśliwa.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
Aiden oddychał głośno w totalnej cichy. Jego oddech unosił się w postaci pary w powietrzu. Było naprawdę zimno, ale on czuł coś dokładnie odwrotnego. patrzył na nią i czuł jak bardzo drąż mu palce. Oczekiwanie było chyba najgorszym co mogło co spotkać. Nie wiesz co będzie. Obserwował jak patrzy na niego, próbował czytać wszystkie emocje z jej twarzy. I wtedy nagle przytuliła się do niego wciskając nos w jego szyję. Przyjął ją bez dyskusji, uśmiechnął się , ulżyło mu czyli nie wszystko stracone. Objął ją mocniej, jakby chciał schować ją i ukryć przed całym światem. Tu była bezpieczna. Nigdy już nikt i nic jej nie skrzywdzi. Będzie o nią walczył do końca. Kiedy spojrzała na niego ,nie wiedział co powiedzieć. Było jakby inaczej.
- Ja ciebie też kocham - wyszeptał to tylko to mu przyszło do głowy. Była tak odmieniona przez tą chwile. Widział przepiękny blask w jej oczach i iskierki.
- Chciałbym żebyś zawsze miała tak pewien głos i spojrzenie - jego dłoń pogładziła go po policzku z zachwytem w oczach.
- Ja ciebie też kocham - wyszeptał to tylko to mu przyszło do głowy. Była tak odmieniona przez tą chwile. Widział przepiękny blask w jej oczach i iskierki.
- Chciałbym żebyś zawsze miała tak pewien głos i spojrzenie - jego dłoń pogładziła go po policzku z zachwytem w oczach.
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- Już nie będę uciekać, ani cię odpychać. I nie powiem ci więcej żebyś mnie zostawił. Obiecuję. Chcę zostać z tobą już na zawsze. Ale odwdzięczę ci się jakoś... Jeszcze nie wiem jak, ale... Ale coś wymyślę. Tak. Coś wymyślę. Ty dałeś mi tak dużo... Chciałabym zadać ci tyle pytań. Tak wiele się o tobie dowiedzieć. Widzisz we mnie tyle rzeczy, ja... Nie wiedziałam... Nie wiedziałam o tym wszystkim. I tak trudno jest mi w to uwierzyć. Ale... Ale wierzę. Zaopiekuję się tobą tak jak ty mną, jak tylko będę mogła. Teraz jeszcze... Jeszcze nie mogę, bo nie wiem jak, ale potem... Będę ci gotować i sprzątać i robić wszystko w domu. Będę się bardzo starać. Bardzo. Obiecuję. Zrobię dla ciebie wszystko. Chcę żebyś zawsze mnie kochał. Ja będę cię kochać do końca życia. I potem też. Jesteś mi tak bardzo potrzebny. Umarłam, a ty wróciłeś mi życie. I cały czas mnie chronisz. Jesteś jak moja własna grawitacja, tylko ty trzymasz mnie przy ziemi. Tak bardzo cię kocham... - ukraińskie Słonko wtuliło się w niego jeszcze raz. Już nie chciała się od niego separować. Chciała z nim zostać. I już nigdy nie pomyśli, żeby od niego odejść, ani nie powie mu, żeby on odchodził. Potrzebowała go. I może on potrzebował jej? Nie wiedziała dlaczego, ale tak mówił. Było strasznie zimno. A ona była taka malutka. Dzieliło ich 20 cm różnicy wzrostu. On był barczysty i dobrze zbudowany. Ona, przez niedożywienie, potwornie chuda. Nie ważyła więcej niż 40 kg. Dlatego było jej ciepło. Aiden mógł schować ją całą w swoich ramionach. A dla niej, to było najbezpieczniejsze miejsce we wszechświecie. Przez myśl przeszło jej nagle, że skoro to wszystko się wydarzyło, to czy on będzie teraz chciał z nią... Przecież powiedziała mu, że go kocha... Wcześniej jej nie chciał, ale jak będzie teraz? Będą musieli to zrobić? Tutaj? To... To nie było najlepsze miejsce na świecie, ale jeśli będzie chciał, to się zgodzi. Przecież go kochała. Tylko, że tak niewiele o tym wiedziała. Całowała się dwa razy w życiu i to tylko z nim. A jak temu nie podoła? Co powinna robić? Co jeśli będzie niezadowolony? Poczuła ucisk w klatce piersiowej. Nie no... Przecież da radę.
- Aiden... - odezwała się cichutko - czy seks naprawdę boli? - tak słyszała, ale ile było w tym prawdy? Oficjalnie nikt jej tego nie powiedział. Nie wyjaśnił. Nie rozmawiała o tym z rodzicami. Chyba spaliłaby się ze wstydu. Miała mało koleżanek. Nie wypytywała. Była na to za bardzo nieśmiała. Zawstydzały ją takie tematy. Ale teraz Miała Aidena... Musiała wiedzieć jak to jest i co właściwie ma robić.
- Ja... Ja mniej więcej wiem jak to działa... Ale nikt mi nigdy nie wytłumaczył... I w sumie to... To wiem dosyć mało...
- Aiden... - odezwała się cichutko - czy seks naprawdę boli? - tak słyszała, ale ile było w tym prawdy? Oficjalnie nikt jej tego nie powiedział. Nie wyjaśnił. Nie rozmawiała o tym z rodzicami. Chyba spaliłaby się ze wstydu. Miała mało koleżanek. Nie wypytywała. Była na to za bardzo nieśmiała. Zawstydzały ją takie tematy. Ale teraz Miała Aidena... Musiała wiedzieć jak to jest i co właściwie ma robić.
- Ja... Ja mniej więcej wiem jak to działa... Ale nikt mi nigdy nie wytłumaczył... I w sumie to... To wiem dosyć mało...
Re: [Ukraina - Dęby niedaleko Kijowa] Tej nocy umrę.
- To dobrze, nie chcę cię gonić po całym globie, ale zrobiłbym to - powiedział patrząc na nią.
- Nie uciekaj już.. poradzimy sobie ze wszystkim co nas czeka - zapewnił ją. Ale po jej słowach wiedział już jedno, musi uważać. Nie może ryzykować, jeśli mu się coś stanie, ona sobie nie poradzi. Musieli podejmować rozsądne decyzję, mało inwazyjne, aby dotarli bezpiecznie do ameryki. Nie było innej drogi, była od niego uzależniona i to absolutnie dopiero teraz to do niego dotarło. Nie podejmował decyzji za siebie, podejmował za ich obu.
- Chodż Tu moje Ukraińskie Słońce, drugiego takiego nie znajdę - szepnął czują że radość go wypełnia, że bliskość jej pomaga zapomnieć , uśmiechnąć się, daje pewność.
Jej pytanie wprowadziło żołnierza w konsternację, rozejrzał się na około szukając jakiegoś punktu zaczepu. Poczerwieniał delikatnie. Jak to nie wiedziała? Mieli 21 wiek, seks atakował cię z reklam, filmów, telewizji, plakatów. Wszędzie był, nie dało się tego uniknąć. Nie uważał się za zacofanego ale... jak do tego doszło że mając 19 lat go o to pyta. Okej może tu jest jakoś inaczej. Właściwie mogło by być. Zresztą nie ma co kombinować trzeba było jej odpowiedzieć.
- Wiesz co... to złożony temat. Ból dotyczy pierwszego razu i bywa bolesny zwykle, ale też nie zawsze. Na to składa się wiele rzeczy, poczucie bezpieczeństwa, czułość partnera, atmosfera, wino potrafi rozluźnić.
Modlił się żeby nie zagmatwać sprawy bardziej.
- A co dokładnie wiesz? - tutaj odważył się dopytać. Musiał wiedzieć jak wiele musi jej wytłumaczyć, a chciał jak najmniej.
- Opowiedz mi o tym.. zawsze możesz mnie o coś pytać - zapewnił ją.
- Co dokładnie już wiesz? Albo jak to sobie wyobrażasz że może być?
- Nie uciekaj już.. poradzimy sobie ze wszystkim co nas czeka - zapewnił ją. Ale po jej słowach wiedział już jedno, musi uważać. Nie może ryzykować, jeśli mu się coś stanie, ona sobie nie poradzi. Musieli podejmować rozsądne decyzję, mało inwazyjne, aby dotarli bezpiecznie do ameryki. Nie było innej drogi, była od niego uzależniona i to absolutnie dopiero teraz to do niego dotarło. Nie podejmował decyzji za siebie, podejmował za ich obu.
- Chodż Tu moje Ukraińskie Słońce, drugiego takiego nie znajdę - szepnął czują że radość go wypełnia, że bliskość jej pomaga zapomnieć , uśmiechnąć się, daje pewność.
Jej pytanie wprowadziło żołnierza w konsternację, rozejrzał się na około szukając jakiegoś punktu zaczepu. Poczerwieniał delikatnie. Jak to nie wiedziała? Mieli 21 wiek, seks atakował cię z reklam, filmów, telewizji, plakatów. Wszędzie był, nie dało się tego uniknąć. Nie uważał się za zacofanego ale... jak do tego doszło że mając 19 lat go o to pyta. Okej może tu jest jakoś inaczej. Właściwie mogło by być. Zresztą nie ma co kombinować trzeba było jej odpowiedzieć.
- Wiesz co... to złożony temat. Ból dotyczy pierwszego razu i bywa bolesny zwykle, ale też nie zawsze. Na to składa się wiele rzeczy, poczucie bezpieczeństwa, czułość partnera, atmosfera, wino potrafi rozluźnić.
Modlił się żeby nie zagmatwać sprawy bardziej.
- A co dokładnie wiesz? - tutaj odważył się dopytać. Musiał wiedzieć jak wiele musi jej wytłumaczyć, a chciał jak najmniej.
- Opowiedz mi o tym.. zawsze możesz mnie o coś pytać - zapewnił ją.
- Co dokładnie już wiesz? Albo jak to sobie wyobrażasz że może być?